"Na dobre i na złe"
                                rozdział IV

                             W E R B O W N I K

                                   Shami


   Zmęczona  całodniową  jazdą  drużyna  z  radością  powitała  wieże zamku
Białego  Orła,  czerniejące  majestatycznie  na  tle  czerwono zachodzącego
słodca.
   -  Do  zamku  dotrzemy  po  zmroku.   Zbierzcie  się, jeszcze tylko dwie
godziny - wprawiony w bojach Bandil najlepiej znosił trudy podróży.
   -  Chyba będę musiał zmienić siodło - po Shamim widać było zmęczenie.  -
To jest strasznie niewygodne.
   -  Chyba  nikt  nie  wziął  pod  uwagę,  że nasza drużyna wzbogaci się o
dwumetrowego  elfa.   Nasz tropiciel był znacznie niższy, a to jego kod.  -
wyjaśnił  Zagar  i  zaśmiał  się  dodając  - Czy w sąsiedztwie twojego domu
mieszkali jacyś olbrzymi?
   Elf  udał,  że nie słyszał złośliwości i wstrzymał konia zrównując się z
Gnorikiem.  Już od pierwszej chwili poczuł jakąś więź, która połączyła go z
małym  hobbitem.   Było  w  nim coś ciepłego, coś, co sprawiło, że czuł się
lepiej.   Wiedział,  że  wesoły,  ruchliwy  złodziej  jest  mu bliższy, niż
ktokolwiek inny z całej tej drużyny.  Uśmiech wrócił na twarz Shamiego.
   - Co się stało z waszym tropicielem?  - spytał.
   -  Mieliśmy ciężką przeprawę z goblinami w jednej ze świątyd napotkanych
po drodze.  Spójrz na Santę, to właśnie tam oberwał.  - hobbit skinął głową
w stronę Santy, którego twarz miała kolor pergaminu.  - Gurstangowi się nie
udało.  Czarny Mag coraz śmielej sobie poczyna.
   -  Kim  jest  ten  Czarny  Mag  ?  - Shami z zaciekawieniem popatrzył na
Gnorika.   -  Słyszę  to  imię  już  poraz drugi i to w tak krótkim okresie
czasu.
   - Nikt nie wie kim jest Czarny Mag.  Pojawił się nagle i od razu urósł w
siłę.   Udało  mu się to, co próbował już niejeden, ale co nikomu wcześniej
się nie udało - zebrał razem wszystkie bandy goblinów włóczące się bez celu
po Małym Orcusie i dał im swoje oznaczenia.  Właściwie bez celu, to za dużo
powiedziane  - mają tylko jeden cel - rozlać jak najwięcej krwi.  Właściwie
oznaczenia,  to  też  za  dużo  powiedziane.   Ubiera  się toto na czarno i
czaszkę, jak u Morglitha ma wyrysowane.
   - Ci, co spalili wioskę...
   - ...też nosili jego znaki.  Pewnie to ci sami, co spalili wieżę twojego
nauczyciela.   Czarny  Mag robi chyba wszystko, by zostać jedynym magiem na
Orcusie.   Dziwię  się,  że  nic  dotąd nie słyszałeś.  Niewielu czarodziei
zostaje   w  swoich  siedzibach,  wszyscy  przenoszą  się  do  miast.   Tam
bezpieczniej.  Ty też pewnie to zamierzasz...
   - Skąd wiesz?  - wykrztusił Shami.  - Skąd wiesz, że...
   -  Mnie  się  pytasz?  Powinieneś wiedzieć.  Widziałem rzemied na twojej
szyi.  Pewnie nosisz na nim swój amulet.  - Gnorik popatrzył pytająco - Mam
rację?
   -  Potrafisz  zaskoczyć.   Czy  jest  coś, co można przed tobą ukryć?  -
odpowiedział elf i roześmiał się.
   - Nie.  Stanowczo nie.  - hobbit zrobił dumną minę.
   - Lubisz mówić...  - Shami pokiwał głową.
   - Ja?...  Ależ skąd.  Posłuchałbyś Zagara, ten to dopiero lubi mówić.
   - Może bogowie nie obdarzyli cię wielkim wzrostem, ale nie chciałbym być
twoim wrogiem.
   Uśmiech rozjaśnił oblicze hobbita:
   - Tobie dali go w nadmiarze.  Rozumu też nie poskąpili - dodał szeptem -
Nie to, co Zagar.
   Shami spojrzał na Gnorika pytającym wzrokiem.
   -  Twierdzi,  że  jest  synem  boga, Gotham-gora, ale nie widać, by jego
ojciec był z niego zbytnio zadowolony.
   Obaj wybuchnęli śmiechem.  Po chwili Shami odetchnął głośno.
