"Na dobre i na złe" rozdział IV W E R B O W N I K Shami Zmęczona całodniową jazdą drużyna z radością powitała wieże zamku Białego Orła, czerniejące majestatycznie na tle czerwono zachodzącego słodca. - Do zamku dotrzemy po zmroku. Zbierzcie się, jeszcze tylko dwie godziny - wprawiony w bojach Bandil najlepiej znosił trudy podróży. - Chyba będę musiał zmienić siodło - po Shamim widać było zmęczenie. - To jest strasznie niewygodne. - Chyba nikt nie wziął pod uwagę, że nasza drużyna wzbogaci się o dwumetrowego elfa. Nasz tropiciel był znacznie niższy, a to jego kod. - wyjaśnił Zagar i zaśmiał się dodając - Czy w sąsiedztwie twojego domu mieszkali jacyś olbrzymi? Elf udał, że nie słyszał złośliwości i wstrzymał konia zrównując się z Gnorikiem. Już od pierwszej chwili poczuł jakąś więź, która połączyła go z małym hobbitem. Było w nim coś ciepłego, coś, co sprawiło, że czuł się lepiej. Wiedział, że wesoły, ruchliwy złodziej jest mu bliższy, niż ktokolwiek inny z całej tej drużyny. Uśmiech wrócił na twarz Shamiego. - Co się stało z waszym tropicielem? - spytał. - Mieliśmy ciężką przeprawę z goblinami w jednej ze świątyd napotkanych po drodze. Spójrz na Santę, to właśnie tam oberwał. - hobbit skinął głową w stronę Santy, którego twarz miała kolor pergaminu. - Gurstangowi się nie udało. Czarny Mag coraz śmielej sobie poczyna. - Kim jest ten Czarny Mag ? - Shami z zaciekawieniem popatrzył na Gnorika. - Słyszę to imię już poraz drugi i to w tak krótkim okresie czasu. - Nikt nie wie kim jest Czarny Mag. Pojawił się nagle i od razu urósł w siłę. Udało mu się to, co próbował już niejeden, ale co nikomu wcześniej się nie udało - zebrał razem wszystkie bandy goblinów włóczące się bez celu po Małym Orcusie i dał im swoje oznaczenia. Właściwie bez celu, to za dużo powiedziane - mają tylko jeden cel - rozlać jak najwięcej krwi. Właściwie oznaczenia, to też za dużo powiedziane. Ubiera się toto na czarno i czaszkę, jak u Morglitha ma wyrysowane. - Ci, co spalili wioskę... - ...też nosili jego znaki. Pewnie to ci sami, co spalili wieżę twojego nauczyciela. Czarny Mag robi chyba wszystko, by zostać jedynym magiem na Orcusie. Dziwię się, że nic dotąd nie słyszałeś. Niewielu czarodziei zostaje w swoich siedzibach, wszyscy przenoszą się do miast. Tam bezpieczniej. Ty też pewnie to zamierzasz... - Skąd wiesz? - wykrztusił Shami. - Skąd wiesz, że... - Mnie się pytasz? Powinieneś wiedzieć. Widziałem rzemied na twojej szyi. Pewnie nosisz na nim swój amulet. - Gnorik popatrzył pytająco - Mam rację? - Potrafisz zaskoczyć. Czy jest coś, co można przed tobą ukryć? - odpowiedział elf i roześmiał się. - Nie. Stanowczo nie. - hobbit zrobił dumną minę. - Lubisz mówić... - Shami pokiwał głową. - Ja?... Ależ skąd. Posłuchałbyś Zagara, ten to dopiero lubi mówić. - Może bogowie nie obdarzyli cię wielkim wzrostem, ale nie chciałbym być twoim wrogiem. Uśmiech rozjaśnił oblicze hobbita: - Tobie dali go w nadmiarze. Rozumu też nie poskąpili - dodał szeptem - Nie to, co Zagar. Shami spojrzał na Gnorika pytającym wzrokiem. - Twierdzi, że jest synem boga, Gotham-gora, ale nie widać, by jego ojciec był z niego zbytnio zadowolony. Obaj wybuchnęli śmiechem. Po chwili Shami odetchnął