Necrofobos '96 (27-29 VIII, Kołobrzeg) Meecash Myślę, że relacja (i to nie jedna) z konwentu o wspaniałej nazwie Necrofobos '96 obowiązkowo powinna się znaleźć w Necronomiconie. Powody są tak oczywiste, że aż je napiszę :), w końcu organizatorami byli: najznamienitszy na wybrzeżu klub RPG Imgur Haran, i redakcja hiper-wysokonakładowego (bo nikt tak napradę nie wie ile kopi NCR'a jest w Polsce, a możliwości kolportażu są teoretycznie nieograniczone) magazynu (ostatnio pół-rocznika, co Dev? :) Necronomicon. Zeszłoroczna poprzedniczka tej imprezy o nazwie Geheimnisnacht została z niewiadomch przyczyn w skuteczny sposób przemilczana, co prawda były jakieś tam informacje spisane przez Devoth'a, ale takiej prwdziwej, fabularyzowanej :) relacjii dla nieobecnych (takich jak ja :(, o tym jak naprawdę tam było i co się działo zabrakło. Tym razem ja mam zamiar napisać parę bzdur tego typu o Necrofobos '96, żeby sobie co bardziej uparci maniacy poczytali... Część nudną, czyli podróż, moją i osobników zwanych Zbyniem, Mosiami (obydwoma) i Hektorem, do Kołobrzegu opuszczę, bo nie działo się nic ciekawego. Za to pierwsza niespodzianka czekała nas na dworcu PKP, gdzie przy wejściu z peronów wisiała skromnie kartka informująca, że konwent jest przeniesiony ze szkoły, w której miał się odbywać, do internatu czegoś-tam. Nie zrażeni niczym zaopatrzyliśmy się w mapę Kołobrzegu, i raźnym krokiem udaliśmy się do punktu docelowego. Po drodze upolował nas dość orginalny człowieczek: blondyn, ubrany na czarno, który wyskoczył z czarnego ploneza (kierowca był ubrany na biało, i zdaje się że był to Bard zwany Prezesem) i wycisnął z nas, że idziemy na konwent, po zajrzeniu mu w identyfikator zobaczyłem że to Jerry, co bardzo mnie ucieszyło (nareszcie ktoś kto pisał do Necronomicona! ;). Jerry udzielił nam informacji, które już wcześniej zdobyliśmy dzięki mapie, wsiadł do samochodu i odjechał w kierunku dworca (zdaje się że mu się spieszyło). Internat okazał się oznakowany (nad wejściem wisiała kartka z napisem: "Konwent Necrofobos '96" i strzałka w dół pokazująca że to właśnie tu, jakby się ktoś nie zorientował :), więc wpakowaliśmy się do środka i skierowani przez panią w dyżurce dotarliśmy do pokoju organizatorów, który był z kolei opatrzony karteczką z czymś w stylu "fuiyuhwe wdiofrf", nie wiem, czy to było maskowanie przed zbyt dużą ilością uczestników, czy co, ale wyglądało dziwnie. W pokoju naszym oczom ukazały się sterty materacy, i... trzy niezwykle miłe osobniczki płci piękniejszej, które wprowadziły nasze dane na pewną dziwną listę, napisały moją xywę jako "Meecesh", wydały nam identyikatory i pobrały sumę wpłaty za konwent za małą o 10 zł polskich (za co później nas, Bogu ducha winnych ścigał Jerry). Tak kompleksowo obsłużeni skierowaliśmy się z materacami (a raczej gąbkami) do pokoju numer 2 gdzie się zakwaterowaliśmy. Oczywiście zaraz po zrzuceniu plecaków szybkim krokiem posuwistym przyczajonym rezleźliśmy się po okolicznych pomieszczeniach w celu zbadania sytuacji, która na szczęście nie wyglądała tak źle. Jak dowiedzieliśmy się w pokoju "Onanizarorów" Mistrzów Gry nie brakowało (14 czy coś koło tego na 100 kilknaście osób), co było zgodne z sytuajcą zresztą. Zaraz gdy tylko wpakowaliśmy się na salę zwaną stołówką lub świetlicą (kto wie, co to było naprawdę?), w której panował straszliwy bałagan, hałas i ogólna rozpierducha, a porozpraszani przy stolikach ludkowie pogrywali w