Abrakadabra czyli Jak zostałem czarownikiem Tytuł jest może trochę na wyrost, bo tak na prawdę to czarować nie umiem, niemniej ostatnimi czasy zaintresowałem się przeokrutnie... magią. I nie uśmiechajcie się z politowaniem - wcale nie jestem jebnięty - magia to rzecz bardzo ciekawa, a jako "zawodowy" rp-gamer, którego zadaniem jest "gwałcenie, mordowanie", etc. ;), jako gość, który z podręczników AD&D uczy się zaklęć czarnoksięskich, postanowiłem zgłębić istotę tego szatańskiego zjawiska, co magią się zowie. I oto zdobyłem tę zakazaną wiedzę i chcę siać to nasienie nieczyste wśród was, szerzyć zepsucie i... Kurcze - trochę mnie poniosło. Przejdę więc do rzeczy. Artek ten ma być naukowym (?!) studium magii. Nie wiem po co to komu. Wątpię, by przydało się to do poprowadzenia sesji. Nie znajdziecie tu ani formuł zaklęć, ani opisu konkretnych ceremonii, jedynie wiedzę czysto teoretyczną. Niemniej teoria jest podstawą do praktyki i bardzo śmieszy mnie gość, który uważa się za, dajmy na to, niewiadomo jak potężnego kapłana Voodoo, mając za podstawy książki o wątpliwej wartości merytorycznej, jakie zalewają teraz nasze księgarnie i biblioteki. Ja z kolei nie mam nawet takich podstaw, bo cała moja lektura na ten temat to jedynie książki z zakresu antropologii i religioznawstwa, które nie zawierają żadnych porad praktycznych, a jedynie wiedzę, wiedzę, wiedzę... No to Let's Play - jak mawia mój ukochany ;) aktor aNTONIO b. Po pierwsze spróbujmy sobie wyjaśnić, czym jest magia? Zajrzałem do pewnej mądrej książki i znalazłem jakże naukowe i rzeczowe wyjaśnienie: MAGIA - (od greckiego "mageia" - czarnoksięstwo); zespół praktyk czarodziejskich; pogląd oparty na przeświadczeniu posiadania rzekomych możliwości wywierania wpływu na obiektywną rzeczywistość poprzez różnorodne zaklęcia, praktyki i czynności tajemne; jedna z pierwotnych form kultu religijnego, nieobca bynajmniej wszystkim współczesnym religiom. Postać tej błyskotliwej definicji może być zależna od tego, że znajduje się ona w księdze wydanej w roku 1963, a więc w czasie kiedy kult boga, jakąkolwiek przyjąłby postać, nie był mile widziany przez ówczesną władzę. Wyjaśniłoby to na przykład pojawienie się w definicji słowa "rzekomych" - w czasach maksymalnej ateizacji zabieg ten był jak najbardziej uzasadniony. Ale abstrachując od dokładności, czy może lepiej - celności określenia magii w powyższej definicji, dowiadujemy się, że jest ona związana z kultem religijnym, a przejawia się w oddziaływaniu na otaczającą nas rzeczywistość. To jest już coś! Każda religia zakłada istnienie magii, tyle że rożnie to zjawisko nazywa. O, choćby jakże dobrze znane chrześcijaństwo - niby wszyscy księża mówią nam, że magia jest be, że to szatańskie zajęcie, a sami co niedzielę zamieniają winko w krew, a kawałek opłatka w ludzkie ciało - przynajmniej tak im się wydaje. Czy to nie jest magia? Ano jest. Z tą różnicą, że księża nie czarują, tylko najwyżej "dokonują cudu". Poruszał międzyinnymi ten problem radziecki (rulez!!!) religioznawca J.A. Krywielew pisząc (i tu pozwolę sobie zamieścić króciutki cytat, za co chyba nikt się na mnie nie obrazi i, mam nadzieję, nikt się do dalszego czytania nie zniechęci): "... każdy akt religijny jest działaniem rytualno - magicznym, i najbardziej ścisłym oraz najdogodniejszym terminem dla oznaczenia tego pojęcia będzie magia... magia nierozerwalnie związana jest z religią. Nie może powstać ani istnieć bez określonych wyobrażeń religijnych. Nie ma magii bez religii, nie ma religii bez magii. Każdy obrządek religijny: czy to modlitwa złożona z typowo schematycznych formuł, czy bezpośrednie zwrócenie się do boga, czy też "tajemnica" komunii lub ślubu, modlitwa za czyjeś zdrowie lub nabożeństwo żałobne - wszystko to są różnorodne objawy czynności rytualno - magicznych. Nie jest od nich wolna żadna religia." A tak poza tym, to magia związana z chrześcijaństwem wydaje się w swej strukturze dość skąplikowana i trudno mi ją jakkolwiek zakwalifikować. Ale żeby przejść do tego problemu, najpierw trzeba by było przedstawić z grubsza podział rodzajów magii. Będę się przy tym opierał na teoriach Georgea Frazera i Siergieja Tokariewa (następny rusek!) Frazer dzieli magię na dwa podstawowe rodzaje: Magia homeopatyczna (naśladowcza) - wynika z tzw. prawa podobieństwa, które w skrócie mogłoby brzmieć: "Podobne czyni podobne...". Trochę to zagmatwane, ale tylko na pierwszy rzut oka. Chodzi tu mianowicie o to, że możemy wywołać w rzeczywistości pewne działanie, wykonując czynność do niego podobną, tyle że o mniejszym zakresie. Na przykład symboliczne "zabicie" wizerunku