"Lubię gniazda, lubię sex, ale wierzę też w miłość. Po prostu, nie spotkałem jeszcze odpowiedniego materiału." - pewien cyberpunk " True Feeling " by Zbyńu Siedzę w wielkim, przepastnym fotelu. Fotel obity jest czarną skórą. Całe ciało oplatają setki ciniutkich nitek cybersieci, dziesiątki złącz, drutów, przewodów i innego hardware`u. Ich kolor to chrom. Po prawej stronie stoi sporej wielkości zestaw do podtrzymania Ciękiej Czerwonej Linii, oczywiście najlepszy z możliwych configów. Po lewej cielsko MasterMu. Od niego odłącza się niewielki pulpit. Wystarczy wyciągnąć rękę. Niewielka płytka dotykowa jarzy się zachęcająco, miłym, zielonym blaskiem, wydaje się, że puszcza do mnie oko jak... Ona. Ciągle się zastanawiam. Przymykam oczy, zalewa mnie ciemna fala... "Czarna Tęcza" istniała odkąd sięgam pamięcią, czyli od chwili kiedy dostałem tę robotę w Night City. Zawsze przyjmowała mnie z otwartymi ramionami, pasowaliśmy do siebie lubiłem ją, a ona lubiła mnie. Rozparty w fotelu chłonęłem atmoserę baru , sączyłem z lubością "Czarny Koktajl" sporządzony przez mistrza Jerrego. Czekałem na kogoś, ten ktoś się spóźniał. Nie przeszkadzało mi to, miałem dzisiaj kupę wolnego czasu. Czyjś cień zasłonił słabe światło. Otrząsnęłem się z fatalistycznych wizji i trzeźwym wzrokiem zerknąłem na intruza. Nie był to oczekiwany solo. Jednak znałem osobę stojącą przedemną. Znałem ją, no, może nie w pełnym tego słowa znaczeniu. Często widywałem ją w barze, lubiłem ją, przyciągała wzrok. Wiedziłem, że jest dziwką, ale nie wiedzieć czemu zawsze wolałem myśleć o niej jako o kolejnej osobie szukającej azylu w "Tęczy". Teraz jej piękne, duże, zielone oczy patrzyły na mnie. Patrzyły. Spod zmrużonych powiek patrzyłem i ja. Miała ciekawą twarz, jakoś ciężko mi uwierzyć, że robią coś takiego na zamówienie. Krótkie czarne włosy w pozornym nieładzie lekko opalizowały w dostepnym świetle. Czoło raczej niskie, intrygująco zmarszczone. Brwi równeż niezłe zwłaszcza w połączeniu z tymi przepastnymi oczami. Usta drobne, gustownie podkreślone czerwonawą szminką. Nad nimi nosek, uff... cudo chirurgii (chyba). W lewy policzek wpleciony wedle mody "Ciało i Metal" uroczy kawałek chromu. Ogólnie sprawiała nieco azjatyckie wrażenie. Cholernie zgrabna, czarne skóry tylko to podkreślały. Nasuwało mi się dziwne skojażenie z mangą. A ja lubię mangi. Jednym słowem była w moim typie. Stała wyprężona, spięta. Cisza. - Cześć. - rzuciła Cisza. - Cześć. - odparłem Cisza. ... Szybkim i zwinnym ruchem znalazła się tuż przy mnie. Wyczułem chwilę wachania. Wreszcie powoli oparła się o mnie. Poczułem zapach jej włosów. Delikatny zapach, taki... Położyła głowę na moim kolanie i przez krótką chwilę patrzyła mi prosto w oczy, wreszcie je przymknęła. Minęła może minuta. Minuta to dużo czasu. - Co powiesz ? - zapytałem. ... - Nic... a ty ? ... - Ja też nic ... Czas płynął, powoli. Stopniowo się odprężała. Odwróciła się do mnie profilem, mocniej wtuliła się w moje ciało, jakby szukając ucieczki. Z prawdziwą przyjemnością spoglądałem na nią. Była naprwadę ładna. Mój typ. Z tyłu głowy zauważyłem niewielki wszczep, coś jak dioda. Mój umysł rozpoczął szybką analizę. Z czymś mi się to kojarzyło (nowy dopalacz?, pajęczyca?). Zreflektowałem się... Jakże ciężko pozbyć się przyzwyczajeń z pracy. Odchyliłem