From  Sloodge:   Pisanie  recenzji  filmów  kinowych do magazynu takiego jak
Necronomicon,  to  znaczy  pokazującego  się  w  dużych odstępach czasu i na
dodatek  niezbyt  regularnie,  uważam  za  bezsensowne,  poniważ  do momentu
ukazania  się artykułu opisywany film zejdzie już pewnie z kinowych ekranów,
niemniej  istnieją pewne fakty, które zmuszają mnie do przedstawienia obrazu
Petera  Halla  "Nigdy  nie  rozmawiaj  z nieznjomym".  (ale długie zdanie mi
wyszło ;)


                    "Nigdy nie rozmawiaj z nieznajomym"

                             Sloodge/Thefect


   Dużo  słyszałem o niejakim Antoniu Banderasie (jeśli któś nie wie, kto to
jest,  niech  nie czyta tego artykułu).  Właściwie to chyba prawie wszystkie
panienki  jakie znam piszczą i siusiają w majteczki, kiedy tylko przy tytule
filmu   pojawi   się   jego   nazwisko.   Cóż  -  pewnie  gość  ma  niezłych
charakteryzatorów.   Nie  widziałem jednak do tej pory żadnego filmu z tymże
panem,  aż do dziś, to znaczy do 18 listopada 1996 roku.  Przyznam szczerze,
że zostałem mile zaskoczony.  Oczywiście nie Banderasem, tylko aktorką która
w  filmie  mu  towarzyszyła (a właściwie to Antonio jej towarzyszył).  Chyba
regułą  się  powoli  staje,  że  jeżeli  w filmie gra aktor, na którego lecą
panienki  (chciałoby  się  powiedzieć  "jak  muchy  do  gówna"  - bez urazy,
Antonio),  to  zawsze  na planie pojawia się zajebuchna laseczka.  I właśnie
dlatego chyba polubię filmy z Banderasem.
   Owym  filmem,  który  tak  radykalnie zmienił mój stosunek do tego aktora
(wcześniej  bowiem  za nim nie przepadałem, bo byłem zazdrosny), jest "Nigdy
nie  rozmawiaj  z  nieznajomym".   Po obejrzeniu efekciarskich amerykańskich
filmów  takich  jak  "Dzień  Niepodległości",  czy "Sztorm", byłem niezwykle
ciekaw,  co  też  takiego  mogli  amerykanie wcisnąć w thriler erotyczny, by
przyciągnąć  publikę.   W  "Dniu  Niepodległości"  były  przyjebiste  statki
kosmiczne   rozpierdalające   w   pizdu   wielkie  amerykańskie  miasta.   W
"Sztormie",   zrealizowanym   ze   zdecydowanie  mniejszym  rozmachem,  była
amerykańska  młodzież,  która dzielnie walczyła z olbrzymimi falami, ratując
od  czasu  do  czasu  życie jakiemuś towarzyszowi.  W "Nigdy nie rozmawiaj z
nieznajomym"  okazało  się, że oprócz Antonia Banderasa nie wciśnięto nic na
siłę,  co  miałoby  stworzyć kolejny film pod publikę.  Mimo wszystko czuć w
nim  i  tak  amerykański styl, co niektórzy mogą uznać za zaletę.  Ja jednak
zdecydowanie  wolę kino europejskie, które nie będąc tak nastawione na akcję
doładniej kreuje swoich bohaterów.
   A  propos bohaterów - w "Nigdy nie rozmawiaj z nieznajomym" (wkurwia mnie
trochę  tak  długi  tytuł,  więc  dalej będę używał skrótu "Nnrzn") mamy ich
czterech.   Przynajmniej tylu jest tych mających największy wpływ na akcję i
klimat filmu.  Po ich przedstawieniu będę już miał praktycznie tę recenzję z
głowy,  bo  zagłębianie  się w akcję zepsułoby niewątpliwą przyjemność, jaką
jest  obejrzenie  filmu, ewentualnym chętnym na poznanie tej amerykańskiej -
nieamerykańskiej  opowieści.   Może  słowo  "przyjemność"  jest  tu  nie  na
miejscu,  jednak  mój  skąpy  zasób słownictwa nie pozwala mi znaleźć innego
określenia  przedziwnego  stanu  w jaki wprowadza film (i nie jest to głupia
podnieta  wywołana  scenami  erotycznymi w dobrym guście).  Powiem tylko, że
kiedy po seansie wstałem z mojego miejsca, przeszedł mnie dreszczyk, którego
powodu  nie  umiem  dokładnie  opisać.   Najprościej mówiąc, był nim nastrój
filmu  i przedziwne przesłanie, które, choć nie powiedziane wprost, wynika z
będącego tłem akcji procesu pewnego gwałciciela posiadającego prawdopodobnie
rozdwojenie  jaźni.   Żeby potwierdzić lub wykluczyć tę możliwość zostaje on
poddany psychoanalizie i badaniom prowadzonym przez panią psycholog, która z
kolei...   No i o mały włos zacząłbym opowiadać fabułę.  Szybko więc opowiem
tylko o bohaterach.