głośno. - Ech, ciężkie to czasy. Podpisaliście kontrakt w zamku? - Tak. Czasy ciężkie, a złota nigdy dość. Nam zostały jeszcze trzy miesiące, a potem... kto wie... Brakuje mi miasta. Karczmy, świątynie, skarbce, hobbitki... - No tak... - Shami pokiwał głową - Skarbce... Każdemu oświadczasz, że jesteś złodziejem? - Nie. - Gnorik spoważniał na chwilę. - Ale tobie mogę powiedzieć. - Skąd możesz wiedzieć kim jestem? - Widzę to w twoich oczach. - uśmiech wrócił na twarz Gnorika. - Tylko najpierw musisz przyklęknąć, bym mógł w ogóle je dojrzeć. Shami pokiwał głową. - Ale z ciebie żartowniś. Jaki jest najkrótszy czas kontraktu? - Chyba sześć miesięcy. Dlaczego pytasz? - Muszę za coś żyć. Nie można mieszkać w zamku nie robiąc nic. Chciałbym przetrwać jakoś te kilka miesięcy. - Co chcesz robić potem? Zajmiesz się magią? - Któż to wie... - W takim razie trzymaj się z nami. Kto wie, czy i na ciebie nie zapoluje Czarna śmierć. - W takim razie, jeśli zapoluje na mnie, zapoluje i na was. - Zoobaczymy, kto na kogo zapoluje! - Gnorik podniósł budczucznie głowę do góry. Widząc to Shami roześmiał się. - Dziwny z ciebie hobbit, panie Gnoriku. Ale rodzina pewnie musi być z ciebie dumna. - Pewnie musi. - Gnorik udał smutną minę, po czym roześmiał się w głos. Gdy dojechali do zamku było już ciemno. Strażnicy widząc w świetle pochodni twarz Bandila szybko otworzyli bramę. Kiedy wjeżdżali we wrota, strażnik trzymający w ręku kuszę rzucił w stronę jadących: - Jeszcze dziś macie się zgłosić do werbownika. - A skąd ten wie, że wróciliśmy? - zmęczony Zagar najwyraźniej nie miał ochoty na pogawędki z przełożonymi. - Już z daleka widzieliśmy jeźdźców i Nystul zobaczył was w swojej kuli. - powiedział strażnik i zwracając się w stronę Shamiego dodał - Ty nie wchodź tam razem z nimi. Masz poczekać przy drzwiach. - Nystul to nasz mag - wyjaśnił Gnorik. Jeźdźcy zsiedli z koni. Bandil spojrzał na twarze żołnierzy: - Idźcie odpocząć. Ja porozmawiam z werbownikiem. Santa, Zagar, Gnorik i Shami - chodźcie ze mną. Bez nas chyba się nie obejdzie. Cała piątka udała się w stronę wieży, w której mieścił się pokój werbownika. - Ciekawe czego chce. Czy nie mogło to poczekać do jutra? - Zagar był rozrdażniony. - I ty to mówisz? - Gnorik tylko pokiwał głową - Popatrz na Santę. Ledwie idzie i nie narzeka. - To może chodzić o mnie. - Shami miał wyrzuty sumienia patrząc na Santę. - Nie zastanawiajcie się, tylko chodźcie. Im szybciej to załatwimy, tym szybciej będziemy mogli odpocząć. - Bandilowi też spieszno było do zasłużonego snu. Kiedy stanęli przed drzwiami, Shami powiedział: - Ja zaczekam. Jeśli to o mnie chodzi, to mnie zawołacie. Jeśli nie, to powiedzcie mu o mnie. Nie chcę żebyście przeze mnie mieli jakieś kłopoty. - Spokojnie, już ja o to zadbam - Bandil uśmiechnął się i zapukał. - Wejść - zabrzmiało po drugiej stronie. Bandil otworzył drzwi i wszedł. Za nim podążyli wszyscy z wyjątkiem elfa. - Po co nas wezwałeś? - To ja tu jestem od zadawania pytad - ubrany w zbroję człowiek nie był w najlepszym humorze. - Kiedy dostanę sprawozdanie z wyprawy? - Jutro wieczorem. Potrzebuję dnia na opisanie wydarzed. - odpowiedział Bandil. - Jutro przed obiadem chcę mieć opis. - Ale to... - Nie