głowę do tyłu, zapaliłem papierosa, spróbowałem znów się odprężyć, i dobrze mi poszło. Było mi tak dobrze, tak... - Wdowa? Gwałtownie się zerwała, niczym kotka wyrwana ze snu. Nieprzytomnym wzrokiem rozejrzała się, i jak piorun przemknęła tuż koło J.A. - Niezła dupa. - Skwitował solo. Kretyn. Spojrzałem w głąb baru. Nic. Z wyrzutem popatrzyłem na znajomego. - Człowieku, czy ty masz zegarek? Rozmawiałem z nim jakieś pół godziny. Główne mówił on. Cieszył się jak dziecko, jego team dostał kupę szmalu za jakieś tam fajansiarskie zabójstwo. Gadał o kurwach, braindancu i drugach. Nie miałem dziś na niego ochoty. Szybko ubiłem interes i ruszyłem do domu (Ciekawe czy jeszcze stoi?). Przy wyjściu obejrzałem się za siebie. J.A. stał przy barze razem z tamtą dziewczyną, podawał jej coś, zerknął w moją stronę. Sukinsyn koniecznie musiał coś mi udowodnić. Resztki poczucia normalności pękły niczym bańka mydlana. Jakie to życie jest pojebane. Dom jeszcze stał. Następnego dnia znów znalazłem się w "Czarnej tęczy". Podświadomie chyba czegoś oczekiwałem. Przy barze powitał mnie Tom z tajemniczym pół-uśmiechem. Przed nim stała "Pluskwa" - mój ulubiony drink - niestety, cholernie drogi. - Na koszt firmy, Wdowa. Poczułem się zaskoczony. - Co jest ? Ani dzisiaj moje urodziny, ani nie planuję się wypłaszczyć co zapewne byłoby powodem do święta, ani... - Dokonałeś cudu i jeszcze się dziwisz ? Ciągłe niespodzianki. - Co ty pieprzysz ? Mów po ludzku. Acha, nie jestem Chrystus. - Ha, ty chyba faktycznie nic nie wiesz. Na moje zatem barki przypadło uświadomienie ciebie co do... - No, no. Prawdopodobnie wcześniej od ciebie, wiedziałem gdzie wcisnąć małego. Stary murzyn spiorunował mnie wzrokiem. - Nie obrażaj chamie starego wygi. - OK Tom, be cool. - No cóż, mimo twojej postępującej bezczelności uświadmię cię, bo w przeciwnym razie zdechniesz w niewiedzy. - OK. Wytężam słuch. - Znasz może taką jedną zgrabną kurewkę, wiesz, twój typ, czarne stylowe skóry, na policzku element chromu, niska, zgrabna, często tu bywa... Co mu chodzi po głowie, skąd ta mowa o lasce? Tom zaskoczył mnie dziś po raz trzeci, ustanawiając tym samym nowy rekord. - Aha... - stać mnie tylko na to - ...Otóż to Marionetka. Rozwalił mnie tym totalnie, plan zaskoczeń przekroczył już o 100%. Mózg już pracował, kojarzył fakty. Tymczasem Tom rozpoczął jeden ze swoich słynnych, niespodziewanie rozpoczętych i niestety długich wykładów (moralitetów ?). - Tak tak Wdowa, zamiast miłej laseczki załapałeś chipowaną kurwę. A ty Wdowa wiesz co to znaczy. Kurwa bez uczuć, bez woli z zajebistym programem i wszczepionym sprzętem. Każdy chętny z forsą może TO mieć i robić z TYM (Co mu odjebało ?!) co mu się podoba, o ile odpowiednio dopłaci i Władca pozwoli. Tak, kurwa doskonała. Kurwa totalnie uwarunkowana. Z perfekcyjnym softem nie do złamania. NIE DO ZŁAMANIA! A ty rozpierdoliłeś wszystkie zasłony, lepiej niż zafajdany Rich Bartmoss! Ty kurwa jesteś niesamowity!!! (Kiedy Tom zaczyna głośno (!) mówić znaczy to niechybnie, że jest podniecony i prawdopodobnie zadowolony. Tu sprawa jest jasna. Tom nie lubi wielu rzeczy, jedną z nich jest Laleczkarstwo, a komuś z wrogiego obozu powinęła się noga, tylko co to ma do mnie ?) Tymczasem, w miarę jak Tom wykładał swoje rewelacyjne teorie moje zdziwienie rosło wprost