niedźwiedzia przed udaniem się na łowy, miałoby myśliwemu zapewnić upolowanie zwierzęcia. Albo przykład bardziej współczesny - tzw. "lalka" znana wszystkim "fanom" voodoo: działanie na kukłę mającą przedstawiać wybraną osobę ma wywołać określone wrażenia na danej postaci. Jednak w tym przypadku magia homeopatyczna miesza się z drugim rodzajem magi określonym przez Frazera. Magia kontaktowa - wynika z tzw. prawa styczności (kontaktu) mówiącego, że przedmioty znajdujące się kiedykolwiek w jakimkolwiek kontakcie lub związku, posiadają moc oddziaływania na siebie. Na dodatek im więź między tymi przedmiotami była silniejsza, tym silniejszy mają one wpływ na siebie nawzajem. Ciekawym jest fakt, że jednym z tych przedmiotów może być człowiek. W tym momemncie możemy powrócić do przykładu "lalki voodoo". Aby działanie tego czaru było, powiedzmy, ciekawsze, w kukle powinien znaleźć się jakiś przedmiot będący kidyś w związku z postacią uosabianą z lalką. Może to być włos, kawałek ubrania, cokolwiek. Wystarczy też, by odprawiający ceremonię posiadał przy sobie przedmiot należący do danej osoby (łańcuszek, zapalniczkę, etc.) Oba te rodzaje magii wynikają z wiary w istnienie związku bądź to pomiędzy działaniami, doszukując się miedzy nimi analogii, bądź też pomiędzy przedmiotami i są określane mianem magii sympatycznej. Ta z kolei dzieli się na teoretyczną i praktyczną, a praktyczna na pozytywną i negatywną. Na rysunku wygląda to o wiele bardziej przejrzyście (może Devothowi uda się wstawić rysuneczek do textu). Klasyfikacja powyższa nie wyczerpuje jednak problemu. Tokariew wskazał także inne aspekty działania magicznego. Podzielił praktyki magiczne ze względu na: - technikę działania; - osiąganie pożądanych rezultatów; - spełnianą funkcję socjologiczną. Teoria Tokariewa nie jest jednak na tyle ciekawa, by poświęcać jej więcej czasu. Może jedynie zainteresować zdefiniowanie magii białej i czarnej, które znajdują się w drugiej grupie przedstawionej powyżej. Magia biała (pozytywna) jast rozumiana, jako dokonywana w interesie grupy społecznej (np. plemienia), natomast czarna - jako godząca w ten interes. Teraz można by pokusić się o zakwalifikowanie magii przypisanej do religii chrześcijańskiej. W ramach podziału zaproponowanego przez Frazera, zdanie wydaje się dość trudne. Jeśli natomiast chodzi o podział Tokariewa, bądź co bądź dosyć ogólny, sprawa jest nieco łatwiejsza. O ile technika magii chreścijańskiej jest dość nietypowa (ten sam problem co przy podziale Frazera - brak jakichkolwiek powiązań pomiędzy działaniami a efektem) to jeśli chodzi o spełnianą funkcję społeczną i osiągane rezultaty jest nieco lepiej. Magia ta jest bowiem typowym przykładem praktyk religijnych, które można określić jako magię białą. Jej rola polega na wprowadzeniu do kultu elementów nadprzyrodzonych, niezrozumianych, by wywołać określone wrażenie na wiernych. Dobra! Koniec tego nudzenia. Nastukałem już 8 kilo textu i paluchy mi cierpną. Jeśli wam się podoba ględzenie o takich głupotach, to mogę wam w tajemnicy powiedzieć, że napiszę jeszcze kilka artów z serii "Jak zostałem czarodziejem...". O czym będzie następnym razem? Nie wiem... Może opiszę jakieś ceremonie, czary... Żartuję ;) - z tego co wiem wszystkie informacje na ten temat w książkach dostępnych na polskim rynku wydawniczym to jedynie brednie napitych, naćpanych bajarzy - biznesmenów. Nie wierzycie? No to jeszcze tak na deser opis przyżądzania mikstury miłosnej, który znalazłem w jakiejś książce poświęconej białej magii. Potrzebne ci będą czarowniku miły: mleko, sól, włos łonowy wybranki, jej zdjęcie, twoja ślina, naczynie. Co z tym zdzjełać? Mleko (około 100 ml) wlej do naczynia patrząc przy tym na zdjęcie dziewczyny i myśląc o niej intensywnie. Przemieszaj. Dosyp trzy szczypty soli, przemieszaj ponownie i wystaw na dwa dni za okno. Po dwóch dniach wyjmij miksturę (?!) zza okna, dorzuć do niej włos z łona wybranki, przemieszaj i wstaw naczynie na trzy dni pod łoże, na którym sypiasz. Po upływie tego czasu wyjmij prawie już gotowy napój miłosny, dolej do niego trochę swojej śliny (10 - 20 ml) i przemieszaj. Po 3 - 6 godzinach podaj napój wybrance patrząc jej głęboko w oczy i każ wypić. Pamiętaj, że gdy podasz miksturę za późno, nie zadziała! To wszystko... Życzę Wam powodzenia - Cassanovy XXI wieku - w podbijaniu niewieścich serc. A tak swoją drogą, to która laska takie świństwo wypije? Samozwańczy Naczelny Szaman Amigowej Sceny: Sloodge/Thefect Artykuł został oparty na książkach: George James Frazer "Złota Gałąź" (Warszawa 1962) Leonard Pełka "Śladami pierwotnych wierzeń" (Warszawa 1963)