[Od Devotha: Bardzo spodobało mi się to opowiadanko i wygrało z innymi konkurencję o tytuł "OK" tego numeru. Może dlatego, że klimatycznie przypomina "Strefę Mroku - Twilight Zone", film dla mnie i wielu innych kultowy. Zresztą przeczytajcie sami ten ciekawy, psychodeliczno - deliryczny tekst i dajcie się ponieść fantazji...] SNY PŁONĄCEGO KSIĘŻYCA jest słońce jest księżyc jest dzień jest noc jest ciepło jest chłód jest miłość jest nienawiść jest niebo jest piekło... - Ale jest coś jeszcze, coś poza wszystkim, coś odwiecznego, coś wszechobecnego, nie rozumianego przez ludzkie wyobrażenie bytu... - Bóg? - Nie, to wywodzi się z ciemności, to jest ciemnością, esencją absolutnej ciemności... - Szatan? - Nie, w to nie można wierzyć, w to nikt nie wierzy, to nie potrzebuje wiary aby żyć... (wszystko istnieje dzięki naszej wierze, gdy nie ma wiary - umiera) - Śmierć? Ona nie może umrzeć. - Nie, to nie daje wolności, to wchłania ludzkie dusze, a gdy wyssa z ciebie wszystką energię, stajesz się częścią tego na wieki - niewolnikiem nie mającym własnej woli, ale mającym cząsteczkę świadomości - na tyle małą, by nie móc się wyzwolić... * * * W tym śnie było coś dziwnego. Dlaczego nie mógł się z niego wybudzić? Nie mógł w nim nic zmienić. Jeszcze będąc dzieckiem odkrył w sobie zadziwiającą zdolność: potrafił kontrolować swoje sny; śnił świadomie. Kiedy coś mu się nie podobało, po prostu myślał, na co to zmienić. Kiedy nie podobał mu się sen - budził się. Po pewnym czasie od tego odkrycia jego sny przybrały inny charakter. Nie były już dziecięcymi, bajkowymi wizjami - były metaforą tego, co miało się zdarzyć. Niestety, nigdy nie umiał dokładnie zinterpretować swojego snu i dopiero po fakcie go w pełni rozumiał. Ale ten sen był zupełnie czymś innym... Znów spróbował się obudzić. Wytężył całą swoją wolę. Czuł jak w skroniach coraz szybciej pulsuje mu krew. Coś nie pozwalało mu wyrwać się z tego świata marzeń. Sprawiało ból. Ostatni wysiłek... i jakby coś go nagle puściło, jakby pajęczyna oplatająca jego umysł rozerwała się. Otworzył oczy... Był w swoim pokoju. Przez okno wpadło czerwone światło księżyca. Wyglądał zupełnie inaczej niż zwykle - był jak zalana krwią rycerska tarcza. Że też łóżko stało naprzeciw okna. Bał się tego księżyca. Nie wiedział dlaczego, ale za każdym razem, gdy na niego spojrzał, przebiegał go dreszcz. Pomyślał nagle, że w pokoju obok jest drugie łóżko, a może tam nie będzie go drażnić purpurowe światło. Wstał powoli i wyszedł ze swojej sypialni. Korytarz był dziwnie ciemny. Nie mógł za dużo zobaczyć. Szedł prawie na oślep. Na dodatek wyobraźnia nasuwała dziwne myśli. Wydawało mu się, że w ciemności ktoś lub coś jest. Coś, co nie miało prawa bytu w tym świecie... W drugim pokoju rzeczywiście nie było purpurowego światła. Jedyne okno wychodziło na południe i tylko słabe światło gwiazd prześwitywało lekko przez ciemne warstwy chmur. Łóżko wyglądało, jakby przed chwilą ktoś na nim spał - wygnieciona pościel, poduszka leżała na ziemi. Przestraszony rozejrzał się po ciemnym pokoju, wytężył wzrok... Nie, nie mogło tu być nikogo. Może zapomniał ostatnim razem poprawić pościel. Tylko, jeśli dobrze pamiętał, nie spał w tym pokoju od dziesięciu dni... Położył się lekko zaniepokojony. Jeszcze raz uważnie rozejrzał się po pokoju. Na środku ciemna sylwetka dębowego stołu, kontrastowała ze słabym światłem wpadającym przez okno. Na stole od lat nie używana lampa oliwna, zarysowywała się niewyraźnie na tle ziejących chłodem drzwi na korytarz. Coś było nie tak, ale na pierwszy rzut oka wszystko znajdowało się na swoim miejscu. Zamknął oczy próbując zasnąć. Nagle wydało mu się, że czuje czyjąś obecność. Z zadziwiającą szybkością zerwał się z łóżka i obiegł wzrokiem pokój. Nikogo w nim nie było, ale... - Kurwa! Co jest!? - czerwone światło księżyca wpadało przez nie zasłonięte okno. Wyglądało na to, że