proporcjonalnie do ilości sensacji, by w końcu osiągnąć szczyt na sam koniec. Tom przerwał na chwilę by złapać oddech, skwapliwie wykorzystałem tę chwilę. - Wiesz co Tom ? Szczerze ci radzę, idź na odwyk, bo widzę żeś naćpany. Z uporem maniaka nawijasz coś o Marionetce i mojej niewinnej osobie. Co ty... Tom zaczerpnął powietrza. Czasem odnoszę wrażenie, że mówienie sprawia Tomowi niemal fizyczną przyjemność - to dobry barman. (Doskonale uzupełnia się z Jerrym, który z kolei nastawiony jest na odbiór.) - Albo ktoś uderzył cię w głowę i cofnąłeś się w rozwoju, albo starasz się nic nie widzieć i nic nie słyszeć. Wdowa, powtarzam ci. Twoja osoba rozwaliła coś, nie niszcząc czegoś. Narodziło się... Kurwa, do ciebie nic nie trafia. Już od początku w głębi duszy wiedziałem o co mu chodzi. Teraz ta wiedza przebijała się z mozołem przez gruby mur. Tom z podziwu godnym uporem postanowił mnie jednak uświadomić. - Słuchaj, lalka z którą przesiedziałeś wczoraj z kwadrans w twoim zaciszu, (cholerny podglądacz) działa bez zarzutu. Jest to, o ile mi wiadomo najmniej awaryjna sztuka, sprzęt jest ok, soft też, blokady nietknięte. Mimo to, laleczka nie zaproponowała ci wczoraj upojnej nocy, nie próbowała cię podniecić, nie... eh... nieważne... Ona... Ona coś POCZUŁA. Tak jak zwykły człowiek. Tak, prawda jest często ciekawa. Szkoda, że często próbujemy ją tak skomplikować. - Może ma rozbudowany program, może zna mój rys psychologiczny lub coś w tym stylu...i wie, że mógłbym pójść na coś takiego. - Przestań wciskać kit sobie i mnie, dobrze wiesz, że to nie możliwe. No, chyba, że chcianoby uwieść Saburo Arasakę. - Oj,taki model kosztowałby kupę... Nieświadomie sam przyznałem mu rację. - No właśnie Wdowa, dokładnie o to chodzi. Mam nadzieję, że już rozumiesz czemu cię męczę ? Jakoś nie chciało mi się wierzyć w to wszystko. Myśl, że w Marionetce mogły obudzić się jakieś ludzkie uczucia nie docierała do mnie. Nigdy nie słyszałem o takim przypadku. Odeszłem od Toma nie wypowiadając już żadnego słowa. Zaszyłem się w moim ulubionym kącie, próbowałem odsunąć na plan dalszy myśli o niedawnej rozmowie... ale jakoś mi to nie szło. Nagle czyjś cień przesłnił słabe światło. Deja vu. - Cześć przystojniaku. - rzuciła kukiełka. Szybkim ruchem znalazła się tuż przy mnie. Nim zdążyłem zareagować usiadła okrakiem na moich kolanach. Obieła mnie. Nie oponowałem. Poczułem zapach jej włosów. Delikatny, interesujący... Pocałowała, a po chwili lizneła moje ucho. Przytuliła się mocniej i szepnęła. - Chcesz się zabawić kochany? - jej ręka powędrowała po moich plecach. - ...Pamiętasz? - spytałem. - Co tylko zechcesz. - ręka dotarła do mojego uda. - Nie. Odejdź. Jej twarde piersi naparły na mój tors, czułem, że jest chętna, gotowa... o ile zapłacę. - Jesteś pewien ? Mogłoby być nam tak dobrze... Ręka niecierpliwie poruszała się w moim kroczu. - ...Tak, odejdź... proszę. Niechętnie zsunęła się z moich kolan. - Okay miluśki, cześć. ... - Cześć. Jaki ten świat jest pojebany. Resztę wieczoru spędziłem na rozmyślaniach. Potem wróciłem do domu. Dom jeszcze stał. Minęło kilka dni. Tom był na mnie zdecydowanie obrażony. Dom jeszcze stał. Znów siedziałem w "Czarnej Tęczy". Znów na kogoś czekałem. Historia lubi się powtarzać, ten ktoś się spóźniał. Sączyłem powoli "Czarny Koktajl". Czyjś