1

                                  Trumna

                             Sloodge/Thefect

6
   To  był  jeden  z tych chłodnych jesiennych dni...  Wiatr gnał po szarym
niebie  chmury.   Drzewa uginały się przy każdym gwałtownym podmuchu gubiąc
ostatnie  liście,  które  wirując  spadały  na  mokrą, brązową od zgnilizny
ziemię.   Tylko  gdzieniegdzie  przez  warstwę zbutwiałych liści przebijały
ostatnie  ciemnozielone  źdźbła  trawy.   Z  całą pewnością zanosiło się na
deszcz...

   To  była biedna dzielnica...  Stare szare bloki straszyły poobdzieranymi
ścianami.   Spruchniałe,  brudne  okna, popękane mury, zacieki na tynkach -
ale  te  rudery  miały jedną zaletę - niski czynsz.  Przed blokami od dawna
nie  sprzątane  ulice,  zaśmiecone  chodniki.  W jednym z ciemnych zaułków,
gdzie  raczej  nikt  nie  zaglądał,  jeśli  nie  musiał,  leżał  karton  po
dwudziestodziewięciocalowym  telewizorze.   Mieszkał w nim jakiś człowiek -
zwykły uliczny brudas śmierdzący szczynami i rzygowinami.

   Było  też  podwórko  przed  blokiem  - zwykłe podwórko z piaskownicą i z
trzepakiem, na który co bardziej odważne dzieciaki wspinały się i zwieszały
do  góry  nogami.   Czasami  trzepak  służył  też  jako  bramka  piłkarska.
Piaskownica była prostokątna, obudowana niskim, może piętnastocentymetrowej
wysokości  murkiem.   Niedawno przywieźli świeżego piasku - tak dużo, że aż
się wysypywał za piaskownicę.
   Dzieciarnia  lubiła bawić się w piaskownicy - kopać głębokie doły małymi
szpadelkami  z nadzieją, że może wykopie jakiś skarb.  Czasami rzeczywiście
zdarzało  się,  że  ktoś  coś  wykopał.   Ostatnio Marcin z trzeciej klatki
wygrzebał  z  piachu  jakąś  deskę  z  gwoździami  - ponoć była to deska od
trumny.   Teraz  wszystkie dzieciaki bały się piaskownicy, ale i tak często
tu  przychodziły  -  chciały  odkopać  całą  trumnę.   Dzisiaj  jednak  był
zdecydowanie  nieodpowiedni  dzień  na  tak pracochłonne zadanie.  W każdym
momencie mogło zacząć padać, a wtedy całą robotę diabli by wzieli.
   Ktoś  jednak  nie  przejmował  się  niepewną pogodą...  Na szczycie góry
piachu   kucała   pięcioletnia   dziewczynka.    W   jednej  ręce  trzymała
brudnoróżowy szpadelek, drugą opierała na kolanie.  Obok leżało puste szare
wiaderko   z   pękniętym  uchwytem.   Dziewczynka  była  ubrana  w  brązowe
bawełniane  dresy  z  owalnymi czarnymi łatami na kolanach i brudną zieloną
bluzę  z myszką Mickey.  Butki miała całe zasypane piaskiem.  Na imię miała
Ania.
   Ania rozpoczęła właśnie kopanie...
   Piasek był wilgotny - pewnie w nocy padał deszcz.  Było to o tyle dobre,
że  brzegi  dołu  nie  osypywały  się  do  środka.  Kopanie szło więc nieco
szybciej.  Za to bardziej trzeba było się ubrudzić.
   Mama znowu okrzyczy...
   Dół  był  już  taki,  że  dalsze jego pogłębianie wymagało uklęknięcia i
nachylenia  się  tak,  że  jasne włosy Ani opadały na mokry piasek.  Na tym
etapie  używanie  szpadelka  stawało  się już  niewydajne, więc trzeba było
wybierać  piasek  ręcznie.  Dół był wąski, więc wsunąć można było do środka