   - Ech, ciężkie to czasy.  Podpisaliście kontrakt w zamku?
   -  Tak.   Czasy  ciężkie,  a złota nigdy dość.  Nam zostały jeszcze trzy
miesiące,  a  potem...  kto wie...  Brakuje mi miasta.  Karczmy, świątynie,
skarbce, hobbitki...
   - No tak...  - Shami pokiwał głową - Skarbce...  Każdemu oświadczasz, że
jesteś złodziejem?
   - Nie.  - Gnorik spoważniał na chwilę.  - Ale tobie mogę powiedzieć.
   - Skąd możesz wiedzieć kim jestem?
   - Widzę to w twoich oczach.  - uśmiech wrócił na twarz Gnorika.  - Tylko
najpierw musisz przyklęknąć, bym mógł w ogóle je dojrzeć.
   Shami pokiwał głową.
   - Ale z ciebie żartowniś.  Jaki jest najkrótszy czas kontraktu?
   - Chyba sześć miesięcy.  Dlaczego pytasz?
   -  Muszę  za  coś  żyć.   Nie  można  mieszkać  w  zamku nie robiąc nic.
Chciałbym przetrwać jakoś te kilka miesięcy.
   - Co chcesz robić potem?  Zajmiesz się magią?
   - Któż to wie...
   -  W  takim  razie  trzymaj  się  z  nami.  Kto wie, czy i na ciebie nie
zapoluje Czarna śmierć.
   - W takim razie, jeśli zapoluje na mnie, zapoluje i na was.
   - Zoobaczymy, kto na kogo zapoluje!  - Gnorik podniósł budczucznie głowę
do góry.  Widząc to Shami roześmiał się.
   -  Dziwny z ciebie hobbit, panie Gnoriku.  Ale rodzina pewnie musi być z
ciebie dumna.
   - Pewnie musi.  - Gnorik udał smutną minę, po czym roześmiał się w głos.

   Gdy  dojechali  do  zamku  było  już ciemno.  Strażnicy widząc w świetle
pochodni  twarz  Bandila szybko otworzyli bramę.  Kiedy wjeżdżali we wrota,
strażnik trzymający w ręku kuszę rzucił w stronę jadących:
   - Jeszcze dziś macie się zgłosić do werbownika.
   - A skąd ten wie, że wróciliśmy?  - zmęczony Zagar najwyraźniej nie miał
ochoty na pogawędki z przełożonymi.
   - Już z daleka widzieliśmy jeźdźców i Nystul zobaczył was w swojej kuli.
-  powiedział  strażnik  i  zwracając  się w stronę Shamiego dodał - Ty nie
wchodź tam razem z nimi.  Masz poczekać przy drzwiach.
   - Nystul to nasz mag - wyjaśnił Gnorik.
   Jeźdźcy zsiedli z koni.  Bandil spojrzał na twarze żołnierzy:
   - Idźcie odpocząć.  Ja porozmawiam z werbownikiem.  Santa, Zagar, Gnorik
i Shami - chodźcie ze mną.  Bez nas chyba się nie obejdzie.
   Cała  piątka  udała  się  w  stronę  wieży,  w  której mieścił się pokój
werbownika.
   -  Ciekawe czego chce.  Czy nie mogło to poczekać do jutra?  - Zagar był
rozrdażniony.
   -  I  ty  to  mówisz?   - Gnorik tylko pokiwał głową - Popatrz na Santę.
Ledwie idzie i nie narzeka.
   -  To  może  chodzić  o  mnie.  - Shami miał wyrzuty sumienia patrząc na
Santę.
   - Nie zastanawiajcie się, tylko chodźcie.  Im szybciej to załatwimy, tym
szybciej  będziemy  mogli  odpocząć.   -  Bandilowi  też  spieszno  było do
zasłużonego snu.
   Kiedy stanęli przed drzwiami, Shami powiedział:
   -  Ja  zaczekam.  Jeśli to o mnie chodzi, to mnie zawołacie.  Jeśli nie,
to  powiedzcie  mu  o  mnie.   Nie  chcę  żebyście przeze mnie mieli jakieś
kłopoty.
   - Spokojnie, już ja o to zadbam - Bandil uśmiechnął się i zapukał.
   - Wejść - zabrzmiało po drugiej stronie.
   Bandil  otworzył  drzwi  i  wszedł.  Za nim podążyli wszyscy z wyjątkiem
elfa.
   - Po co nas wezwałeś?
   -  To ja tu jestem od zadawania pytad - ubrany w zbroję człowiek nie był
w najlepszym humorze.  - Kiedy dostanę sprawozdanie z wyprawy?
   -   Jutro   wieczorem.    Potrzebuję   dnia  na  opisanie  wydarzed.   -
odpowiedział Bandil.
