ŻYCIORYS Urodziłem się w grudniu, roku 1827, w stanie ... Podczas moich narodzin zmarła moja matka, za co lekarz winą obarczył ojca, przypominając mu że już podczas narodzin mojej starszej siostry miały miejsce komplikacje i potrzebne było cesarskie cięcie. Fakt ten jednak nie był w stanie zniechęcić ojca do następnego dziecka, ponieważ koniecznie chciał mieć syna. W niedalekiej przyszłości wszyscy - to znaczy ja, on i moja siostra - musieliśmy za to cierpieć, zdając sobie sprawę z tego, że całą winą za śmierć matki ojciec będzie obarczał mnie i moją siostrę. Mając sześć lat musiałem godzinami znosić jego milczenie, nie wspominając już o niechęci, a nawet nienawiści, którą wyraźnie kierował w naszą stronę, przeszywając nas pełnym pogardy wzrokiem, kiedy tylko chcieliśmy go o coś zapytać. Z tego co dowiedziałem się od naszego starego wiernego sługi Jima, który mieszkał i pracował u nas, kiedy to jeszcze mój ojciec miał dziesięć, czy też jedenaście lat, za życia matki ojciec był zupełnie innym człowiekiem. Uczynny, dobroduszny, pełen humoru i życiowej energii, zawsze potrafił znaleźć wyjście z każdej sytuacji, pomagając nawet niekiedy naszym niewolnikom w ich problemach. Nigdy nie podniósł ręki na żadnego z niewolników, służył pomocą sąsiadom i był praktykującym, wiernym i przykładnym katolikiem, który co niedzielę zabierał powozem całą rodzinę do pobliskiego kościoła na mszę św. Czas nieubłagalnie płynął dalej, a ja z młodego szczeniaka zmieniłem się w dojrzewającego mężczyznę. Zacząłem pobierać lekcje szermierki u miejscowego fechmistrza oraz francuskiego u mieszkającej w pobliżu nauczycielki. W tym czasie moją głowę zaprzątały dwie sprawy. Po pierwsze zdrowie mojego ojca z roku na rok zaczęło się pogarszać, w związku z czym zacząłem kształcić się w finansach, ponieważ przypuszczałem że już za 2-3 lata ojciec umrze (lekarz nie dawał mu dłużej niż dwa lata), zaś ja stanę się jedynym spadkobiercą rodzinnego majątku. Po drugie zauważyłem coraz bardziej pogarszające się stosunki pomiędzy mną, a mymi niewolnikami, którzy wyraźnie traktowali mnie jako zło konieczne, a nawet moi dawni "czarni" towarzysze zabaw zamknęli się w sobie, starając się schodzić mi z drogi, kiedy to tylko było możliwe. Początkowo fakt ten przypisywałem ich niezbyt dobrym, choć na pewno najlepszym w okolicy, warunkom życia, jednak z biegiem czasu zrozumiałem, że to nie to. Wyczułem, że wkrótce nastąpi coś zgoła zupełnie nieoczekiwanego, jednak jak na razie ową "burzę" poprzedzała długotrwała i wręcz nienaturalna cisza, która zawisła nad większością plantacji w naszym i sąsiednich stanach. Wkrótce potem miało nastąpić coś, co całkowicie odmieniło moje życie. W wieku 27 lat stałem się - po śmierci ojca - spadkobiercą naszego rodzimego majątku, zaś moja siostra wyszła za mąż za bogatego prawnika z Minnesoty. Wtedy właśnie rozpoczął się ogromny popyt na bawełnę, dzięki czemu wkrótce stałem się jednym z bogatszych ludzi w naszym stanie. Zacząłem chodzić na różne bale i imprezy poznając wielu ludzi - polityków, prawników, stróżów prawa, etc... Poznałem również wiele pięknych i młodych kobiet (nierzadko zamężnych), które szukały w życiu czegoś odmiennego, przygody, więc chętnie stawały się mymi towarzyszkami. Dziesiątki balów i różnych imprez wkrótce znacznie pogorszyły stan moich finansów, a na dodatek drastycznie spadły ceny bawełny, ponieważ po całym kraju zaczęły krążyć plotki że wszyscy czarni szykują rebelię. Poza tym wciąż mówiono o zbliżającej się nieubłagalnie wojnie z północą. Z plantacji zaczęli uciekać mi niewolnicy, a na nowych stać mnie już raczej nie było, w związku z czym pieniądze zaczęły mi "wyciekać" spomiędzy palców jak woda. Wtedy to, podczas jednego z balów, lekko zamroczony alkoholem dostrzegłem w tłumie piękną młodą kobietę która wyrażnie patrzała sie w moją stronę. Jakże piękną była istotą! Mleczno biała cera, ogromne, wręcz zielone oczy idealnie współgrały z ustami o nęcących kształtach, doskonała figura i do tego jasne długie włosy podziałały na mnie, jak nic nigdy dotąd. Serce podpowiadało mi, że to jest właśnie spełnienie mych marzeń - kobieta mego życia. W chwilę potem zniknęła w mroku pobliskiego