Saga o Bortehu

                                  Część I

                                 Wygnanie


                                 Ť Vini ť


   On był spokojnym chłopcem wychowanym na roli.  Nie miał wielkich ambicji
ani  nie  marzył  zbyt  często.   Świat  przyjmował  takim, jaki był.  Miał
szacunek  do  starszych i wyżej postawionych od siebie, pomagał słabszym, a
złych potępiał.  Dopiero wydarzenia tamtego pamiętnego roku wystawiły go na
próbę.

                                 * * * * *

   Ona  była córką księcia.  Od najmłodszych lat była rozpuszczana.  Zawsze
dostawała to, czego chciała bez względu na koszty.  Aż otrzymała cios...

                                 * * * * *

   Latem  tamtego roku przechadzał się po lesie.  Pewnego dnia zapuścił się
dalej  niż  do  tej  pory.   Ale  nie  martwił  się tym.  Miał już przecież
szesnaście  lat.   Z procą w ręku uganiał się za królikami i ptakami.  Jego
torba powoli wypełniała się najrozmaitrzymi leśnymi trofeami.  Znalazło się
tam  także  stare,  dawno  zrzucone  przez  jelenia poroże.  To był dopiero
skarb.

                                 * * * * *

   W  zamku było gorąco i nudno.  Wymknęła się więc przez ogród do lasu aby
się  wykompać  w  swoim  ulubionym  miejscu  -  jeziorku  przy wodospadzie.
Znalazła  je pięć lat temu, gdy jako dwunastolatka po raz pierwszy wymknęła
się  z  domu.   Nikt nigdy tam nie zaglądał, bo któż z pałacu przedzierałby
się  przez  zarośla,  albo  który  z  chłopów ośmieliłby się wejść do lasów
księcia.

                                 * * * * *

   Po  pewnym  czasie  w jego manierce zrobiło się pusto.  Błąkał się przez
parę  godzin  bez  kropli  wody  w  ustach.   Nie  chciał  jeszcze  wracać.
Powiedział  ojcu,  że  będzie  za  tydzień,  a  minęły dopiero dwa dni.  Na
szczęście  około połudia usłysza zbawienny szum i po chwili był na szczycie
wodospadu.   Nie zastanawiając się długo zrzucił ubranie i skoczył do wody.
Była  przyjemnie  zimna.   Przez  kilka  chwil chlapał na wszystkie strony.
Nagle  spostrzegł dziewczynę.   Była w jego wieku i stała naga kilka metrów
dalej  pod  wodospadem.   Jej zielone oczy patrzyły na niego.  Już miał coś
powiedzieć,  gdy  dostrzegł  na  jej  palcu książęcy pierścień.  Stał przez
chwilę  z  otwartymi  ustami,  aż uświadomił sobie, że popełnił gafę.  Czym
prędzej wymknął się więc z wody i chwytając w biegu ubranie pobiegł w las.

                                 * * * * *

   Rozebrała się w małym zagajniku nad rzeczką i już goła pobrnęła wodą pod
wodospad.   Tam  popływała trochę między kamieniami.  Wiedziała, że jest to
niebezpieczne,  ale robiła to na przekór rodzicom i nauczycielom.  W pewnym
momencie usłyszała tupot.  Stanęła więc w wodzie i z zaciekawieniem szukała
jego  przyczyny.  Widziała już parę razy jak zwierzęta piły wodę z jeziorka
więc  i  teraz  stała  nieruchomo  bojąc  się spłoszyć ewentualnego gościa.
Jednak  takiej  zwierzyny  nie spodziewała się nigdy.  Ze szczytu wodospadu
wskoczył  do  wody  chłopak mniej więcej jej wieku i zaczął się chlapać jak
dziecko.    Był   piękny.   Jego  młode  ciało  miało  jeszcze  coś  z  lat
dziecinnych,  ale  było  już  dobrze rozwinięte.  Nie tak jak jej zalotnicy
wychowywani  pod  czujnym okiem opiekunów w kamiennych pałacach bez dostępu
światła i powietrza.  On musi być jej.  Już zamierzała podejść, gdy chłopak
odwrócił  się na pięcie i uciekł.  Biegła kawałek za nim, ale jakaś drzazga
wbiła się jej w stopę i nie mogła zrobić kroku bez bolesnego jęku.  Zdążyła
jednak zauważyć, jak chłopak uciekając gubi torbę.

                                 * * * * *

   Po przebiegnięciu około pięciu staj zatrzymał się.  Czegoś mu brakowało.
Nie  zabrał  torby!   Chwilę  postał  nasłuchując,  czy  nie wysłano za nim
pogoni.   Na  szczęście  dookoła  słychać  było  tylko zwykłe odgłosy lasu.
Postanowił  zawrócić.  Nie poszedł jednak prosto, ale nadłożył trochę drogi
na zatoczenie koła.