ma żadnego "ale". - przerwał werbownik. - Kim jest ten elf, który z wami idzie i co on robi w zamku? - Jest łowcą i przystał do nas - zrezygnowany Bandil spuścił głowę. - Wprowadźcie go. - rozkazał werbownik, a sam podszedł do drzwi po drugiej stronie pokoju, zapukał i zawołał - Nystulu, wejdź do nas na chwilę. Przyjaciele spojrzeli po sobie. - Zaraz wszystkiego się dowiemy. - szepnął Santa - Nystul będzie go sprawdzać. W tym momencie otworzyło się równocześnie dwoje drzwi i do komnaty weszły dwie postacie. Jedna z nich miała długą siwą brodę i trzymała w ręku szklaną kulę, a drugą był Shami. - Sprawdź go. - powiedział werbownik do maga. - Chcę wiedzieć kim jest i jakie są jego zamiary. Mag popatrzył na Shamiego z uwagą i powiedział: - Jest elfem, zajmuje się łowiectwem i tropieniem, ma sto czterdzieści lat, urodził się w Ostrogarze i nie ma wobec nas złych zamiarów. Jeśli chodzi o to, czy jest dobrym żołnierzem, to jest. Wie co robić z mieczem i łukiem. Czy trzeba ci czegoś więcej? Werbownik nie zdążył odpowiedzieć, kiedy mag dodał: - Idę już. Mam w tej chwili ważniejsze zajęcia. - po czym zwracając się w stronę elfa rzekł: - Z tobą chciałbym kiedyś porozmawiać. Ale to innym razem. - I znikł za drewnianymi drzwiami. - Czy możemy już iść? - Bandil zaczynał się niecierpliwić. - Mamy rannych, którzy potrzebują spokoju. Relacja z wszystkich wydarzed trafi jutro na to biurko. - po czym zasalutował i odwrócił się w stronę drzwi. Werbownik podwójnie zlekceważony zacisnął zęby: - Jutro przed obiadem, przypominam. - i zatrzasnął za wychodzącymi drzwi. Cała piątka ruszyła w dół po schodach. - Chodź z nami - powiedział Gnorik do Shamiego. - Chyba nie będzie ci przeszkadzać spanie na miejscu Gurstanga. - Chyba nie mam wyjścia. - Shami zażartował - Mam tylko nadzieję, że bogowie zabrali go do siebie i nie będzie się włóczył po nocy. - Tego chyba możesz być pewien. - Santa uśmiechnął się. - Późno już. Nie chcę budzić medyka. Dasz radę zmienić mi opatrunek? - Znam się trochę na ziołach. Możesz na mnie liczyć. - odparł Shami i spytał Zagara - Może i tobie przyda się pomoc? - Czemu nie. Będę wdzięczny. - przerwał na chwilę - Głupio mi. Postaram się od teraz traktować cię inaczej. Zgoda? - Zapomnij, nic się nie stało. W kodcu nieczęsto spotyka się prawie dwumetrowego elfa. - Shami wyciągnął w kierunku Zagara dłod - Zgoda. Barak wyglądał znośnie. Były tu tylko cztery posłania, a nie jak w innych po pięć. Przedmioty leżące przy pryczach pokrywała gruba warstwa kurzu. - Jutro trzeba coś z tym zrobić. - Gnorik przeciągnął palcem po drewnianej półce i przyjrzał się kołtunom pokrywającym go prawie całkowicie. - Jeśli nie, to podusimy się od tego kurzu. - Co robimy jutro ?- spytał Zagar, przyglądając się jak Shami pomaga Sancie zdjąć zbroję i delikatnie zdejmuje opatrunek. - Odpoczywa...amy - Santa stęknął z bólu, gdy przesiąknięty krwią kawałek materiału oderwał się do rany. - Przynajmniej ja mam taki zamiar. Niech się najpierw zagoją moje rany. - To trzeba mieć pecha - dodał po chwili. - Ty na pecha nie narzekaj. - Gnorik szykował do snu posłanie - Mogło być gorzej. Przyniosę wodę. - dodał po chwili patrząc na starania Shamiego. - Ja chyba też zrobię