ogrodu, rozświetlonego przez ogromny okrągły księżyć wiszący nisko nad ziemią. Jak urzeczony - nie zastanawiając się ani chwili - ruszyłem jej śladem. Odgarniając gałęzie i odsuwając krzaki dostrzegłem w końcu jej białą suknię i zaraz potem całą jej sylwetkę siedzącą na ławce i odwróconą tyłem w moją stronę, twarz jej zaś skierowana była w stronę księżyca. Podszedlem do niej i zapytałem: - Kim pani jest?!? Nigdy przedtem chyba pani tutaj nie widziałem. - Jesteś taki do niego podobny. - usłyszałem w odpowiedzi - ...ooOOHHH Jeremiahu! - Słucham? - zapytałem zdziwiony. Odwróciła się gwałtownie kierując twarz w moją stronę. - Czy chcesz być ze mną do końca świata? - spytała. Odurzony alkoholem, i dziwnie senny odpowiedziałem: - Tak oczywiście... W tym momencie jej usta zetknęły się z moimi i poczułem się tak szczęśliwy, że chcialem żeby ta chwila trwała wiecznie. - Tak, tak, tak... - krzyczałem w myślach i... właśnie w tym momencie, na chwilę przed wpadnięciem w objęcia Morfeusza, poczułem ostre ukłucie w okolicy szyi. Zasnąłem. Okropny ból głowy i uczucie, że leżę twarzą na mokrej ziemi były pierwszymi rzeczami jakie zauważyłem. - YYYyyhhhh... - wydobyło się z mojego gardła. Nagle, w mgnieniu oka, przypomnialem sobie wszystko. Pełnia księżyca, piękna, tajemnicza kobieta oraz długi miłosny pocałunek i... Szybko obróciłem się i usiadłem na ziemi. Nadal byla pełnia. Niedaleko stąd, pod drzewem dostrzegłem tajemniczą postać w białej sukni i po chwili skojarzylem sobie że to Ona. Szybko podbieglem w jej kierunku i usiadłszy obok niej zapytałem: - Co się stało!? Czemu jesteś taka smutna!? Czemu sie tak dziwnie czuję?... Po chwili spojrzała na mnie i rzekła: - Odtąd nie będziesz już taki jak kiedyś. Staleś sie dzieckiem nocy! Już na zawsze będziemy razem!... Popatrzałem na nią przerażony, szybko wstałem z ławki i oszołomiony szybko przypomnialem sobie dokładnie ostatnie wydarzenia i krzyknąłem: - Co ty mi zrobiłaś!?! Czemu!?! Niiieeeeeeee... W tym momencie poczułem trudny do zniesienia ból ciągnący się od dołu kręgosłupa w kierunku mojej głowy. Z każdą sekundą ból narastał tak, że po chwili padłem na ziemię i moje plecy wygięły się w łuk. Ból był tak nieznośny, że moja dusza zaczęła krzyczeć. - Niiiiieeeeeee... - wrzeszczałem rzucająć się po ziemi, rozrywając koszulę i szarpiac ja w strzepy. - O Booożżżżżeeeee... - krzyknąłem i w tym momencie znowu nastała ciemność. Otworzyłem oczy i dostrzeglem jej sylwetkę pochylającą się nade mną i szepczącą: - Tak! Teraz już będziemy na zawsze razem! Po chwili zatonąłem w jej objęciach. - Co się ze mną stało! - krzyknąłem wyrywając się z jej objęć. - Jesteś taki jak Ja! Jesteś wampirem - rzekla po czym upadła na kolana i zaczęła szlochać. - Ja, ja, ja... - zacząłem się jąkać. - To niemożliwe! To czyste brednie! JA... Nieeee... - po czym uciekłem w stronę mej posiadłości. Uciekając zostawiłem za sobą "coś", przez co stałem się tym, czym jestem teraz. Dzieckiem nocy, nocnym łowcą lub jak nas się popularnie nazywa - wampirem. Uciekając w kierunku mego domu dostrzegłem z daleka łunę ognia unoszącą się nad mym domem. Skradając się w krzakach dostrzegłem Murzynów oblegających mój dom i rzucających pochodnie w jego kierunku. Nie zastanawiając się długo pomknąłem w stronę znajdującej się z tyłu domu stajni po konia, jednak kiedy biegłem usłyszałem gniewne okrzyki. - Tam jest! Ucieka! Łapmy go! Odwróciwszy się dostrzegłem biegnących w moją stronę Murzynów. Wskoczyłem na konia i pomknąłem w stronę znajdującego się niedaleko placu, gdzie znajdował sie targ, siedziba handlarza niewolników i bank. Wjeżdżając na plac dostrzegłem dziesiątki białych biegających bezładnie i próbujących uratować co się tylko da. Zeszkoczywszy z konia pomknąłem w stronę banku, skąd zabrałem moje pieniądze i ruszyłem przed siebie. Od tego momentu zacząłem się włóczyć po świecie, mnożąc pieniądze, przeżywając dziwne i niesamowite przygody oraz spotykając podobne mi istoty, od których nauczyłem się jak przeżyć w jakże obcym mi teraz, ludzkim świecie. Wkrótce potem osiadłem w Londynie, gdzie stałem się znanym i poważanym wampirem, zaś niedługo potem zasiadłem w Radzie i zostałem jedną z bardziej liczących osób w Londynie.