   - Jutro przed obiadem chcę mieć opis.
   - Ale to...
   -  Nie  ma  żadnego  "ale".   - przerwał werbownik.  - Kim jest ten elf,
który z wami idzie i co on robi w zamku?
   - Jest łowcą i przystał do nas - zrezygnowany Bandil spuścił głowę.
   -  Wprowadźcie  go.   -  rozkazał  werbownik, a sam podszedł do drzwi po
drugiej  stronie  pokoju,  zapukał  i  zawołał  -  Nystulu, wejdź do nas na
chwilę.
   Przyjaciele spojrzeli po sobie.
   -  Zaraz  wszystkiego  się  dowiemy.  - szepnął Santa - Nystul będzie go
sprawdzać.
   W  tym  momencie  otworzyło  się  równocześnie  dwoje drzwi i do komnaty
weszły  dwie  postacie.   Jedna  z nich miała długą siwą brodę i trzymała w
ręku szklaną kulę, a drugą był Shami.
   - Sprawdź go.  - powiedział werbownik do maga.  - Chcę wiedzieć kim jest
i jakie są jego zamiary.
   Mag popatrzył na Shamiego z uwagą i powiedział:
   -  Jest  elfem, zajmuje się łowiectwem i tropieniem, ma sto czterdzieści
lat,  urodził  się  w  Ostrogarze i nie ma wobec nas złych zamiarów.  Jeśli
chodzi o to, czy jest dobrym żołnierzem, to jest.  Wie co robić z mieczem i
łukiem.  Czy trzeba ci czegoś więcej?
   Werbownik nie zdążył odpowiedzieć, kiedy mag dodał:
   -  Idę  już.   Mam w tej chwili ważniejsze zajęcia.  - po czym zwracając
się  w  stronę  elfa rzekł:  - Z tobą chciałbym kiedyś porozmawiać.  Ale to
innym razem.  - I znikł za drewnianymi drzwiami.
   -  Czy  możemy  już  iść?   - Bandil zaczynał się niecierpliwić.  - Mamy
rannych,  którzy  potrzebują  spokoju.  Relacja z wszystkich wydarzed trafi
jutro  na  to biurko.  - po czym zasalutował i odwrócił się w stronę drzwi.
Werbownik podwójnie zlekceważony zacisnął zęby:
   -  Jutro  przed  obiadem,  przypominam.   - i zatrzasnął za wychodzącymi
drzwi.
   Cała piątka ruszyła w dół po schodach.
   -  Chodź  z nami - powiedział Gnorik do Shamiego.  - Chyba nie będzie ci
przeszkadzać spanie na miejscu Gurstanga.
   -  Chyba  nie  mam wyjścia.  - Shami zażartował - Mam tylko nadzieję, że
bogowie zabrali go do siebie i nie będzie się włóczył po nocy.
   -  Tego  chyba możesz być pewien.  - Santa uśmiechnął się.  - Późno już.
Nie chcę budzić medyka.  Dasz radę zmienić mi opatrunek?
   -  Znam się trochę na ziołach.  Możesz na mnie liczyć.  - odparł Shami i
spytał Zagara - Może i tobie przyda się pomoc?
   -  Czemu  nie.   Będę  wdzięczny.   -  przerwał  na  chwilę - Głupio mi.
Postaram się od teraz traktować cię inaczej.  Zgoda?
   -  Zapomnij,  nic  się  nie stało.  W kodcu nieczęsto spotyka się prawie
dwumetrowego elfa.  - Shami wyciągnął w kierunku Zagara dłod - Zgoda.

   Barak  wyglądał  znośnie.   Były  tu  tylko cztery posłania, a nie jak w
innych  po  pięć.   Przedmioty leżące przy pryczach pokrywała gruba warstwa
kurzu.
   -  Jutro  trzeba  coś  z  tym  zrobić.   -  Gnorik przeciągnął palcem po
drewnianej   półce   i   przyjrzał  się  kołtunom  pokrywającym  go  prawie
całkowicie.  - Jeśli nie, to podusimy się od tego kurzu.
   -  Co  robimy  jutro  ?- spytał Zagar, przyglądając się jak Shami pomaga
Sancie zdjąć zbroję i delikatnie zdejmuje opatrunek.
   -  Odpoczywa...amy  -  Santa  stęknął  z  bólu,  gdy przesiąknięty krwią
kawałek  materiału oderwał się do rany.  - Przynajmniej ja mam taki zamiar.
Niech się najpierw zagoją moje rany.
   - To trzeba mieć pecha - dodał po chwili.