   PSYCHOLOG  TYLOR  (Rebecca  de  Mornay)  -  to właśnie ta laseczka, którą
zachwycałem  się  na początku.  Blondyna, ma trochę mały biust, ale poza tym
całkiem  całkiem.   Zresztą  sami  zobaczycie,  kiedy  bedzie naga w scenach
łóżkowych  z  Banderasem.   Życie  zawodowe  pani  psycholog wypełnia sprawa
seryjnego  mordercy  i  gwałciciela.   Podejrzewa u niego rozdwojenie jaźni.
Mimo  starania się bycia jak najbardziej obiektywną, stawiane są jej zarzuty
stronniczości.
   Życie prywatne Tylor nie jest szczęśliwe.  Matka zginęła kiedy miała pięć
lat.   Wychowywała  się  z  ojcem,  którego  wspomnienie  cały czas wywołuje
drżenie jej rąk.  Obecne życie także nie jest spokojne.  Mężczyzna, którego,
wydaje  się, kochała, zniknął w dziwnych okolicznościach jedenaście miesięcy
przed  rozpoczęciem akcji filmu.  Wszystkim mówi, że po prostu ją zostawił i
odszedł,  nikt  jednak  nie  zna  prawdy  poza samą Tylor.  Po tym wszystkim
poznaje  Tony'ego,  który  być  może  zmieni  jej  los.   Czuje się przy nim
bezpieczna, choć prawie wcale go nie zna.

   TONY   RAMIREZ   (Antonio   Banderas)   -   mówi   o   sobie,   że   jest
puertorykańczykiem.   Poznaje  piękną  psycholog  i  nawiązuje z nią romans.
Mimo,  że  mówi  o  sobie  wszystko,  o  co  zostaje  zapytany,  wydaje  się
tajemniczy.   Na  dodatek  od czasu poznania go w życiu psycholog dzieją się
dziwne  i  przerażające wypadki.  Podejrzenia padają oczywiście na Tony'ego,
mimo  to  Tylor  nie  kończy z nim znajomości.  Fascynuje ją jego dziki styl
życia  i  na  pewno wydaje jej się atrakcyjny.  Nic dziwnego, że dość szybko
idzie z nim do łóżka.
   Nieodłącznym  rekwizytem Tonyego jest przyjebisty choper.  Dodatkowo jego
dziki  styl  podkreślają tatuarze na ramionach i oczywiście ubiór.  Chyba we
wszystkich  scenach  w  filmie  (oprócz  tych,  w których występuje z piękną
psycholog  w  pościeli  -  tam jest nagi) Tony nosi czarną skórzaną kurtkę i
obcisłe  dżinsy.   Mimo  że  do  tej pory wyrażałem się o Antoniu Banderasie
raczej   mało   pochlebnie,   to   muszę   przyznać,   że  w  roli  dzikiego
puertorykańczyka  był  naprawdę  niezły.  Dzikiego tylko zewnętrznie, bo tak
naprawdę  Tony  wydaje się romantykiem.  Panienki, które na filmie siedziały
obok  mnie,  tak  ujęła  gra  aktora, że przy scenie, kiedy Tony podaje nowo
poznanej  blondynce  kieliszek wina, słyszałem ich cichy tumiony pisk - gość
ma po prostu powodzenie.

   SĄSIAD  PANI  PSYCHOLOG  (nie  wiem  kto go grał, ani jak miał na imię) -
artysta  podniecający  się  zdjęciami  kurewskich łon z kolczykami w wargach
sromowych.   Kiedyś  spędził  noc z panią psycholog i od tamtgo czasu ciągle
namawia  ją  by powtórzyć ten numer.  Tylor jest jednak twarda i nie daje mu
się  szybko  uwieść.  Sąsiad jest zazdrosny o Tony'ego, nic więc dziwnego że
zachowuje  się  w  obec niego agresywnie.  Bohater raczej drugoplanowy, choć
przewija się w epizodach przez cały film.