cień zasłonił słabe światło. To była ona. - Cześć śmieciu. - Cześć kochanie, mi również miło. Rozmawiałem z Jose jakąś godzinę. Lubię tę latynoskę, naprawdę ją lubię. Wymienialiśmy poglądy na temat nowych trędów, pogody, techniki, mody, muzyki, śmierci, filmów... Lubię ją bo czuję się przy niej dobrze, bo dobrze się z nią rozmawia, bo jest ładna i miła. Rozmawiałem z nią około godzinę. Nagle zakwilił jej com. Rozmawiała z kimś chwilę przyciszonym głosem, wreszcie wstała. - Przykro mi, muszę iść. Spadam człapie. Hasta luego, mi amigo. Szkoda. Było miło. Posiedziałem jeszcze kilka minut, wypaliłem papierosa i ruszyłem do wyjścia. Mijałem stoliki, przy jednym z nich siedziała marionetka... Siedziała sama, głowę miała wspartą na swoich pięknych rączkach. Wyglądała na zamyśloną. Stanęłem. Patrzyłem na nią długą chwilę. W końcu podszedłem. - Cześć ? - spytałem. Chyba się przestraszyła. Energicznym ruchem odwróciła się frontem do mnie. Zamarła w bezruchu. Przez chwilę w oczach zbłysła jej iskra... rozpoznania ? Nagle jej twarz znów przybrała bezosobowy wyraz, ale odpowiedziała. - Dobry wieczór. Usiadłem na przeciwko niej. Patrzyliśmy się przez chwilę na siebie. Ona, swymi wielkimi, pięknymi, zielonymi oczyma (znów przez chwilę zauważyłem tę iskrę). Ja, spod zmrużonych powiek jak kocur patrzący na... Wierzyć się człowiekowi nie chce, że to tylko marionetka. - Myślę, że się nadasz. Powiedziałem bardziej do siebie niż do niej. - Będziesz moim modelem, chcę zrobić ci kilka zdjęć. Cisza, czyżby tego nie obejmował jej PROGRAM? W sumie, przecież dokładnie tego powinienem się spodziewać. Mimo to chyba na coś liczyłem. Powoli zacząłem żałować, że podszedłem, czego można wymagać od marionetki? Nagle jej oczy wypełniły się nagłym zainteresowaniem. - "Będziesz moim modelem", co to znaczy? Zaskoczyła mnie tą odpowiedzią, zmieszałem się. - Jestem fotografem, utrwalam różne rzeczy w pamięci dla siebie... - chwila refleksji - głównie dla innych. Piękne i ochydne - obrazy. Chciałbym utrwalić i ciebie. - Po co?... Jej niemal dziecięce pytanie całkowicie mnie rozbroiło. - ...Jeśli możesz mnie obejrzeć tu i teraz, inni też mogą patrzeć. W sumie ma rację. - ...mogą patrzeć, mieć mnie. Nagle coś zaczeło się dziać... - Powiedz mi... czemu... ja... ...coś dziwnego. - Ja nie rozumiem czemu... Niepojętego. - Dlaczego ty... Zaczeła się plątać. - Ja... Czy ty... chcesz... mnie mieć ? ...kochaćpieprzyć... Patrzyłem. - Ja... on. Słuchaj kochasiu, umiem wiele rzeczy. Jestem... niezła. Ja. Jestem tu. Płacisz po... po... CoŚ się stało. Wstałem energicznie mimo, że wcale nie zamierzałem wychodzić. Ona pomyślała chyba inaczej. Wyciągneła rękę jakby chciała mnie zatrzymać. - Nie. Nie odchodź. Nie odchodź. Nie. Usiadłem, zapragnąłem dotknąć jej twarzy. Wyciągnełem dłoń. Zamarła w kompletnym bezruchu. Dotknęłem jej policzka. Zadrżała. Chwila ciszy... została brutalnie przerwana. - Ręce precz śmieciarzu !!! Zagrzmiał czyjś głos. Cofnąłem rękę i podniosłem wzrok. Przedemną stał wysoki mężczyzna, twarz cała w tatuażach i niciach chromu, łysa głowa cała zdrutowana, hardware aż kipiał mu ze łba. Prawa ręka to wielka technika. Dziesiątki wyświetlaczy, złącz i różnokolorowych światełek. Znałem z widzenia tego faceta. Przedemną stał... Władca Marionetek. - Jeśli chcesz czegoś od