                                 * * * * *

   Ubrała  się  i  usiadła na kamieniu pod wodospadem mocząc nogi w wodzie.
Zabrała  ze  sobą torbę młodzieńca i teraz przeglądała jej zawartość.  Były
tam  ohydne,  niedokładnie  oprawione  skórki  zwierzęce,  poroże  jelenia,
kawałki  suszonego  mięsa i kilka glinianych tabliczek.  Przyglądała im się
przez  chwilę  zanim domyśliła się do czego one służą.  Były one używane do
zapisywania   różnych   rzeczy   przez   biedniejszych   ludzi,   a   rzędy
powtarzających  się zwrotów sugerowały naukę pisania.  Na odwrocie jednej z
tabliczek było imie - Borteh.

                                 * * * * *

   Dostrzegł  ją,  jak  siedziała  na kamieniu i grzebała w jego torbie.  W
pierwszym momencie chciał się na nią rzucić i odebrać swoją własność, ale w
porę przypomnia sobie kim jest.  Schował się głębiej w zarośla i czekał, aż
odłoży  jego  rzeczy  i  odejdzie.   I  rzeczywiście po chwili odeszła, ale
zabrała  ze  sobą  torbę.  Jego skarby poszły w zapomnienie.  Były tam jego
tabliczki  z pismem kupione od pewnego kupca za trzy skóry łasicy, jedzenie
i jego ostatnia zdobycz - poroże!  Załamany zawrócił do wioski.  Szedł całą
noc nie zważając na potknięcia i zadrapania.  Było mu wstyd wrócić do domu,
jedak wiedział, że lepiej zrobić to wcześniej niż później.

                                 * * * * *

   Siedziała  jeszcze  przez  chwilę.  Musiała jednak już wracać, bo robiło
się  późno.   Odchodząc  zastanawiała  się  nad  dzisiejszymi wydarzeniami.
Zanim  doszła  do  pałacu  ułożyła  w  swojej  głowie plan.  Podarła w paru
miejscach  swoje  ubranie i pobiegła głównym traktem, a nie, jak to miała w
zwyczaju  przez  mur  w  ogrodzie.   Nie zważając na strażników pomknęła do
głównej  sali.   Tam  z  płaczem  rzuciła  się  do stóp matki i zaczęła jej
opowiadać,  jak  to do ogrodu weszła grupa wieśniaków i porwała ją.  Pewnie
by im się udało, gdyby nie jeden z nich, imieniem Borteh, który pokazał jej
którędy  uciekać  i  rozwiązał  ją.   Po  jej opowieści w zamku zaczęło się
piekło.

                                 * * * * *

   Wrócił  i  zastał wieś doszczętnie spaloną.  Wokół niej jeździli konni i
dobijali  wieśniaków.   Na  słupie  w  środku  miasta  wisiał  jego ojciec.
Pobiegł  do  niego  ze  łzami  w  oczach.  Ojciec jeszcze żył, ale wszystko
wskazywało  na  to,  że nie zostało mu dużo czasu.  Wyszeptał jeszcze, żeby
uciekał i zemścił się za niego, matkę i przyjaciół.  W tym momencie strzała
przybiła  jego  ciało  do  słupa i oczy rozbłysnęły po raz ostatni.  Z tyłu
rozległ  się  głos.   Pytał  o  Borteha.  Chłopak wiedział już, że to przez
niego  wybito  całą  wioskę i chciał zawisnąć na słupie obok ojca.  Było mu
wszystko  jedno.   Obrócił  się  i  wyzywającym  głosem  zawołał "Ja jestem
Borteh,  Zabójca  Przyjaciół".   Spodziewał  się  natychmiastowego  ścięcia
głowy,  ale  schwycono  go  tylko i poprowadzono do zamku.  Tam go ubrano i
odświeżono,  a  następnie  postawiono  przed księciem.  I tutaj chłopak też
bardzo  się  zdziwił.   Zamiast wyroku usłyszał pochwałę.  Król mówił coś o
uratowaniu  jego córki.  Po chwili do sali weszła jakaś dziewczyna ubrana w
bogate   szaty.    Borteh  rozpoznał  w  niej  dziewczynę  spod  wodospadu.
Przedstawiono ją jako córkę księcia.