   PSYCHOL  (nie  wiem  kto  go  grał,  ani  jak  miał  na imię) - niezwykle
inteligętny, chłodny mężczyzna około czterdziestki.  Nieco przypomia tego, z
"Milczenia owiec".  Podobny jest też jego wpływ na życie psycholog Tylor.  W
dziwny sposób wie, co się dzieje w jej życiu pywatnym, choć sam znajduje się
w  zamkniętym  zakładzie  karnym  o  zaostrzonym  rygorze  i  wydaje się nie
możliwe,  by  mógł  kontaktować  się  z  kimś  z  zewnątrz.   Mężczyzna jest
człowiekiem  zdesperowanym  przez ciężar ciążącej nad nim śmierci na krześle
elektrycznym.  Często wybucha gniewem i podnosi głos zirytowany obojętnością
psycholog.
   Mężczyzna  pojawia  się w scenach tylko w pokoju przesłuchań w więzieniu.
Rozmawia  zawsze  sam  na sam z Tylor.  Jedynie przy drzwiach stoi pokaźnych
rozmiarów ochroniarz.  Sceny te wydają się rodzajem komentarza do dziejących
się  poza  więzienną  celą wydarzeń.  Wprowadzają dodatkowy czynnik budujący
nastrój.   Film staje się przez to na pewno bardziej tajemniczy, choć wydaje
się powieleniem pomysłu wykorzystanego w "Milczeniu Owiec".

   To  tyle  o  bohaterach.   Oczywiście  to  nie  wszystkie  ważne w filmie
postacie.   Jest jeszcze ojciec Tylor, do którego młoda kobieta czuje wstręt
i  którego  się  boi.   Jest  także adwokat gwałciciela próbujący zastraszyć
panią  psycholog,  by  wymusić na niej wydania orzeczenia o niepoczytalności
swojego klijenta.  Jest w końcu prywatny detektyw pracujący dla Tylor, który
odkrywa prawdę o Tonym Ramirezie.

   Film  posiada  niezłą muzykę (made by Pino Donaggio), choć nie zwraca ona
nigdy   na  siebię  szczególnej  uwagi.   Głownym  elementem  stanowiącym  o
atrakcyjności  filmu  jest jego nastrój (na co chyba już parę razy zwróciłem
uwagę).    Sceny  erotyczne  nie  są  wyuzdanymi  orgiami,  tylko  subtelnie
budowanymi  poprzez operowanie światłem, podłożoną muzykę czy ujęcia kamery,
imprsyjnymi  obrazami wirującej miłości.  Nie jest też ich za dużo, przez co
nie  spowalniają  akcji,  choć  wystarczająco wiele, by film określić mianem
erotycznego.
   W  pełni  także zasługuje na zaliczenie go do gatunku thriller.  Napięcie
będące wynikiem dziwnych zdarzeń jest na prawdę autentyczne.  Co więcej, owe
zaskakujące  i  przerażające  wypadki  nie  mają  nic  wspólnego  z  tanimi,
nierealnymi  historyjkami,  jakie  możemy  oglądać  w  niektórych  filmach i
serialach prezentowanych w naszej polskiej telewizji pretendujących do miana
thrillerów.    W   "Nnrzn"   wszytko   jest   rzeczywiste  i  posiada  swoje
wytłumaczenie.    Ktoś   teraz   mógłby   powiedzieć,   że   skoro   posiada
wytłumaczenie,  to nie jest dziwne i zaskakujące.  Niech taki ktoś po prostu
obejrzy ten film.
   Miłego oglądania życzy:
                                       Sloodge/Thefect


P.S.
   Faceci!  Weźcie ze sobą do kina panienki a nie pożałujecie!

P.S.II
   Na  samym  początku  napisałem, że do napisania tej recenzji zmusiły mnie
niejako  "pewne  fakty".   Chodziło mi mianowicie o to, że w kreacji głównej
bohaterki  filmu dopatrzyłem się podobieństwa do bohatera mojego opowiadania
"Danse   Macabre".    Nie  udało  mi  się  może  tak  dokładnie  przedstawić
uwarunkowań  psychologicznych  zachowań mojego bohatera, jak zrobił to autor
scenariusza  filmu  (w końcu na polu kreacji literackiej nie mam zbyt dużego
doświadczenia),  jednak  wynik, czyli pewien schemat jego postępowania, jest
podobny  do  tego, jak istnieje u bohaterki "Nnrzn".  Piszę to po to, by nie
zostać  posądzonym  o  plagiat  i  użycie  cudzego  modelu bohatera gównego,
ponieważ  film  po  raz  pierwszy  obejrzałem  w dziesięć dni po zakończeniu
pisania  mojego  opowiadania.   Wcześniej nie widziałem nawet jednej sceny z
filmu "Nnrzn", więc nie mogłem się niczym sugerować.  Podobieństwo jest więc
czystym  przypadkiem,  więc proszę na mnie nie bluzgać, żem lamer.  (Tak się
tłumaczę, a może nikt tego nie zauważy.)
   Poza tym uważam, że "Danse Macabre" jest słabe.