co się da (w co się nie da też, bo nie wyobrażam soboie ile można psychicznie wytrzymać gry w Doom'a, a zaDoomionych było sporo), i na chwilkę usiedliśmy na stoliku przysłuchując się sesji w WFRP "upolował" nas jakiś Mistrzuniu, i w ten sposób rozpoczęła się nasza pierwsza sesja na tym konwencie. W dniu pierwszym atrakcjami miały być dwa wydarzenia, LARP pt.: "Łowcy Wampirów" iwyjście do kina na FILM. Od samego początku rozwalał wszystkich pewien biegający i miotający się to tu to tam, zestresowany człowiek o pseudonimie Szajba, który nawijał wszystkim o LARPIE, spisywał uczestników itp. Oczywiście większość zajęta grą nie zwracała na niego większej uwagi, no ale człowiek się starał i to nieźle (brawa! :). Około godz... yyy... no... którejś tam (nie pamiętam) wszyscy zostali zebrani i udali się raźnym krokiem do pobliskiego kasyna wojskowego na film. Muszę przyznać, że widok kilkudziesięciu ludzi, z długimi włosami, poubieranych jak... no typowej "awangardy", przed tym budynkiem był niezły. A film był jeszcze bardziej BOSKI. Oczywiście był to klasyk gatunku, przebój wszechczasów, dzieło unikatowe, i którego nikt jeszcze nie widział, z BOSKIM ARNOLDEM w roli głównej, czyli: CONAN!!! Co to był za seans! Widownia była rozemocjonowana tym co działo się na ekranie, komentarze lały się strumieniami, liczne wybuchy entuzjazmu i wesołości towarzyszyły nam przez cały czas trwania filmu, i dobrze! Przynajmniej zagłuszały chrapanie większej części widzów, choć z drugiej strony przez nie właśnie nie udało mi się zasnąć... Całość zakończyłe zgodny i solidarny krzyk "NIEEE!!!", będący odpowiedzią na sugestię filmowego narratora, dotyczącą przedstawienia nam wkrótce kolejnej BOSKIEJ opowieści o Conanie. Film był niewątpliwie przydatnym punktem programu, to dzięki niemu część konwentowiczów nie padła z niewyspania w drugi czy trzeci dzień... Następną atrakcją tego dnia był osławiony i zareklamowany wszędzie LARP. Wszyscy przygotowani do tej gry byli wspaniale... psychicznie. W każdym razie na grze nie byłem, a całość dla mnie prezentowała się jako "karcianka z bieganiem po parku". Ale ja tam nic nie wiem, w końcu nie byłem. Przesiedziałem czas trwania LARPa gadając z Jerrym (Hi Jerry! :). W każdym razie przed LARPem doszło do strasznej rzeczy, zostałem zdemaskowany. Tzn. Bard po calutkim dniu stykania się ze mną, rozawiania itp. zajrzał mi w końcu w identyfikator i swierdził: "A tu jesteś, cały dzień Cię szukam! Pogadamy później!" i poleciał do parku... Podobno było tak jak było. W każdym razie nikt się specjalnie nie emocjonował. Następnego dnia od rana moi współlokatorzy emocjonowali się tylko zapowiedzianą rozgrywką turniejową Doom Trooper'a. Powyciągali jakieś pudełka, pudełeczka, klasery (!) itp. i trwał wielki handel przedturniejowy. Na temat samej rozgrywki też nic nie powiem, bo nie przyglądałem się ani jednej grze. Nie przepadam za Doomem, delikatnie rzecz ujmując. Tak więc drugi dzień konwentu zszedł na tradycyjnym graniu. Pod wieczór, a raczej późnym popołudniem odbyły się jeszcze konqrsy. Pierwszy był konqurs wiedzy o Star Wars. Muszę przyznać że był całkiem interesujący. Ze względów rozrywkowych of coz. Szczególnie podobała mi się symulacja X-winga (delikwent siadał na krzesełku, a dwóch specjalnie dobranych Pakerów brało krzesełko za nogi i wywijało nim we wszystkie strony, a delikwent w warunkach niesprzyjających :) odpowiadał na pytanie). Nawet nie wiem jakie miano, czy pseudo nosił zwycięzca. Następny był konqurs dotryczący Tolkiena, gdzie szczegónie popisał się Hektor zdobywając... 