niej czego nie może zrobić, to jesteś pierdolenie wielkim zboczuchem. I dlatego spłyń. Miałem szczerą ochotę przywalić temu facetowi, ale jakoś się opanowałem. - Wiesz co gównojadzie? Nie lubię cię. Ten świat to szambo, ale ty leżysz na samym jego dnie. I gnijesz... Zapadła chwilowa cisza, facet trawił moje słowa. - Chciałem ją sfotografować ty kutasie. Spanie z kukłą to ostatnia z rzeczy które miałbym zrobić kiedykolwiek. Nadzieja, że facet mnie zaatakuje rosła. Przeliczyłem się, ten gość to rzeczywiście skurwysyn, moje słowa po nim spływały. - Aha, o to chodzi...trzeba było tak odrazu. To będzie kosztowało extra. Wypożyczę ją do rana za powiedzmy... 500 baksów. Stoi??? Nawet się nie zastanowiłem nad tym niezłym kawałkiem szmalu. Nie wiem czemu. Bez słowa dokonałem przelewu. Władca pogrzebał coś przy klawiaturze i odszedł. Dziewczyna wpatrywała się pustym wzrokiem w blat stołu. Niepodziewanie się odezwała. - Ja... Ja nie rozumiem. Nie martw się, ja też - odparłem w duchu. - Chodźmy - zdecydowałem. Powoli wstała. Przez moment uchwyciłem jej wzrok i odczytałem w nim... coś dziwnego, coś ludzkiego. A dla mnie była to nowość, bo niewielu LUDZI wędruje po Ulicach. W naszym mieście jest naprawdę niewiele spokojnych, bezludnych miejsc. Właściwie nie ma ich wcale. Wyróżniamy tylko miejsca bardziej tłoczne i mniej tłoczne. Na szczęście znam kilka miejsc mniej tłocznych. Jednym z nich jest niedawno wykupiona przez korporacje część południowej strefy miasta (ta przy nieczynnym porcie). Trwa aktualnie we wspaniałym błogosławionym stanie przejściowym. Albowiem nikt tu nie mieszka (no, może trochę przesadzam), nie sprowadzono jeszcze ciężkiego sprzętu do budowy i niewielu jest tu strażników, w końcu nie bardzo jest tu czego pilnować. Słowem, jeśli ktoś się postara może się tu dostać. A ja tego chciałem. Jadąc przez opustoszałą strefę zastanawiałem się nad moimi ostatnimi poczynaniami i... nie bardzo się rozumiałem. Straciłem 500 E$ by mieć koło siebie kukiełkę do końca nocy. Wmawiałem sobie, że chcę pstryknąć kilka niezłych zdjęć, ale jakoś to nie działało. Zupełnie odpowiadającą mi dziewczynę przy odrobinie szczęścia mógłbym znaleźć na większości Ulic. Przespanie się ze zdrutowaną nie wchodziło w grę, jeśli chodzi o to mam dosyć dziwne zasady, może dlatego Tom i kilku innych ludzi mnie toleruje. Zerknęłem do tyłu. Kukiełka (właściwie jak ją - to nazywać ?) miała zamknięte oczy, wiatr igrał z jej krótkimi, czarnymi włosami, usta zaciśnięte. Na moje oko jest zupełnie fotogeniczna. Tegoroczne lato było wyjątkowo mało kapryśne, w dzień dawało się nawet przeżyć na Ulicy mając samą tylko maskę. Co ciekawsze zdarzało się sporo dni gdzie warstwa smogu - chmur była bardzo cienka lub, o zgrozo, nie było jej wcale. Dzisiaj był jeden z takich dni. Zawsze czatowałem na bezchmurną noc i dziś ją miałem. Zatrzymałem się z piskiem tuż koło wielkiego opuszczonego supermarketu. Zeskoczyłem z motoru. Lalka powoli zsuneła się, oparła o motor i zerknęła przeciągłym, zaciekawionym wzrokiem w moją stronę. Jakoś nie miałem ochoty na rozmowę, zaczynałem się zastanawiać czy nie odwieźć jej do "Tęczy". Jej oczy... Odwróciłem się. Ulica była pusta. Zapragnęłem przespacerować się chwilę. Księżyc swiecił mocno. Jakie to dziwne, nie ma chmur, niebo czyste. Powietrze bardziej