   -  Ty  na pecha nie narzekaj.  - Gnorik szykował do snu posłanie - Mogło
być  gorzej.   Przyniosę  wodę.   -  dodał  po  chwili  patrząc na starania
Shamiego.
   -  Ja  chyba  też  zrobię  sobie  dzied, dwa odpoczynku.  Potem zaczynam
szkolenia.   -  Zagar  popatrzył  na  swoją  ranę.   -  Chyba, że to mi nie
pozwoli.
   -  Ja  nie wiem.  Muszę coś zadecydować.  Co chcecie robić po skodczeniu
kontraktu?    -  Shami  zajrzał  do  woreczka,  w  którym  miał  zioła.   -
Przedłużacie, czy jedziecie gdzieś dalej?
   - Nie wiem, pewnie jedziemy, chociaż to zależy od tego, ile złota uda mi
się  zebrać  przez  ten  czas.  - Zagar otworzył sakiewkę i przeliczył swój
majątek.  - Na razie niewiele tego.
   -  Wziąłbym  kontrakt,  ale  najkrótszy  czas  to sześć miesięcy, a wasz
kodczy  się  za  trzy.   Nie  wiem,  może coś da się z tym zrobić.  - Shami
zamyślił  się  - Jeśli nie, to wkrótce wyjeżdżam.  Może znajdę was za jakiś
czas.
   -  Dlaczego  chcesz się do nas dołączyć?  Znasz nas tylko jeden dzied...
Skąd wiesz, czy można nam zaufać?
   -  Nazwij  to przeczuciem.  Samemu ciężko w tych czasach...  a poza tym,
dlaczego  wy mi zaufaliście biorąc mnie tu na nocleg?...  - po czym dodał -
Zresztą polubiłem Gnorika.
   -  To  jest  tan Gnorik Grimley z Ogragaru i choć nie obnosi się tym, to
bądź co bądź jest szlachcicem.  - zauważył Zagar.  - A ty?...
   -  Nie wiedziałem, że jest szlachcicem...  A ja?  Jestem el Shami, jeśli
tak bardzo zależy ci na tytułach i pochodzę z Ostrogaru.
   - Ja jutro idę do gospody.  - Gnorik właśnie wrócił z wodą - może uda mi
się  coś  wyjaśnić  w  sprawie tego, co się stało przed naszym wyjazdem.  -
Santa  i  Zagar  spojrzeli  na niego.  - Pamiętacie tego, który mówił nam o
spisku na zamku, o szpiegach, o Czarnym Magu...?
   -  Tego,  co  nic  już  nie  powie..?   -  teraz nawet Shami spojrzał na
mówiącego Santę.  - Poszedłbym z tobą, ale...
   - Nic nie mów.  Ty zostajesz tu i śpisz.  Sen jest najlepszym lekarstwem
na wszystko.  - teraz hobbit spojrzał na Zagara.  - Ciebie nawet nie pytam.
Ty też zostajesz i leczysz rany.
   -  Ale  ja  jutro nie mam nic do roboty.  - powiedział Shami przemywając
ranę Santy.  - Pójdę z tobą, panie.
   Gnorik spojrzał zdziwiony na elfa.
   - Panie?
   - Zagar mi powiedział.  Przepraszam, jeśli uraziłem twą szlachecką dumę.
   -  Zagar,  pozwól mi samemu decydować, kim jestem.  - i zwracając się do
Shamiego  rzekł  -  Gdyby  zależało  mi na tym, byś zwracał się do mnie per
panie, to na pewno nie omieszkałbym ci o tym powiedzieć.  Jestem Gnorik, po
prostu Gnorik.
   Shami  nie  odezwał  się,  ale podniósł głowę i patrząc hobbitowi w oczy
uśmiechnął się.
   -  Cieszę  się,  że  jutro pójdziemy razem, Shami.  Co dwie głowy to nie
jedna.   Może  razem  coś  wymyślimy.   Nasze  prycze stoją koło siebie, to
później powiem ci co się stało.
   - Czy to coś poważnego?
   - Na razie tylko podejrzenia, ale skoro tamtego zamordowali...
   - Rzeczywiście, coś w tym może być.
   Rano  promień  słońca  padający  przez okno obudził Gnorika.  Shami, już
ubrany,  cicho krzątał się przy swoich rzeczach.  Hobbit spojrzał na prycze
Santy i Zagara.  Obaj jeszcze spali.
   -  Zagar  jest tylko draśnięty, ale Santa naprawdę miał wiele szczęścia.
-  cichy  szept  dotarł do jego uszu.  - W ciągu tygodnia powinien dojść do
siebie.
   -  Co  robimy  ?   -  Gnorik  usiadł  na łóżku - Co myślisz o tym, co ci
powiedziałem wczoraj w nocy?