0 punktów. No cóż zdarzają się różne ciekawe rzeczy (amnezja? :). Ach jak mopgłem zapomnieć! Bezpośrednio przed konqrsami odbyło się spotkanie z przedstawicielem firmy ISA. Zaporoszeni byłi także inni (czytaj "eM A E Gie s.c." jak konspiracyjnie się wszystcy wyrażali) ale jak się nieuchronnie nasuwa na myśl niektórzy po tym jak dorobili się już wystarczającej ilości kasy olewają klijentów. Pan z ISA był niezwykle elokwentny, zorientowany i fachowy. 100% profesjonalizmu w kwestii RPG. W każdym razie moim zdaniem ględził fciekawie, ale mimo tego swoją elokwencją wykończył sporą ilość osób. Po szybkim zakończeniu konqrsu Tolkienowskiego zostaliśmy szybkim kłusem pognani na przystań gdzie miał nas oczekiwać statek o swojskiej nazwie "Monika III". Miał... Ale się spóźniliśmy. W każsym razie rozdano nam takie śmieszne białe karteczki z napisem "Monika - bilet grupowy", co wzbudziło ogólną wesołość. Nieco mniej wesołości wzbudził padający deszcz, ale dla przyjemności (?) trzeba czasem pocierpieć. Rejs statkiem odbył się bez większych sensacji. Tylko zebranie redakcji Necronomicona, na którym mieliśmy omówić sprawę "wyklętego" (czytaj: Deva), odbyło się w składzie niepełnym, gdyż J.T.J cierpiał na pewne morskie dolegliwości i był niedysponowany. Planowany LARP na statek nie odbył się ze względów tzw. niezależnych, choć mimo tego pewna nie poinformowana grupa szukała zabójcy, i w końcu oskarżyła bezpodstawnie Bogu ducha winnego Debila, który jako jedyny chyba nie siedział w środku, tylko asystował Kapitanowi na mostku... Po rejsie omineło nas jeszcze ognisko, bo deszcz lał jak z cebra. W każdym razie po powrocie do Internatu ulicami deszczowego Kołobrzegu wszyscy rozleźli się po kątach w wiadomym celu - GRAĆ! Bard miał nam prowadzić Toona, ale pech chciał, że J.T.J prowadził akurat dzikie pola, więc daliśmy się z Bardem upolować Mistrzowi od Cybera i też oddaliśmy się naszej ulubionej rozrywce. Toona nie było, ale sam Bard wystarczył, był tak niewyspany, że gra z nim była zabójcza, szczególnie dla obserwatorów. Dzięki takim tekstom jak opowieść o Mistrzu, pożyczaniu pieniędzy od ćpuna któremu się właśnie zapłaciło, czy "scenie romantycznej w CP2020" w wykonaniu Bard & J.T.J powstały zaczątki nowego systemu o nazwie CyberToon. No ale to chyba zboczenie zawodowe (Bard jest MG od Toona :). I praktycznie na tym zakończył się ten konwent dla mnie, bo rano zdążyłem tylko pogadać z ludźmi, posiedzieć chwilę przy powstawaniu drugiego Necrofobicona, i już musiałem lecieć na dworzec PKP, bo o 15 ileś-tam miałem najdogodniejsze połączenie z Koninem (bynajmniej nie telefoniczne). Na konwencie ukazały się też 2 numery (trzeba o tym napisać gwoli porządku) broszurki Pt. Necrofobicon. Bard wpadł na pomysł wydawania czegoś takiego w ciągu roku jako papierowy organ Necronomicona przeznaczony przede wszystkim dla klubów, co z tego wyjdzie zobaczymy. Dogadana została też sprawa powstania wersji NCR'a na PC, więc powinna być już wkrótce. Niestety nieobecność Devotha mocno przeszkadzał w ustalaniu szczegółów. No ale Naczelny nie mógł przyjechać, szkoda... Podsumowując impreza była czadowa, i niech żałują ci, którzy nie byli, i... Niech szykują się na następną za rok (?)! Z pozdrowionkami dla wszystkich orga(nona)nizatorów, szczególnie Barda, Jerrego, Hobbita i J.T.J Meecash