przejrzyste... czystsze? Zjawisko całkowicie anormalne. Doszedłem do jakiejś ściany. Oparłem się, powoli zsunełem się do siedzącej pozycji. Raz jeszcze podniosłem głowę, zerknęłem na księżyc. Wielki, w pełni, dziwnego koloru. Przeszył mnie dreszcz, nieokreślone uczucie. Aparat i tym razem działał bez zarzutu, to będą dobre zdjęcia. Ale cóż to takiego, sam księżyc, bez tematu lub tylko z tematem szczątkowym ? Po tej nocy takich fotek bedzie sporo, wiele lepszych. Znaleźć temat, coś co uczyni twoje dzieła jedynymi w swoim rodzaju. To problem każdego artysty. Czasem tematem jest światło, czasem szczególne położenie względem siebie ciał, czasem kontrast, czasem koncept, a czasem osoba... Siedziała oparta o kanciastą bryłę wygaszonego DataTermu. Dłonie oparte na kolanach skrzyżowanych nóg. Tak jak ja przed chwilą, patrzyła na księżyc. Głowa lekko uniesiona. Doskonały profil. To instynkt, instynkt łowcy, łowcy obrazów. Potem podszedłem do niej. Usiadłem. Podniosła wzrok. Jej oczy... Straciłem poczucie czasu. Noc była ciepła. I czysta. Potem odwiozłem ją. Pożegnały mnie jej oczy, bez wyrazu - puste. Odwróciłem się, czekało na mnie życie. Dużo wtedy pracowałem, miałem Cel, dążyłem do niego. Rzadko ale dość regularnie odwiedzałem "Czarną tęczę". Czasem widywałem kukiełkę. Pewnego wieczoru rozpoznała mnie. Potem był następny i nastepny... Czerpałem z tego dziwną przyjemność. Niektórzy znajomi mówili... o mnie i o kukiełce... Śmiałem się z nich, nic nie rozumieli. Potem wyjechałem, by osiągnąć Cel. Jak nigdy dotąd zbliżyłem się do krawędzi. Czegoś mi brakowało. Pewnej nocy, pod ogniem, kiedy starałem się wyrwać tajemnice tego świata, zrozumiałem. I wróciłem. Dom jeszcze stał. Night city powitało mnie wiadomościami o psychopatycznym mordercy krążącym w Sth.N.C., coraz większej liczbie bezdomnych i ciągle rosnącą ilością opuszczonych tzw. Neonowych Dzieci. Nie obyło się bez optymistycznych informacji - ilość zanotowanych zabójstw spadła w porównaniu do ubiegłego tygodnia o całe 3.9 %. - Słyszałeś Wdowa? Prawie 4 %... Tom jak zwykle był dobrze poimformowany. Rozglądałem się ukradkiem. Nic. - Widziałem twój reportarz ze Strefy Śmierci - niezły, i ta afera w Algierze, zdziwiłeś mnie, było o tym głośno. Zupełnie nic. - Słuchaj Tom, pamiętasz tę moją marionetkę? Jeśli nawet był zaskoczony to niedał tego po sobie poznać. - Pamiętam Wdowa, pamiętam... Obsłużył jakiegoś klienta. - Powiedz mi, Lalkarz jeszcze się tu kręci ? - Nie. Miał zatarg z Różą. Musiałem wiedzieć. - Co się z nią stało ? Białka oczu murzyna patrzyły na mnie spod przymkniętych powiek. - Miałem rację, wtedy. Złamałeś coś. ... - Po twoim wyjeździe kukiełka zaczeła przynosić coraz mniejsze dochody. Słyszałem, że sieciarz który wlazł w jej soft stwierdził, że takiego burdelu jeszcze nie widział. Wiesz, to delikatny mechanizm, boss Władcy był nieźle wkurwiony. Zaczeła dopiero się zwracać. Wyregulowanie jest podobno niemożliwe bez wielkiego ryzyka. Nie chcą tracić pieniędzy, wolą sprzedać ją na części. ( NIE ! ) Zwierzęta. ( NIE !!! ) Tfu, pieprzony świat. ... Ogień i Lód. Zamieniłem się w Ogień i Lód. Sam zaskoczyłem się tym Ogniem, i Lodem... Pragnąłem. Namiary na melinę Lalkarza zdobyłem szybko... Przecież kierował mną Ogień, i Lód. Ochroniarze przepuścili mnie bez słowa, On