   -  Mam pewien plan.  Czy w zamku są jakieś kobiety?  - głos Shamiego był
tajemniczy.
   -  Tylko jedna.  Karczmarka, potężna kobieta .  Chyba każdy ją miał i to
pewnie nie raz.  Sam wiesz, jak to jest, gdy wokół sami mężczyźni...
   - Mówiłeś, że ci podejrzani to gnom, krasnolud i półolbrzym...
   - Tak i spotykają się w gospodzie.
   - Jeśli chodzi o gnoma i krasnoluda, to nie da rady, ale może udałoby mi
się oszukać półolbrzyma.
   - W jaki sposób?
   - Zawsze mówiono mi, że mam żedskie rysy.  Nie wiem, nie lubię patrzeć w
lustro.   -  Shami  próbował  skryć  rumieniec - Może gdybym przebrał się w
damski strój, półolbrzym dałby się nabrać.
   Dopiero  po  chwili do Gnorika dotarło to, co powiedział Shami.  Zaśmiał
się, ale po chwili stłumił śmiech:
   - To chyba może się udać.  Tylko skąd weźmiesz przebranie?
   - Dasz radę podwędzić go karczmarce?
   -  Nic  z tego, nie pozwala wchodzić na górę.  Ktoś musiałby ją zająć na
kilka minut.  Z zewnątrz też nie da rady.
   Przez  moment w baraku zapanowała cisza.  Po chwili Shami wolno podniósł
głowę do góry i zapytał:
   - A ładna ona chociaż?
   - ...Miła - Gnorik uśmiechnął się.
   -  Już  nic  nie  mów, wiem o co chodzi.  - Shami przerwał na chwilę.  -
Pięć minut.  Dasz radę?
   - Czego się nie robi dla przyjaciół.  Idziemy.
   -  Tylko  dobierz  mało charakterystyczny, żeby potem nie poznała swojej
sukni.
   - Nie ucz złodzieja kraść.  Nie pierwszy raz to robię.

   Gospoda  była  jedynym miejscem rozrywki żołnierzy z Zamku Białego Orła.
Podstawą  jej działalności było piwo, które lało się tu strumieniami.  Jego
jakości  można  byłoby  wiele  zarzucić,  ale  nikt nie odzywał się, by nie
narazić  się Basetli, pierwszej i ostatniej damie tego przybytku.  Gnorik i
Shami otworzyli skrzypiące drzwi i weszli do środka.  W gwarze rozmów, mimo
wczesnej  pory,  co  jakiś czas rozbrzmiewały pijackie głosy gości.  Gnorik
przysiadł  przy ławie wraz z kilkoma innymi gwardzistami, by nie rzucać się
w oczy.  Shami powoli podszedł do baru i oparł się o blat.  Za nim potężna,
tęga  kobieta  krzątała  się roznosząc kufle piwa.  Shami spojrzał na nią i
przerażony obrócił się w stronę drzwi.
   - Zmiana planu?  - Gnorik był czerwony ze śmiechu.
   -  Nie  powiedziałeś,  że  to  potwór.   -  Shami  miał  do  przyjaciela
pretensje.
   - Nie powiedziałem, że jest ładna.
   -  Ona  ma  z pięćdziesiąt lat i pewnie tyle co ja wzrostu!  - Shami nie
krył oburzenia.
   -  I  właśnie  dlatego  jej  rzeczy  będą na ciebie pasować.  Zobaczysz,
zrobisz furorę, jesteś od niej sto razy ładniejszy, nawet jako dziewczyna.
   - Ale ja...
   -  Nie ma żadnego ale.  Nie patrz na nią.  Uruchom wyobraźnię.  - Gnorik
pocieszał elfa.
   - Nie ma tak wielkich elfów.  To tylko ja tak wyglądam.
   - Widziała cię?  Spodobasz się jej.
   - Ale ona mnie się nie podoba!
   - Nie krzycz tak, tylko bierz się do roboty.
   Zrezygnowany Shami mruknął tylko pod nosem:
   - I pomyśleć, że to ja wymyśliłem przebieranie się...  Nigdy więcej...
   Shami jeszcze raz podszedł do baru.  Basetla podeszła do niego i zaczęła
wycierać ladę.
   -  Co  podać?   -  kobieta  spojrzała  na elfa i znieruchomiała.  Na jej
twarzy  malowało  się  zaskoczenie  -  A ty skąd się tu wziąłeś?  Jesteś tu
pierwszy raz.
   - Skąd pani wie?  - twarz Shamiego spłonęła czerwienią.
   -  Takich  twarzy  się  nie  zapomina...   - karczmarka oczarowana wciąż
patrzyła  prosto  w  oczy  elfa.   -  Jak  żyję  nie widziałam kogoś tak...
uroczego.