sobie dzied, dwa odpoczynku. Potem zaczynam szkolenia. - Zagar popatrzył na swoją ranę. - Chyba, że to mi nie pozwoli. - Ja nie wiem. Muszę coś zadecydować. Co chcecie robić po skodczeniu kontraktu? - Shami zajrzał do woreczka, w którym miał zioła. - Przedłużacie, czy jedziecie gdzieś dalej? - Nie wiem, pewnie jedziemy, chociaż to zależy od tego, ile złota uda mi się zebrać przez ten czas. - Zagar otworzył sakiewkę i przeliczył swój majątek. - Na razie niewiele tego. - Wziąłbym kontrakt, ale najkrótszy czas to sześć miesięcy, a wasz kodczy się za trzy. Nie wiem, może coś da się z tym zrobić. - Shami zamyślił się - Jeśli nie, to wkrótce wyjeżdżam. Może znajdę was za jakiś czas. - Dlaczego chcesz się do nas dołączyć? Znasz nas tylko jeden dzied... Skąd wiesz, czy można nam zaufać? - Nazwij to przeczuciem. Samemu ciężko w tych czasach... a poza tym, dlaczego wy mi zaufaliście biorąc mnie tu na nocleg?... - po czym dodał - Zresztą polubiłem Gnorika. - To jest tan Gnorik Grimley z Ogragaru i choć nie obnosi się tym, to bądź co bądź jest szlachcicem. - zauważył Zagar. - A ty?... - Nie wiedziałem, że jest szlachcicem... A ja? Jestem el Shami, jeśli tak bardzo zależy ci na tytułach i pochodzę z Ostrogaru. - Ja jutro idę do gospody. - Gnorik właśnie wrócił z wodą - może uda mi się coś wyjaśnić w sprawie tego, co się stało przed naszym wyjazdem. - Santa i Zagar spojrzeli na niego. - Pamiętacie tego, który mówił nam o spisku na zamku, o szpiegach, o Czarnym Magu...? - Tego, co nic już nie powie..? - teraz nawet Shami spojrzał na mówiącego Santę. - Poszedłbym z tobą, ale... - Nic nie mów. Ty zostajesz tu i śpisz. Sen jest najlepszym lekarstwem na wszystko. - teraz hobbit spojrzał na Zagara. - Ciebie nawet nie pytam. Ty też zostajesz i leczysz rany. - Ale ja jutro nie mam nic do roboty. - powiedział Shami przemywając ranę Santy. - Pójdę z tobą, panie. Gnorik spojrzał zdziwiony na elfa. - Panie? - Zagar mi powiedział. Przepraszam, jeśli uraziłem twą szlachecką dumę. - Zagar, pozwól mi samemu decydować, kim jestem. - i zwracając się do Shamiego rzekł - Gdyby zależało mi na tym, byś zwracał się do mnie per panie, to na pewno nie omieszkałbym ci o tym powiedzieć. Jestem Gnorik, po prostu Gnorik. Shami nie odezwał się, ale podniósł głowę i patrząc hobbitowi w oczy uśmiechnął się. - Cieszę się, że jutro pójdziemy razem, Shami. Co dwie głowy to nie jedna. Może razem coś wymyślimy. Nasze prycze stoją koło siebie, to później powiem ci co się stało. - Czy to coś poważnego? - Na razie tylko podejrzenia, ale skoro tamtego zamordowali... - Rzeczywiście, coś w tym może być. Rano promień słońca padający przez okno obudził Gnorika. Shami, już ubrany, cicho krzątał się przy swoich rzeczach. Hobbit spojrzał na prycze Santy i Zagara. Obaj jeszcze spali. - Zagar jest tylko draśnięty, ale Santa naprawdę miał wiele szczęścia. - cichy szept dotarł do jego uszu. - W ciągu tygodnia powinien dojść do siebie. - Co robimy ? - Gnorik usiadł na łóżku - Co myślisz o tym, co ci powiedziałem wczoraj w nocy? - Mam pewien plan. Czy w zamku są jakieś kobiety? - głos Shamiego był tajemniczy. - Tylko jedna. Karczmarka, potężna kobieta . Chyba każdy ją miał i to pewnie nie raz. Sam