wiedział. Siedział zrelaksowany, rozparty wygodnie na tandetnej imitacji wielkiego, barokowego krzesła. Bawił się kartką czerwonego papieru. Rozbawiony zerknął na mnie. - Och, nasz zboczony Kochasiu. Proszę siadać, i niechże pan koniecznie przejży katalog. Lód. - Gdzie Ona jest ? Czerwona kartka papieru nabierała kształtów. - Jaka... Ona ? Ostrych kształtów. - Chcę ją mieć, dla siebie, tylko dla siebie. Wydawało się, że krawędzie skaleczą lalkaża. - Wielu chce. Tak się nie stało. - Zapłacę. Czerwony papier zastygł w bezruchu. - Sto tysięcy. Lód. - Oto numer mojego konta, porozmawiajmy o szczegółach. Czerwony papier zginął w dłoni Lalkaża by po chwili wpaść do spopielacza. - Dobrze. Jej imię to Dominique. Dominique Rougeville. Rodzice sprzedali ją za długi w wieku czternastu lat. Teraz miała ich dziewiętnaście. Wymazali ją, wszczepili, tak jak się to robi w Krzemowej Dolinie. Soft zapewnił Erich "Brzydal". Była drogą zabawką. Teraz była moja, tylko moja. Mój dom stał, ciągle. Na Ulicy było głośno o mojej transakcji. Później rozmowy ucichły. Myśli wszystkich opętał teraz Morderczy Enrico i jego bazooka, potem miał być Krwawnik i jego przekręty, potem znowu... Żyłem z marionetką. Byłem dziwnym człowiekiem. Byłem inny, ponieważ miałem przyjaciół. Oni mi pomogli, pomogła mi moja rosnąca sława i pomogły mi pienądze. Najlepsi technicy i programiści. Najlepszy psycholog z najlepszymi metodami. Wkrótce żyłem z kobietą, miała na imię Dominique. Zmieniłem mieszkanie, przeniosłem się do centrum. Kochałem życie, bo życie nie było pojebane. Zapomniałem o moim Celu. Było nam dobrze. Wszystko robiliśmy razem, byliśmy podobni ale i różni od siebie. Jose mówiła czasami, że pasujemy do siebie. Miała rację, czuliśmy to oboje. Kocham szybką jazdę, pęd, szum wiatru, jego dotyk na twarzy. Dominique również to kocha. - O Boże, jak ja to kocham... Nie da się szybciej?! Czuję się taka... Wolna! - Przecierz jesteś wolna...! Odpowiadam. Zatrzymujemy się na obrzeżach miasta - starych parkingach, z dala od walki i nieszczęść zamknięci we własnym szczęściu. Nadal uwielbiam urwalać obrazy, odchodzę na bok. Dominique zostaje przy motorze. Pemiętam tamtą noc, bez chmur. Dziś wieczorem jak co wieczór nasze niebo to ciężkie ołowiane chmury, zbiera się na deszcz. Za plecami słyszę jakiś stłumiony Krzyk... ... ...i Strzał. Krzyk i Strzał !!! Odwracam się. Drobne, Bordowe Krople otaczają głowę Dominique, niczym aureola... Jej twarz zastygła, martwa. Jej piękne, wielkie, zielone oczy patrzą z wyrzutem prosto na mnie. Jej ciało upada, na ziemię. Krzyczę, widzę mordercę. Dziecko trzyma oburącz wielki pistolet, śmieje się głupio, patrzy się na mnie oskarżycielsko, nie może powstrzymać śmiechu. Neonowe hologramy połyskują szyderczo. Strzelam. Dwanaście pocisków. Nie dbam czy w celu. Zataczam się... Biegnę. Jej twarz - szara, bezosobowa, coś mi to przypomina. . . . Martwamartwamartwamartwamartwa... Martwa. Nie ma już Dominique. Nie ma już Wiliama Wdowy. Pustaka. . . . Myliłem się. Cały czas żyłem. Niestety. Byłem dziwnym człowiekiem. Byłem inny, ponieważ miałem przyjaciół. Nie dali mi umrzeć. Niestety. Wegetowałem przez prawie dwa miesiące. Później wróciłem, ale nie byłem już cały. Tego wieczoru, ze skrupulatnością automatu montowałem film. Towarzyszył mi TV, małe mówiące