   -  Chciałbym...   Nie  wiem jak to powiedzieć - twarz Shamiego przybrała
kolor dojrzałego pomidora - Wie pani, jestem młody...
   - No wykrztuś to z siebie.
   - Kiedy nie mogę...  Chciałbym...  - Shami pocił się próbując powiedzieć
coś,  ale  słowa  nie chciały mu przejść przez gardło - Chciałbym cię mieć,
przespać się z tobą.
   - Myślałam, że nigdy tego nie usłyszę.  Masz teraz czas?
   - Teraz?  - Shami przełknął wolno ślinę.  - Mam.
   -  No to chodźmy - twarz Basetli rozjaśniła się w uśmiechu - Uhete, dbaj
o obsługę.  - Młody chłopak zakręcił się przy kuflach z piwem.
   Idąc  za  karczmarką  Shami obrócił się w stronę Gnorika.  Hobbit skinął
głową  na  znak, że jest gotów.  Kiedy weszli na górę, kobieta zaraz zdjęła
wszystkie swoje rzeczy.
   -  Na  co  czekasz?   - spojrzała na niego zalotnie delikatnie oblizując
zeschnięte  wargi  i zaczęła rozwiązywać kaftan Shamiego.  Elf lekko zaczął
pieścić jej piersi...

   Piętnaście minut później Shami kodczył zapinać swoje skórzane spodnie.
   -  Jak  długo  zostajesz  w  zamku?  - Basetla była w siódmym niebie.  -
Gdybyś  chciał  jeszcze...   Uhete  jeszcze niewiele umie i choć szybko się
uczy,  to...   sam wiesz - skinęła niedwuznacznie w kierunku wybrzuszenia w
spodniach Shamiego - ma dopiero czternaście lat.
   - Nie wiem, ale było pięknie.- Shami przeciągnął się krzywiąc twarz tak,
by  tego nie widziała.  - Co robisz dziś wieczorem ?  - dalej ciągnął swoją
grę.
   - Naprawdę tego chcesz?
   -  Jakby co, to wiem gdzie cię szukać.  - elf kryjąc obrzydzenie ostatni
raz pocałował karczmarkę.
   Gnorik czekał w baraku.  Santa i Zagar uśmiechem przywitali Shamiego.
   - Już wiecie?  - domyślił się wszystkiego - Oj, Gnorik....  Masz chociaż
to, co trzeba?
   -  Nie  martw  się,  twój  trud nie poszedł na marne.  Popatrz na to.  -
Gnorik wyciągnął z sakwy kobiecy strój.
   - Nie pozna?  - Santa nie był pewien, czy plan się powiedzie.
   -  Nie ma szans.  W jej szafach jest tyle sukni, że pół Ostogaru mogłoby
się ubrać.
   -  No  załóż  to  w  kodcu  na  siebie.  - Zagar cały czas uśmiechał się
złośliwie - Nie mogę się doczekać widoku prześlicznej elfki.
   Shami wziął strój i zniknął za kotarą.  Po dłuższej chwili zawołał:
   - Santa, pozwól na chwilę.
   Zawołany  wszedł  za  kotarę  i Gnorik z Zagarem usłyszeli westchnienie.
Shami  i  Santa  szeptali  coś przez chwilę i kilkanaście minut później zza
kotary wyłonił się ten drugi.
   - Czegoś takiego nie widzieliście już dawno.  - w jego głosie zabrzmiała
duma - Oto co potrafi zrobić Santa-fryzjer.
   Zza  kotary  wyłoniła się wysoka, młoda dziewczyna.  Strój leżał na niej
jak  ulał,  podkreślał  wydatne  piersi.   Lekko  chłopięce rysy skryte pod
delikatnym  makijażem,  w  niczym  prawie nie przypominały twarzy Shamiego.
Całości  dopełniało  uczesanie.   Santa  rzeczywiście wspiął się na szczyty
swoich  umiejętności.   Długie,  proste  włosy  luźno  opadały  na ramiona,
dodając  twarzy Shamiego dziewczęcej delikatności.  Zagar zdumiony stał jak
wryty nie mogąc zrobić żadnego ruchu.
   -  Gdybym  nie  wiedział,  że  to ty, Shami, pewnie bym się zakochał.  -
Gnorik był szczery.  - Ten plan nie może się nie udać.
   - Najpierw będziesz musiała...  to znaczy...  musiał dotrzeć do karczmy.
- wykrztusił w kodcu Zagar.  Shami spojrzał na niego zdziwiony.