wiesz, jak to jest, gdy wokół sami mężczyźni... - Mówiłeś, że ci podejrzani to gnom, krasnolud i półolbrzym... - Tak i spotykają się w gospodzie. - Jeśli chodzi o gnoma i krasnoluda, to nie da rady, ale może udałoby mi się oszukać półolbrzyma. - W jaki sposób? - Zawsze mówiono mi, że mam żedskie rysy. Nie wiem, nie lubię patrzeć w lustro. - Shami próbował skryć rumieniec - Może gdybym przebrał się w damski strój, półolbrzym dałby się nabrać. Dopiero po chwili do Gnorika dotarło to, co powiedział Shami. Zaśmiał się, ale po chwili stłumił śmiech: - To chyba może się udać. Tylko skąd weźmiesz przebranie? - Dasz radę podwędzić go karczmarce? - Nic z tego, nie pozwala wchodzić na górę. Ktoś musiałby ją zająć na kilka minut. Z zewnątrz też nie da rady. Przez moment w baraku zapanowała cisza. Po chwili Shami wolno podniósł głowę do góry i zapytał: - A ładna ona chociaż? - ...Miła - Gnorik uśmiechnął się. - Już nic nie mów, wiem o co chodzi. - Shami przerwał na chwilę. - Pięć minut. Dasz radę? - Czego się nie robi dla przyjaciół. Idziemy. - Tylko dobierz mało charakterystyczny, żeby potem nie poznała swojej sukni. - Nie ucz złodzieja kraść. Nie pierwszy raz to robię. Gospoda była jedynym miejscem rozrywki żołnierzy z Zamku Białego Orła. Podstawą jej działalności było piwo, które lało się tu strumieniami. Jego jakości można byłoby wiele zarzucić, ale nikt nie odzywał się, by nie narazić się Basetli, pierwszej i ostatniej damie tego przybytku. Gnorik i Shami otworzyli skrzypiące drzwi i weszli do środka. W gwarze rozmów, mimo wczesnej pory, co jakiś czas rozbrzmiewały pijackie głosy gości. Gnorik przysiadł przy ławie wraz z kilkoma innymi gwardzistami, by nie rzucać się w oczy. Shami powoli podszedł do baru i oparł się o blat. Za nim potężna, tęga kobieta krzątała się roznosząc kufle piwa. Shami spojrzał na nią i przerażony obrócił się w stronę drzwi. - Zmiana planu? - Gnorik był czerwony ze śmiechu. - Nie powiedziałeś, że to potwór. - Shami miał do przyjaciela pretensje. - Nie powiedziałem, że jest ładna. - Ona ma z pięćdziesiąt lat i pewnie tyle co ja wzrostu! - Shami nie krył oburzenia. - I właśnie dlatego jej rzeczy będą na ciebie pasować. Zobaczysz, zrobisz furorę, jesteś od niej sto razy ładniejszy, nawet jako dziewczyna. - Ale ja... - Nie ma żadnego ale. Nie patrz na nią. Uruchom wyobraźnię. - Gnorik pocieszał elfa. - Nie ma tak wielkich elfów. To tylko ja tak wyglądam. - Widziała cię? Spodobasz się jej. - Ale ona mnie się nie podoba! - Nie krzycz tak, tylko bierz się do roboty. Zrezygnowany Shami mruknął tylko pod nosem: - I pomyśleć, że to ja wymyśliłem przebieranie się... Nigdy więcej... Shami jeszcze raz podszedł do baru. Basetla podeszła do niego i zaczęła wycierać ladę. - Co podać? - kobieta spojrzała na elfa i znieruchomiała. Na jej twarzy malowało się zaskoczenie - A ty skąd się tu wziąłeś? Jesteś tu pierwszy raz. - Skąd pani wie? - twarz Shamiego spłonęła czerwienią. - Takich twarzy się nie zapomina... - karczmarka oczarowana wciąż patrzyła prosto w oczy elfa. - Jak żyję nie widziałam kogoś tak... uroczego. - Chciałbym... Nie wiem jak to powiedzieć - twarz Shamiego przybrała kolor dojrzałego pomidora - Wie pani, jestem młody... - No