Rafał A. Ziemkiewicz "Pieprzony los kataryniarza" Meecash Właśnie naszło mnie, żeby w końcu coś stuknąć, a że najmniej wysiłku wymaga napisanie "recenzji" (cudzysłów jest tu celowy, żeby się później nikt nie czepiał), więc się o nią pokuszę. Kiążką którą kopnął ten niewątpliwy "zaszczyt" jest przeczytany przezemnie ostatnio "Pieprzony los kataryniarza". Książęczka jest wydana przez wydawnictwo SuperNova, jeśli nie kojarzycie, to powiem, że właśnie to wydawnictwo wydało wszystkie dzieła Andrzejka Sapkowskiego, więc jest ona wydana w tej samej seryjnej szacie graficznej co "Wiedźmin". Okładkę zdobi bardzo ładna (moim zdaniem) ilustracja przedstawiająca faceta w virtualnym hełmie. Tyle o wyglądzie. Autorem jej jest niejaki Rafał Ziemkiewicz, a treść mimo nieco mylącego tytułu jest typowym SF. No może nie takim typowym. Styl od biedy można by nazwać Cyberpunkiem, ale nie oddaje to w żadnym razie klimatu tej książki. Akcja toczy się w niedalekiej przyszłości Polski (tak, tak, w naszym kochanym kraiku też można umieścić akcję jakiejś dobrej historyjki), niedalekiej, gdyż jest to Polska niewiele się różniąca od naszej dziesiejszej rzeczywistości. Pełna polityki, wieców, bzdurnych demonstracji itp., jeśli chodzi o tą stronę naszej rzeczywistości autor trochę przesadził, i wyczuwa się pewną dozę ironi, i chęć ośmieszenia Polskiego stylu pilitykowania (Lepper rulez :^)). Jest to przyszłość niedaleka, ale jednak na tyle odległa, że wszystkie działania jakie wykonuje normalny mieszkaniec wiekszego miasta są uzależnione od wszechobecnej SIECI. I tu właśnie mamy ten nikły ślad Cyberpunka. Nikły dlatego, że sieć w książce Ziemkiewicza nie jest ani mroczna, ani groźna (przynajmniej dla zwykłego użytkownika) ani pełna netranerów, czy innych odmian hackerstwa. Podobnie jak świat zewnętrzny, sieć jest przedstawiona jako coś zwykłego, niezbyt fantastycznego i odbiegającego w przyszłość (i to mi się właśnie podoba, ile można czytać o zabójczych programach i niepokomnanych wojownikach sieci?). Bohaterem książki jest Robert, będący tytułowym Kataryniarzem. I tu należy się wam wyjaśnienie tej (najciekawszej w książce) kwestii, otóż Kataryniarz jest gwarowym określeniem człowieka bezpośrednio podłączającego się w sieć przez swój system nerwowy. Dokonuje się tego nie przez tradycyjne Cyberpunkowe implanty (zresztą w całej książce nie ma ani słowa o wszczepach) ale przez bio-elektroniczne "przystawki" które po prostu są "przyczepiane" delikwentowi w okolicy karku. A nazwa Kataryniarz pochodzi od faktu, że w cyberprzestrzeni komendy wydaje się za pomocą słów i ruchów dłoni, jako że najczęściej wykorzystywana komenda, czyli ENTER wygląda tak jak kręcenie wyimaginowaną korbą - więc stąd Kataryniarze. Należy jeszcze dodać, że podstawę do całej akcji książki stanowi niestety polityka. Na szczęście nie ta dzisiejsza, ale oparta na domysłach i wyobraźni autora, który (tradycyjnie) stworzył w niej zamaskowaną, tajemniczą siłę, która nieznana i niezauważona przez nikogo, potajemnie rządzi sobie światem... Nie będę podawał szczegółów, żeby nie psuć efektu potemncjalnym czytelnikom, ale mimo iż wprost nie ma o tym ani słowa, jednak w zakończeniu jest coś co bardzo lubię, czyli zostawienie "furtki". Po prostu historia nie kończy się definitywnie, ale ostatnie strony pozwalają snuć domysły, co stało się później z głównym bohaterem i jego możliwościami... To tyle. Naprawdę książęczka jest warta przeczytania (pomijając fakt, że jest to dzieło polskiego autora) ze względu na odmienne od innych tego typu książęk spojrzenie na tą naszą domniemaną przyszłość. Spojżenie z nieco "normalniejszej" strony... Meecash