"Od Zmierzchu Do Świtu"
                               recenzja filmu
                           "From Dusk Till Dawn"

                                  Goblin


   Z  góry  przepraszam  za  wszystkie błędy, które wkradły się do artykułu.
Wiecie  -  starość nie radość.  Skleroza nie boli.  Pewnie przekręciłem parę
cytatów, ale ogólny sens wypowiedzi został zachowany (mam nadzieję).

   "- Dawał mu znaki!
   - Nie dawałem mu żadnych znaków!
   - Nie dawał mu żadnych znaków!
   - Zamknij się! Słyszałem jak bezgłośnie powiedział "pomóż mi"!
   - Nic takiego nie powiedział!
   - Nic takiego nie powiedziałem!
   - Zamknij się, kurwa! Mówię ci, że dawał mu znaki!
   - Nie dawałem mu, kurwa, żadnych znaków!
   - Nazywasz mojego brata kłamcą?"

   Pytanie:   Co  to jest - krew na ścianach, półnagie kobiety ponabijane na
nogi od stołu, poobrywane części ciała pokrywające podłogę, paskudne bluzgi,
weseli mordercy jako główni bohaterzy?
   Odpowiedź:  Najbardziej odjazdowy film ostatnich lat.

   Twierdzenie   pierwsze:    "Od   Zmierzchu  Do  Świtu"  jest  najbardziej
odjazdowym filmem ostatnich lat.

   Widziałeś   "Wściekłe   psy"?    Widziałeś   "Pulp  Fiction"?   Widziałeś
"Urodzonych Morderców"?  Widziałeś "Człowiek Pogryzł Psa"?  Widziałeś "Złego
Porucznika"?
   Zapomnij.
   Przy "Od Zmierzchu Do Świtu" przypominają audycję w radiu Maryja.

   Twierdzenie  drugie:   "Od  Zmierzchu  Do Świtu" jest najkrwawszym filmem
ostatnich lat.

   Film:   Pod  sklep  gdzieś  na  pustynnych  bezdrożach  Ameryki podjeżdża
policyjny  radiowóz.  Wysiada z niego spasiony glina w kowbojskim kapeluszu,
tzw.   ranger.   Zatrzymuje  się  na chwilę, aby rozciągnąć sobie zdrętwiałą
nogę,  po  czym  wchodzi  do  środka.   Wita  się  ze  sprzedawcą  jak stary
przyjaciel  i  opowiada  mu  o  ucieczce  z więzienia dwóch morderców.  Były
ofiary,  także mundurowe.  Po chwili glina wychodzi do kibla, aby się odlać.
Zza  sklepowych  półek  wyłaniają  sie  dwa  uzbrojone  typy  w  garniturach
(Tarantino  i  Clooney).   Jeden  z  nich  trzyma  w objęciach przestraszoną
panienkę.  "Co ty odpierdalasz?" - - zwraca się do sklepikarza - "Miałeś nie
pozwalać   mu  nigdzie  odchodzić!".   Spanikowany  sklepikarz  zaczyna  się
tłumaczyć, ale przerywa, bo ranger wychodzi z kibla.  Przestępcy natychmiast
chowają  się w głębi pomieszczenia.  Glina podchodzi do lady, kupuje whiskey
i opowiada dziwnie drżącemu sprzedawcy, co by zrobił, gdyby dostał te typy w
swoje  ręce.  Rozlega się strzał.  Ranger pada na podłogę kwicząc jak świnia
i  brocząc krwią.  Typy w garniturach wychodzą z ukrycia i dobijają kwiczące
ścierwo.
   "Dlaczego,  kurwa,  to  zrobiłeś?" - pyta się jeden drugiego i odbywa się
dialog,  który  macie  powyżej,  w wyniku czego sklepikarz pada na podłogę z
przestrzelonym  ramieniem.   Typy  dalej  się  kłócą,  wymachując  giwerami.
Przerywają  im  strzały.   To strzela sprzedawca, trzymając się za krwawiące
ramię.   Strzelanina trwa przez chwilę, po czym wszystkim kończą się naboje.
Ładują  szybko  magazynki  (względnie  bębenki),  co  jednemu  z przestępców
przychodzi  z  trudem,  gdyż  ma  przestrzeloną  dłoń.   W  końcu napastnicy
rozwalają  butelki  z  alkoholem  nad  głową  sprzedawcy  i  rzucają w niego
zapaloną  srajtaśmą.   Zza lady bucha płomień.  Obaj braciszkowie wychodzą z
ukrycia i dalej kłócą się o to, czy ofiara dawała znaki glinie, czy też nie.
Przerywa im ognista postać, prująca z rewolweru.  Bracia odpowiadają ogniem.
Sklepikarz  pada  na stertę towarów, przez chwilę majta rozpaczliwie nogami,
po  czym  sztywnieje.   Słychać  pękający  popcorn.   Przestępcy  kłócąc się
wychodzą  ze  sklepu,  który  za  nimi eksploduje.  Nie zważając na latające
kawałki  sklepu,  wsiadają  do  samochodu  i odjeżdżają.  We wnętrzu pojazdu
dalej  się kłócą, w końcu jeden patrzy się na drugiego przez dziurę w dłoni.
Po  chwili  wyciąga  taśmę  klejącą  i  zakleja  ranę.   Kamera  odjeżdża na
zewnątrz,  robi przebitkę na bagażnik.  Leży tam związana kobieta.  Na ekran
wjeżdżają napisy tytułowe.