wykrztuś to z siebie. - Kiedy nie mogę... Chciałbym... - Shami pocił się próbując powiedzieć coś, ale słowa nie chciały mu przejść przez gardło - Chciałbym cię mieć, przespać się z tobą. - Myślałam, że nigdy tego nie usłyszę. Masz teraz czas? - Teraz? - Shami przełknął wolno ślinę. - Mam. - No to chodźmy - twarz Basetli rozjaśniła się w uśmiechu - Uhete, dbaj o obsługę. - Młody chłopak zakręcił się przy kuflach z piwem. Idąc za karczmarką Shami obrócił się w stronę Gnorika. Hobbit skinął głową na znak, że jest gotów. Kiedy weszli na górę, kobieta zaraz zdjęła wszystkie swoje rzeczy. - Na co czekasz? - spojrzała na niego zalotnie delikatnie oblizując zeschnięte wargi i zaczęła rozwiązywać kaftan Shamiego. Elf lekko zaczął pieścić jej piersi... Piętnaście minut później Shami kodczył zapinać swoje skórzane spodnie. - Jak długo zostajesz w zamku? - Basetla była w siódmym niebie. - Gdybyś chciał jeszcze... Uhete jeszcze niewiele umie i choć szybko się uczy, to... sam wiesz - skinęła niedwuznacznie w kierunku wybrzuszenia w spodniach Shamiego - ma dopiero czternaście lat. - Nie wiem, ale było pięknie.- Shami przeciągnął się krzywiąc twarz tak, by tego nie widziała. - Co robisz dziś wieczorem ? - dalej ciągnął swoją grę. - Naprawdę tego chcesz? - Jakby co, to wiem gdzie cię szukać. - elf kryjąc obrzydzenie ostatni raz pocałował karczmarkę. Gnorik czekał w baraku. Santa i Zagar uśmiechem przywitali Shamiego. - Już wiecie? - domyślił się wszystkiego - Oj, Gnorik.... Masz chociaż to, co trzeba? - Nie martw się, twój trud nie poszedł na marne. Popatrz na to. - Gnorik wyciągnął z sakwy kobiecy strój. - Nie pozna? - Santa nie był pewien, czy plan się powiedzie. - Nie ma szans. W jej szafach jest tyle sukni, że pół Ostogaru mogłoby się ubrać. - No załóż to w kodcu na siebie. - Zagar cały czas uśmiechał się złośliwie - Nie mogę się doczekać widoku prześlicznej elfki. Shami wziął strój i zniknął za kotarą. Po dłuższej chwili zawołał: - Santa, pozwól na chwilę. Zawołany wszedł za kotarę i Gnorik z Zagarem usłyszeli westchnienie. Shami i Santa szeptali coś przez chwilę i kilkanaście minut później zza kotary wyłonił się ten drugi. - Czegoś takiego nie widzieliście już dawno. - w jego głosie zabrzmiała duma - Oto co potrafi zrobić Santa-fryzjer. Zza kotary wyłoniła się wysoka, młoda dziewczyna. Strój leżał na niej jak ulał, podkreślał wydatne piersi. Lekko chłopięce rysy skryte pod delikatnym makijażem, w niczym prawie nie przypominały twarzy Shamiego. Całości dopełniało uczesanie. Santa rzeczywiście wspiął się na szczyty swoich umiejętności. Długie, proste włosy luźno opadały na ramiona, dodając twarzy Shamiego dziewczęcej delikatności. Zagar zdumiony stał jak wryty nie mogąc zrobić żadnego ruchu. - Gdybym nie wiedział, że to ty, Shami, pewnie bym się zakochał. - Gnorik był szczery. - Ten plan nie może się nie udać. - Najpierw będziesz musiała... to znaczy... musiał dotrzeć do karczmy. - wykrztusił w kodcu Zagar. Shami spojrzał na niego zdziwiony. - Zagar ma rację. To nie będzie takie proste. Sam mam na ciebie ochotę. - Santa powstrzymał śmiech. - Do tego zamku od bardzo dawna nie przyjechała żadna kobieta. Wiesz dlaczego? - Na twarzy elfa pojawiło się zaciekawienie. - Bo ostatnie trzy znaleziono w fosie wielokrotnie... No, sam wiesz. - Będę go osłaniać. - Gnorik przypiął do pasa swój miecz. - Wy odpoczywajcie. Musicie szybko wyleczyć rany. - Dam sobie radę. - Shami był mimo wszystko pewny siebie. - Po tej karczmarce nie może być nic gorszego. Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Shami polerował swojego bastarda, kiedy do baraku wpadł Gnorik. Kiedy zobaczył śpiących Zagara i Santę, podszedł do Shamiego i szepnął mu na ucho: - Nasza trójca siedzi w najciemniejszym rogu karczmy i rozmawia o czymś. Próbowałem ich podsłuchać, ale nie dało rady - jest za głośno. - spojrzał pytająco na elfa - Zaczynamy? Shami wziął głęboki oddech i pomodlił się do Dagonina. - Zaczynamy. Drewniane drzwi poraz drugi ze skrzypieniem otworzyły się przed Shamim, ale tym razem nie udało mu się nie zwracać na siebie uwagi. Pełne pożądania oczy wypełniających gospodę gwardzistów, błędnie krążyły po jego zgrabnych krągłych kształtach. Shami siadł niedaleko insteresującej go trójki. Gnom i krasnolud rozmawiali o czymś zawzięcie, ale półolbrzym od razu zwrócił uwagę na dorodną elficę. Do Shamiego podszedł młody, przystojny gwardzista niosąc dwa kufle piwa: - Można? - spytał nieśmiale. - A czy ja bronię ? - Shami zawsze potrafił naśladować głosy. Cichy sopran zabrzmiał bardzo naturalnie. - Jak się nazywasz? Jesteś tu chyba pierwszy raz... - gwardzista starał się nawiązać rozmowę. - Nie boisz się tak sama? Shami spojrzał na niego: - Jestem umówiony... to znaczy umówiona. - Przepraszam - zaczerwieniony gwardzista szybko wstał od stołu. Do Shamiego przysiadł się półolbrzym: - Nieźle go spławiłaś...hypp - wypite litry piwa dawały o sobie znać. - Trzeba sobie umieć radzić w każdej sytuacji. - To mi się podoba... Co ty tu ...hypp... robisz? - To co ty. Mnie też wolno pić piwo. - Czy jest coś, co jeszcze ci wolno? Shami zrozumiał aluzję i prowokacyjnie oblizał wargi: - Pewnie by się znalazło... - półolbrzym nie wytrzymał i mocno pocałował Shamiego w rozchylone usta. - Nie tak prędko. - Shami lekko odepchnął natręta. - Najpierw chcę się napić. Po kilku następnych piwach półolbrzym ledwie trzymał się za ławą. Inni żołnierze przyglądali się Shamiemu z nieukrywanym podnieceniem, ale nikt nie ośmielił się podejść widząc jego towarzysza. Shami wypatrzył stojącego w drzwiach Gnorika i dał mu znak. - Może gdzieś pójdziemy. Tu jest tak głośno. - Dobra, chośmy do mnie. - dryblas ciężko podniósł się znad ławy. - Ja idę - krzyknął w stronę gnoma gestykulującego w kierunku krasnoluda. - Nie przeszkadzajcie przez godzinę...hypp. Kiedy weszli do baraku, w środku nie było nikogo. Półolbrzym padł na pryczę i zasnął upojony piwem. Shami odetchnął z ulgą i wyjrzał na ulicę. Z cienia przy pobliskich barakach wysunął się Gnorik. Kiedy podszedł do elfa, ten rzekł: - Zwiąż go. Potem obszukaj cały barak. Nie zdziwiłbym się gdyby gnom też tu mieszkał. Ja stanę przy drzwiach i będę patrzył, czy nikt nie idzie. - Zgoda. - odpowiedział złodziej i wziął się do roboty. Poszukiwania nie poszły na marne. - Mam coś, ale nie mogę się doczytać. To nie jest wspólny... - Gnorik wpatrywał się w kartę pergaminu - Może tobie uda się coś z tego