   -  Zagar  ma  rację.   To  nie  będzie  takie proste.  Sam mam na ciebie
ochotę.   -  Santa powstrzymał śmiech.  - Do tego zamku od bardzo dawna nie
przyjechała  żadna kobieta.  Wiesz dlaczego?  - Na twarzy elfa pojawiło się
zaciekawienie.   - Bo ostatnie trzy znaleziono w fosie wielokrotnie...  No,
sam wiesz.
   -  Będę  go  osłaniać.   -  Gnorik  przypiął  do  pasa swój miecz.  - Wy
odpoczywajcie.  Musicie szybko wyleczyć rany.
   -  Dam  sobie  radę.   - Shami był mimo wszystko pewny siebie.  - Po tej
karczmarce nie może być nic gorszego.
   Wszyscy wybuchnęli śmiechem.

   Shami  polerował  swojego bastarda, kiedy do baraku wpadł Gnorik.  Kiedy
zobaczył  śpiących  Zagara  i  Santę,  podszedł do Shamiego i szepnął mu na
ucho:
   - Nasza trójca siedzi w najciemniejszym rogu karczmy i rozmawia o czymś.
Próbowałem  ich podsłuchać, ale nie dało rady - jest za głośno.  - spojrzał
pytająco na elfa - Zaczynamy?
   Shami wziął głęboki oddech i pomodlił się do Dagonina.  - Zaczynamy.
   Drewniane  drzwi poraz drugi ze skrzypieniem otworzyły się przed Shamim,
ale  tym  razem  nie  udało  mu  się  nie  zwracać  na siebie uwagi.  Pełne
pożądania  oczy wypełniających gospodę gwardzistów, błędnie krążyły po jego
zgrabnych  krągłych  kształtach.   Shami  siadł niedaleko insteresującej go
trójki.   Gnom  i krasnolud rozmawiali o czymś zawzięcie, ale półolbrzym od
razu  zwrócił  uwagę  na  dorodną  elficę.   Do  Shamiego  podszedł  młody,
przystojny gwardzista niosąc dwa kufle piwa:
   - Można?  - spytał nieśmiale.
   -  A  czy  ja bronię ?  - Shami zawsze potrafił naśladować głosy.  Cichy
sopran zabrzmiał bardzo naturalnie.
   -  Jak  się  nazywasz?   Jesteś  tu  chyba pierwszy raz...  - gwardzista
starał się nawiązać rozmowę.  - Nie boisz się tak sama?
   Shami spojrzał na niego:
   - Jestem umówiony...  to znaczy umówiona.
   - Przepraszam - zaczerwieniony gwardzista szybko wstał od stołu.
   Do Shamiego przysiadł się półolbrzym:
   - Nieźle go spławiłaś...hypp - wypite litry piwa dawały o sobie znać.
   - Trzeba sobie umieć radzić w każdej sytuacji.
   - To mi się podoba...  Co ty tu ...hypp...  robisz?
   - To co ty.  Mnie też wolno pić piwo.
   - Czy jest coś, co jeszcze ci wolno?
   Shami zrozumiał aluzję i prowokacyjnie oblizał wargi:
   -  Pewnie  by  się  znalazło...   -  półolbrzym  nie  wytrzymał  i mocno
pocałował  Shamiego  w  rozchylone  usta.  - Nie tak prędko.  - Shami lekko
odepchnął natręta.  - Najpierw chcę się napić.
   Po  kilku następnych piwach półolbrzym ledwie trzymał się za ławą.  Inni
żołnierze  przyglądali  się  Shamiemu z nieukrywanym podnieceniem, ale nikt
nie ośmielił się podejść widząc jego towarzysza.  Shami wypatrzył stojącego
w drzwiach Gnorika i dał mu znak.
   - Może gdzieś pójdziemy.  Tu jest tak głośno.
   - Dobra, chośmy do mnie.  - dryblas ciężko podniósł się znad ławy.  - Ja
idę - krzyknął w stronę gnoma gestykulującego w kierunku krasnoluda.  - Nie
przeszkadzajcie przez godzinę...hypp.
   Kiedy  weszli  do  baraku, w środku nie było nikogo.  Półolbrzym padł na
pryczę  i zasnął upojony piwem.  Shami odetchnął z ulgą i wyjrzał na ulicę.
Z  cienia  przy  pobliskich barakach wysunął się Gnorik.  Kiedy podszedł do
elfa, ten rzekł:
   -  Zwiąż  go.  Potem obszukaj cały barak.  Nie zdziwiłbym się gdyby gnom
też  tu  mieszkał.   Ja  stanę  przy  drzwiach i będę patrzył, czy nikt nie
idzie.
   - Zgoda.  - odpowiedział złodziej i wziął się do roboty.
   Poszukiwania nie poszły na marne.
   -  Mam coś, ale nie mogę się doczytać.  To nie jest wspólny...  - Gnorik
wpatrywał się w kartę pergaminu - Może tobie uda się coś z tego wyciągnąć.