   Skojarzenia  z  "Pulp  Fiction"  nasuwają sie same.  Tam były trzy wątki,
połączone  ze  sobą  za pomocą fabuły, a w "Od Zmierzchu Do Świtu" mamy dwie
zupełnie  różne  części  połączone  postaciami  głównych  bohaterów.   W obu
filmach są świetne, Tarantinowskie dialogi.
   I na tym podobieństwo się kończy.
   Bo  "Pulp  Fiction" to, wbrew pozorom, głęboki, poważny traktat moralny o
Bogu  i  o ludzkim postępowaniu.  Tarantino, z charakterystycznym dla siebie
mistrzostwem  uczynił  go  strawnym dla przeciętnej publiczności, dla której
kręcone  są  w  stanach  filmy  (przeciętny  amerykański  widz  to  12-letni
chłopak).  Nie ma w tym nic dziwnego.  Jest on przecież jednym z najlepszych
reżyserów na świecie (i chyba najlepszym scenarzystą).
   "Od  Zmierzchu  Do  Świtu"  nie  ma takich wygórowanych ambicji jak "Pulp
Fiction".    Jest   to  po  prostu  świetny  film,  bez  żadnego,  głębszego
przesłania.   Pewnie  dlatego  Tarantino zlecił wyreżyserowanie go Robertowi
Rodriguezowi, twórcy "Desperado" (totalna chała, nawiasem mówiąc).  Pierwsza
część  opowiada  o  dwóch  braciach-mordercach,  uciekinierach  z więzienia.
Ścigani  przez  policję  całego  stanu  (świetna  scena z tabelką, na której
przekręcają  się cyferki  obrazujące  liczbę ofiar),  podążają  do  Meksyku.
Panuje  tu klimat charakterystyczny dla Tarantino (szybki montaż, pokazujący
zaszlachtowaną ofiarę na łóżku).
   Druga  część zaczyna się po przekroczeniu przez nich meksykańkiej granicy
i  dzieje  się  cała  w  szurniętej  knajpie,  której właściciele i tańczące
panienki  są  wampirami.   Ta część jest krwawsza, pełna charakterystycznych
dla  Rodrigueza  meksykanizmów  i  szalonych  napierdalanek.  Granica między
obiema  częściami  jest czysto umowna (nie ma tu czarnych plansz z tytułami,
rozdzielających poszczególne epizody jak w "Pulp Fiction").

   Nie będę streszczał wam filmu, to koniecznie trzeba zobaczyć!  Bije on na
głowę  "hity"  typu  "Dzień  Niepodległości"  (moim  zdaniem jest to jeden z
najgorszych  filmów  fantastycznych  od  czasu  "Amazon Women On The Moon").
Krwawa  jatka  w  meksykańskim barze z pewnością przejdzie do historii kina.
Myślę, że możemy spodziewać się fali podróbek i naśladownictw.

                                                          GOBLIN

P.S.1:

   Pewnego ochroniarza zdanie o "Urodzonych Mordercach".
   Razu  pewnego,  pewien ochroniarz, imienia którego zdradzać nie będę, sto
trzydzieści  kilo  żywej  wagi  pożyczył  od osobnika imieniem Goblin, który
dziwny  był,  na  czarno  ubierał  się i  ważył mniej trochę, kasetę wideo z
filmem o nazwie "Urodzeni Mordercy"
   GOBLIN:  Masz tu film do oglądania na kasecie.
   OCHRONIARZ:  Dziękuję ci stokrotnie za ten oto film do oglądania.
   GOBLIN:   Nie  dziękuj,  jeno idź do dom i oglądaj, a jutro oznajmisz mi,
jakie  zdanie  twoje  jest,  gdyż  ja już oglądałem go i sprawdzić chcę, czy
zdania nasze podobne są.
   Minął dzień jeden.
   OCHRONIARZ:   Masz tu film swój chędożony i oznajmiam ci, iż kiła jest to
straszliwa, chłam, syf i malaria.
   GOBLIN:  Czyżby dla ochroniarza słynnego film ów za brutalny był?
   OCHRONIARZ:   Synu, dla mnie film żaden za brutalny nie jest, a Tarantino
oraz  Ferrara bogami moimi są w niebiosach (Tarantino wyżej jeno).  Film ów,
któryś  z  wielkiej  swej łaski skłonien był użyczyć mi nie brutalny jest, a
głupi.
   GOBLIN (ucieszony):  Drogi kolego, nie wiesz jeszcze o tem, ale zdanie me
takież same jest jak i twoje, bom chłamu większego jeszcze nie widział.

P.S.2:

   Ostatnia  scena  "Od  Zmierzchu  Do  Świtu"  mnie  zabiła.   Kiedy kamera
pofrunęła  do  góry,  pokazując  drugą  stronę  knajpy, szczęka opadła mi do
podłogi, a gałki oczne wyskoczyły na sprężynkach.  Odjazd!

P.S.3:

   Do  kina  tylko z dziewczyną!  Przez ponad godzinę nie będzie cię chciała
wypuścić  z  objęć  -  co  osobiście  sprawdził i imieniem dobrym gwarantuje
autor.


[faszystowska korekta ręce precz od P.S.1!]
[Ja ci dam faszystowską korektę!!! Ty... - kor.]