wyciągnąć. - To język orków. - umiejętności tłumacza dały znać o sobie. - To pismo nakazujące likwidowanie wszystkich podejrzewających cokolwiek. Podpisane przez... zaczekaj... "Mattava, wierny sługa Czarnego Pana", a adresowane do naszej trójki: gnoma, krasnoluda i tego tu. - Skąd wiesz, że to od kogoś od Czarnego? - Wspomina tu o nagrodzie od niego. No i ten podpis. - Co robimy?! Czasu nie jest za wiele. - Gnorik nie zwlekał długo. - W każdej chwili ktoś może się zjawić, a i piwo nie jest zbyt mocne. Mamy to, czego szukaliśmy! - Biegnij do werbownika, niech przyjdzie tu z żołnierzami. Obudź po drodze Santę i Zagara. - A co z pismem? - Weź. Ja tu zostanę na wszelki wypadek. Wszyscy i tak wiedzą, że tu wchodziłem. - A... - Leć już, nie mamy czasu! Gnorik wybiegł z baraku i skierował się w stronę swojej kwatery. Santa siedział na pryczy, a Zagar spał jeszcze, gdy hobbit wpadł do środka. - Zbierajcie się, mieliśmy szczęście! - Macie coś? - Santa szybko zaczął zawiązywać skórzane buty. - Znalazłem pismo. Shami powiedział, że to od Czarnego Maga! Wstawaj Zagar - Gnorik szarpnął za ramię śpiącego - bo ominie cię cała zabawa. Ja biegnę do werbownika. Werbownik siedział u siebie. Gnorik wbiegł do środka i przedstawił sprawę. - A oto pismo do spiskowców. - Wezwij strażnika - werbownik wziął do ręki czysty pergamin i napisał coś. - Niech zawoła trzech z mojej gwardii przybocznej i da im to. - powiedział wręczając hobbitowi pismo.- Nie ma czasu. Niech idą do gospody. Kiedy Gnorik wrócił, werbownik był gotów. Pergamin zostawił na stole, w prawej ręce trzymał nabitą kuszę. - Idziemy. Gdy dotarli na miejsce, półolbrzym był związany, a Shami rozmawiał ze stojącymi obok Zagarem i Santą. Wielkolud na pryczy chrapał pogrążony jeszcze we śnie. - To ten. Pewnie on zamordował informatora. - Zagar był dumny, że i on brał udział w złapaniu przestępców. W tym momencie do baraku weszli straż przyboczna werbownika, gnom i krasnolud. Wszyscy trzymali w dłoniach kusze. Shami z niedowierzaniem spojrzał na Gnorika: - Co jest? Czemu oni nie są... - i nagle domyślił się wszystkiego. Wyciągnął rękę po długi miecz oparty o ścianę, ale werbownik uprzedził go: - Nawet nie drgnij, jeśli nie chcesz obudzić się w krainie umarłych z bełtem między oczami - trzymał w ręku naciągniętą kuszę. - Nawet jeśli mnie zabijesz, to są jeszcze oni - elf skinął na zaskoczonych przyjaciół i zwracając się do nich rzekł - Więc to takie prawa rządzą tym zamkiem? - Popatrz tam - werbownik pokazał na gwardzistów. Niewielkie bełty tkwiły niecierpliwie w rowkach naciągniętych kusz. - Skuć ich. - Zapłacisz za to! - wściekły Zagar próbował przepchnąć się do zdrajcy, ale ciężkie uderzenie kuszą w głowę sprawiło, że osunął się na ziemię. - Miałem was zabić od razu, ale mam lepszy pomysł. - werbownik uśmiechnął się ironicznie. - Musi znaleźć się morderca. Pismo od Czarnego Maga do waszej czwórki... Czy nie jesteście dumni z takiej znajomości? Shami splunął mu w twarz. Diament mocno osadzony w złotym pierścieniu werbownika rozdarł policzek elfa. - Na drugi raz pomyśl zanim coś zrobisz. - powiedział ścierając ręką ślinę. - Damski bokser - Shami skrzywił się w grymasie bólu Shami. Gnorik stłumił uśmiech.