                                 * * * * *

   Pierwszy  goniec  doniósł  o  znalezieniu  wioski i ojca Borteha, oraz o
oporze chłopów w przyznaniu się do winy.  No i cóż, że paru chłopów zginie,
jeśli  ona,  księżniczka  Agonnia,  dopnie  swego.   Biedacy się nie liczą.
Drugi  goniec  doniósł,  że  znaleziono  chłopca  i  prowadzą  go do zamku.
Nareszcie!  Wysłała służącą, aby przygotowano kąpiel dla "gościa".  Zaczęła
się stroić.  Kolejne wiadomości były o przybyciu chłopca i o jego gotowości
do  audiencji.   Pośpiesznie  poprawiła suknie i zbiegła na dół.  W połowie
drogi  zwolniła  jednak.   Nie  przystoiło  przecież  księżniczce  biec  do
jakiegoś  wieśniaka.   On  stał  przed  stołem  wpatrując  się  obojętnie w
podłogę.   Zwróciła na siebie uwagę lekkim chrząknięciem.  Popatrzył na nią
i  w  jego oczach pojawiła się iskierka.  To na pewno miłość!  Jej się nikt
nie   oprze.    Przedstawiono  ją  należycie,  a  następnie  pozwolono  jej
oprowadzić młodzieńca po zamku.

                                 * * * * *

   Był  załamany.  Nie dość, że spowodował zagładę swojej rodzinnej wioski,
to  jeszcze  teraz  zamiast  kary otrzymuje nagrody.  Co oni od niego chcą?
Upokorzyć  go  jeszcze  bardziej?   Załamać  psychicznie?   Po co te głupie
babsko  oprowadza  mnie  po  zamku  i  opowiada  o  nim  tyle,  jakby go to
dotyczyło.  Teraz prowadziła go do swojej osobistej komnaty.  Po co?  Gdyby
nie dzisiejsze wydarzenia na pewno doceniłby piękno tej sypialni.  Teraz go
jednak nic nie obchodziło.  Księżniczka kazała mu się obrócić, bo miała dla
niego  jakąś  niespodziankę.   Stanął  przy oknie i spojrzał w dół.  W jego
głowie  zaczęła się wyłaniać myśl o skoku.  Byli w jednej z wież.  Do ziemi
było  jakieś  trzydzieści  metrów.  Wystarczyło tylko nie brać rozbiegu aby
nie wpaść do fosy, a śmierć murowana.  Z tyłu usłyszał swoje imię.  Obrócił
się i myśl o skoku została wyparta przez zdziwienie.  Księżniczka leżała na
swoim wielkim łożu w półprzeźroczystym szlafroku i uwodzicielsko machała do
niego.  Coś tu było nie tak!

                                 * * * * *

   Oprowadzała  go  tak,  aby  jak  najszybciej  dojść  do swojej sypialni.
Dzisiaj  musi  to  zrobić.   Wiedziała,  że  będzie  to  dla  niej  wielkim
przeżyciem,  a  taki  partner urozmaici to jeszcze bardziej.  Na myśl o tym
zadrżała.   Szybciej!   Wreszcie  jest.   Jej komentarz nie był zbyt długi.
Kazała  Bortehowi obrócić się, a sama szybko przebrała się w "pożyczony" od
tancerek  półprzeźroczysty  płaszcz.   Potem  położyła się i cicho zawołała
chłopca.   Za  pierwszym  razem  nie zareagował, więc ponowiła wołanie, ale
głośniej.   Obrócił  się, a na jego twarzy zagościł wyraz zdziwienia.  Stał
jak  kołek w płocie i nawet nie zareagował na jej nawoływania.  Wstała więc
i  pogładziła  jego tors.  Powiedziała, że wszystko to zostało przygotowane
specjalnie  dla  nich  dwoje.  Wyznała mu swój plan.  On jednak zamiast się
ucieszyć wyskoczył przez okno.

                                 * * * * *

   Podeszła   do  niego.   Serce  zaczęło  mu  szybciej  bić  w  piersiach.
Pogładziła  go  po brzuchu i zaczęła mówić o tym, że to wszystko dla niego.
Że  to  ona  rozkazała go tu przyprowadzić bez względu na wszystko.  To ona
wymyśliła  plan, w którym mieszkańcy jego wioski porwali ją i gdyby nie on,
to by niechybnie zginęła.  Nie mógł dłużej przebywać w jednym pomieszczeniu
z tą żmiją.  Skoczył.

                                 * * * * *

   Ona  była  córką  księcia.   Mimo to otrzymała najsilniejszy cios w samo
serce.   Jej wybranek wyrwał się z jej rąk i skoczył przez okno ku śmierci.
Nikt nie przeżyłby takiego upadku.  Sama też chciała skoczyć, ale nie miała
odwagi.   Zapłakała  tylko  cicho, tak, jak to robiła przed wielu laty jako
mała dziewczynka.  Uświadomiła sobie wtedy, że to wszystko przez nią...
   On  był  spokojnym  chłopcem  wychowanym  na  roli.   Spadając w dół, ku
nieuchronnej  śmierci,  oddał się w ręce Boga.  Jeżeli przeżyje oznaczać to
będzie,  że  to  nie  przez  niego  zginęli  rodzice i przyjaciele, a przez
dyktatorską szlachtę i arystokracje.  Jeśli zginie...  Przeżył...

                            * *   KONIEC   * *

                                   Vini