pudełko. Wtedy To usłyszałem. Nastepne dni dały mi czas na zebranie informacji. Zacząłem znów pracować, przypomniał mi się Cel. Dążyłem do niego. Jeśli ktoś czegoś chce, dostaje to. Mijały miesiące, ktoś patrzył na mnie z nadzieją. Pracowałem. Wkrótce byłem najmłodszym szefem działu w C54. Mijały miesiące. Pracowałem. Robiłem szybką karierę. Ludzie mówili. Ryzykowałem. Zwyciężałem. Czas płynął. W końcu nadeszła Ta chwila. . - Poznał pan całą sytuację. Wie pan o ogromnym ryzyku. Nasza firma musi być całkowicie pewna, że w razie niepowodzenia nie będzie pan rościł sobie żadnych pretensji. Dlatego też, prosimy o podpisanie tej dodatkowej klauzuli w naszej umowie. - mówił mały człowieczek w nieskazitelnie białym ubraniu, na jego prawej piersi widać było niewieki napis "BioTech". . Dwójka ludzi rozmawiała przyciszonym głosem. - ...Tak, wszystko jasne, to dlatego odżył. - Wydał wielki majątek na ten fantastyczny projekt, żal mi go. Ludzkie DNA to nadal wielki problem. Sądzę, że nikt nie może zastąpić Boga. - Nie wiedziałem, że jesteś wierząca... - Przestań, to nie jest zabawne. - Ja się wcale nie śmieję. Mam nadzieję, że mu się uda... . Widziałem jak dojrzewa. Całymi godzinami mogłem wpatrywać się w zbiornik z nowym życiem, z moją połową. Genetycy mówili, że wszystko idzie w jak najlepszym porządku. Z każym dniem przypominałała mi Ją coraz bardziej. Chciałem poznać ją od nowa, wiedziałem już, że znów będziemy razem. Biologicznie miała już 19 lat. Opuściła zbiornik. Bałem się. Technicy rozpoczęli program naucznia. Pewnego dnia zadzwonił telefon. - Panie Blackwidow, z przykrością jestem zmuszony poinformować o zistniałej przeszkodzie... Nie wierzyłem im, musiałem Ją zobaczyć. To była przecież Ona, nie mogłem się mylić. Idealna. Uśmiechała się do mnie... Jej uśmiech... był wykrzywiony, oczy puste, z ust skapnęła ślina. - buuuuueeeu...blaa... Odszedłem, pokonany. Czas płynął. Pustka. Osągnęłem mój mały Cel. Pustka. Tego wieczoru byłem umówiony z pewną programistką. Skończyła szkołę, była geniuszem, moja firma (Ja?), chciała w nią zainwestować. Ona widzała swój Cel, pregnęła go, i potrafiła go zdobyć. Pod koniec spotkania złożyła mi ofertę. - ...Co pan o tym myśli, to możliwe... Zapewniam. Chciałbym jej wierzyć, naprawdę. ... Zgodziłem się, dałem jej wolną rękę. Była prawdziwym żywiołem, zatrudniła najlepszych, wszystkim kierowała... Weszli do mojej głowy. Wszystko trwało sześć miesięcy. Siódmy poświęciłem przygotowaniom. Ona odpoczywała, była Bogiem. Góry skaliste, stary, przeciwatomowy bunkier. Dziś umarłem. Siedzę w wielkim przepastnym fotelu, fotel obity jest czarną skórą. Moje ciało oplatają setki cienkich nitek cybersieci. Ich kolor to chrom. Nadal się zastanawiam, otwieram oczy. Płytka dotykowa jaży się miłym, zielonym blaskiem. Dziś umarłem... Wyciągam rękę, ledwo ją dotykam. ...I dziś się narodziłem. . ...Bardzo lubię "Czarną Tęczę", czasem wydaje mi się, że i ona mnie lubi. Pasujemy do siebie. Sączę powoli "Czarny koktajl" spożądzony przez mistrza Jerrego. Czekam na J.A., musimy omówić interesy. Nagle czyjś kształt zasłania i tak już słabe światło. Spoglądam w górę. Znam Ją ? Jej piękne, duże, zielone oczy patrzą na mnie. Ma ciekawą twarz, wydaje się, że skądś ją znam. Jest w moim typie. - Cześć - mówi. - Cześć - odpowiadam. ... by Zbyńu