wcale nie przeszedł do drugiego pokoju. Księżyc zdawał się przewiercać jego duszę, czuł, że dokonuje się gwałt na jego świadomości. Wstał, by szybkim nerwowym krokiem odejść jak najdalej od tego okna. Wyszedł z pokoju. W korytarzu znów czuł czyjąś obecność, lecz tym razem wyraźniej odczuwał zachwianie równowagi świata. Kiedy znalazł się w drugim pokoju, ten wyglądał tak jak poprzednio: wymięta pościel, zrzucona poduszka, jakby przed chwilą ktoś leżał na łóżku. - Co się tu, kurwa, dzieje! - krzyknął w ciemność - Przecież nie jestem pojebem! Kto to jest?! - cisza... Bał się. Czuł jak spływają mu po szyi krople potu. Kiedy kładł się na łóżku, wydawało mu się, że coś pojawiło się na moment w drzwiach na korytarz. - A może jednak jestem psycholem - powiedział do siebie szeptem. Leżąc, próbował pozbyć się natarczywych myśli. Powoli zapadał się w ciemność snu... * * * Boisz się światła? Przyjdź więc do mnie. Sprawię, że już nigdy więcej nie będziesz czuć strachu. Ale ty boisz się też ciemności? Musisz wybrać: czy wolisz światło, które ukazuje całe okrucieństwo tego świata, czy ciemność, subtelnie zasłaniającą wszystko kurtyną i pokazującą tylko to, czego chcesz ty i twoje myśli... * * * Poczuł jak coś zaczyna z niego wyssysać energię. Zerwał się z łóżka oblany potem. Znów znajdował się naprzeciwko okna, przez które nieustannie wlewał swe upiorne światło purpurowy księżyc. Nie zastanowił się nawet jak tu się znalazł, tylko od razu wybiegł do drugiego pokoju. Na korytarzu coś było. Czuł jak ukryte w ciemności obserwuje każdy jego ruch. Nie zwracał jednak na to uwagi. Ścigany przez strach wbiegł do ciemnego pokoju: nie posłane łóżko, na podłodze leżąca poduszka. Wiedział, że musiał tu przed chwilą być, przecież kładł tu się spać. Szybko położył się i mimowolnie zerknął w kierunku korytarza. Teraz już wiedział, że nie uda mu się usnąć... * * * Jesteś niewolnikiem życia. To ono jest twoim krzyżem, nałożonym na ciebie przez twego boga. Nie pozwól by brzemię, które dźwigasz było od niego zależne. Nie pozwól mu kierować twoim przeznaczeniem. Nie daj się karmić opowiastkami o raju. Nikt go ci nie da. Raj możesz stworzyć dla siebie tylko ty sam, ale nie łudź się, że ci się to uda. Możesz otrzymać jednak coś znacznie ciekawszego. A dać ci to mogę tylko Ja... * * * Widział jak w ciemności korytarz zaczynają się formować jasne pasma materii. Nie były duże: najwyżej trzydziestocentymetrowej długości. Falując zaczęły sie powoli zbliżać. Powoli, jak zahipnotyzowany, wstał z łóżka. Nie wiedział, co to jest, ale czuł, że kiedy się do niego zbliży, zacznie go oplatać niczym pajęczyna. Białe paski były już w pokoju. Wtedy, najszybciej jak mógł, pobiegł w kierunku drzwi na korytarz, omijając falującą materię szerokim łukiem. Na korytarzu nie było nic poza ciemnością. Wbiegł do swojego pokoju i zatrzasnął drzwi. Wolał już czerwone światło księżyca od jakiś jebanych pasków. Usiadł na łóżku, próbując sobie wytłumaczyć wszystko, co działo się tej nocy. W pewnym momencie uderzyła go myśl, że powinien teraz skręcać się ze strachu w świetle księżyca. Spojrzał w okno... Ciemność! Księżyc zniknął! Nie było już purpurowego światła - mógł spokojnie spać. Tylko te białe pasma... Jeszcze raz spojrzał przez okno. W tej ciemności było coś nienormalnego... Nie była to czerń nocy. Wydawała sie raczej... pustą przestrzenią. Nie można było w niej nic dostrzec, tak jakby w niej nic nie istniało. Znowu poczuł strach. Przecież to nie mógł być sen. Już dawno by się z niego obudził. Nie rozumiał nic z tego co się wokół niego działo. Nagle ściany pokoju zaczęły się powoli rozmywać. Wszystko zrobiło się przezroczyste - znikało. Po chwili był juz tylko on sam i ciemna pustka chaosu. * * * Więc jednak przyszedłeś. Stąd nie ma powrotu. Wiedz jeszcze, że poza ciemnością nie ma już nic. Ona jest twoim rajem i twoim piekłem... Sloodge/TheFect 05.12.1995