   -  To  język  orków.   -  umiejętności tłumacza dały znać o sobie.  - To
pismo   nakazujące   likwidowanie  wszystkich  podejrzewających  cokolwiek.
Podpisane  przez...   zaczekaj...  "Mattava, wierny sługa Czarnego Pana", a
adresowane do naszej trójki:  gnoma, krasnoluda i tego tu.
   - Skąd wiesz, że to od kogoś od Czarnego?
   - Wspomina tu o nagrodzie od niego.  No i ten podpis.
   -  Co robimy?!  Czasu nie jest za wiele.  - Gnorik nie zwlekał długo.  -
W  każdej  chwili ktoś może się zjawić, a i piwo nie jest zbyt mocne.  Mamy
to, czego szukaliśmy!
   -  Biegnij  do  werbownika,  niech przyjdzie tu z żołnierzami.  Obudź po
drodze Santę i Zagara.
   - A co z pismem?
   -  Weź.   Ja tu zostanę na wszelki wypadek.  Wszyscy i tak wiedzą, że tu
wchodziłem.
   - A...
   - Leć już, nie mamy czasu!
   Gnorik  wybiegł z baraku i skierował się w stronę swojej kwatery.  Santa
siedział na pryczy, a Zagar spał jeszcze, gdy hobbit wpadł do środka.
   - Zbierajcie się, mieliśmy szczęście!
   - Macie coś?  - Santa szybko zaczął zawiązywać skórzane buty.
   -  Znalazłem  pismo.  Shami powiedział, że to od Czarnego Maga!  Wstawaj
Zagar  - Gnorik szarpnął za ramię śpiącego - bo ominie cię cała zabawa.  Ja
biegnę do werbownika.

   Werbownik  siedział  u  siebie.   Gnorik  wbiegł do środka i przedstawił
sprawę.
   - A oto pismo do spiskowców.
   -  Wezwij  strażnika - werbownik wziął do ręki czysty pergamin i napisał
coś.   -  Niech  zawoła  trzech  z mojej gwardii przybocznej i da im to.  -
powiedział wręczając hobbitowi pismo.- Nie ma czasu.  Niech idą do gospody.
   Kiedy Gnorik wrócił, werbownik był gotów.  Pergamin zostawił na stole, w
prawej ręce trzymał nabitą kuszę.
   - Idziemy.
   Gdy  dotarli  na  miejsce, półolbrzym był związany, a Shami rozmawiał ze
stojącymi  obok  Zagarem  i  Santą.   Wielkolud na pryczy chrapał pogrążony
jeszcze we śnie.
   - To ten.  Pewnie on zamordował informatora.  - Zagar był dumny, że i on
brał udział w złapaniu przestępców.
   W  tym  momencie  do  baraku  weszli straż przyboczna werbownika, gnom i
krasnolud.   Wszyscy  trzymali  w  dłoniach kusze.  Shami z niedowierzaniem
spojrzał na Gnorika:
   -  Co  jest?   Czemu  oni nie są...  - i nagle domyślił się wszystkiego.
Wyciągnął rękę po długi miecz oparty o ścianę, ale werbownik uprzedził go:
   -  Nawet  nie  drgnij, jeśli nie chcesz obudzić się w krainie umarłych z
bełtem między oczami - trzymał w ręku naciągniętą kuszę.
   -  Nawet  jeśli  mnie  zabijesz,  to  są  jeszcze  oni  -  elf skinął na
zaskoczonych przyjaciół i zwracając się do nich rzekł - Więc to takie prawa
rządzą tym zamkiem?
   -  Popatrz  tam  -  werbownik  pokazał na gwardzistów.  Niewielkie bełty
tkwiły niecierpliwie w rowkach naciągniętych kusz.  - Skuć ich.
   - Zapłacisz za to!  - wściekły Zagar próbował przepchnąć się do zdrajcy,
ale ciężkie uderzenie kuszą w głowę sprawiło, że osunął się na ziemię.
   -  Miałem  was  zabić  od  razu,  ale  mam  lepszy  pomysł.  - werbownik
uśmiechnął się ironicznie.  - Musi znaleźć się morderca.  Pismo od Czarnego
Maga do waszej czwórki...  Czy nie jesteście dumni z takiej znajomości?
   Shami  splunął  mu w twarz.  Diament mocno osadzony w złotym pierścieniu
werbownika rozdarł policzek elfa.
   -  Na  drugi  raz pomyśl zanim coś zrobisz.  - powiedział ścierając ręką
ślinę.
   -  Damski  bokser  -  Shami  skrzywił się w grymasie bólu Shami.  Gnorik
stłumił uśmiech.