tylko jedno ramię.  Właściwie to wyglądał jak tunel.
   Zaczynało kropić...
   Dół był już bardzo głęboki.  Ania ledwo sięgała do dna.  Jedynie końcami
palców  wybierała  trochę  ziemi.  Parę razy wydało jej się, że musnęła coś
twardego, gładkiego - jakby deski.  Może trumna...
   Szkoda, że zaraz będzie musiała iść do domu...
5
                                   * * *
6
   Michał  był  sześcioletnim  chłopcem.   Miał proste włosy ciemny blond -
niezbyt  długie.   Tata  Michała  pracował  w  kopalni.   Często chodził na
"nockę",  a  potem  odsypiał,  tak  jak  dzisiaj.   Mama  była w szpitalu -
zachorowała  na zapalenie wyrostka robaczkowego i tata mówił, że pan lekarz
będzie  jej  musiał  wyciąć  ślepą  kiszkę, bo inaczej się rozleje.  Michał
udawał,  że  rozumie,  bo  lubił,  kiedy jego ojciec myślał, że jest mądrym
chłopcem.   Kiedy więc słuchał takich opowieści, kiwał z przejęciem głową i
niezwykle  przekonywująco mówił:  "aha...".  Potem szedł do swojego pokoju,
siadał  na parapecie i patrzył na podwórko.  Z perspektywy trzeciego piętra
wydawało się o wiele mniej atrakcyjne, niż kiedy się było na dole.
   Właśnie była jedna z tych chwil, kiedy po bardzo mądrej rozmowie z ojcem
Michał obserwował świat.  Patrzył jak Ania kopie dół.
   Szkoda,  że była taka brzydka pogoda.  Wyszedłby na dwór i pomógłby Ani,
ale  tata mu nie pozwoli.  Ania miała fajnych rodziców.  Nawet kiedy trochę
kropi pozwalali jej być na dworze, a Michała tata nie pozwalał.
   Michał  lubił  Anię.   Chyba  mu  się podobała.  Kiedyś na leżakowaniu w
przedszkolu  spał  koło niej.  To znaczy, tak na prawdę to tylko udawał, że
śpi.   Kiedy  pani  myślała,  że  wszyscy już usnęli, wyszła gdzieś.  Wtedy
Michał  zbliżył  się do Ani.  Leżała tyłem do niego.  On chwycił delikatnie
za  gumę  jej spodnie od piżamy i powoli odciągnął...  Zajrzał do środka...
Zobaczył  jej  tyłek.   Patrzył  tak chyba z dziesięć sekund.  Potem chciał
zobaczyć  jeszcze  cipkę.   Wstał więc powoli z leżaka i przechylił się nad
nią.   Tak  jak  poprzednio  - delikatnie złapał za gumę spodni...  i wtedy
weszła  pani.   Szybko  położył się zpowrotem na swoje miejsce i udawał, że
śpi.  Chyba nie zauważyła...
   Teraz  spoglądał  na  Anię, która na klęczkach nachylała się tak, że jej
długie  do  ramion  włosy kładły się na ziemi.  Brązowe dresy opinały wtedy
mocno jej pupę.  Wyobraził sobie, że jest goła.  To było przyjemne...
   Myślał  też  o  historii  z  trumną.   Ania pewnie chciałaby się do niej
dokopać.   Odważna  jak na dziewczynę.  On pewnie miałby stracha tak samemu
kopać  w  piaskownicy,  w której jest zakopana trumna.  Bo jeśli ten ktoś w
trumnie  przez  pomyłkę  nie  umarł,  tylko zakopali go żywego.  Mógłby się
zdenerwować,  chwycić  Ankę  za  rękę  i  wciągnąć pod ziemię...  A ona tak
głęboko wkładała rękę...
5
                                   * * *
6
   Marcin  miał  już  osiem  lat.  Właściwie to był całkiem dużym chłopcem.
Babcia  mu  mówiła,  że już niedługo zacznie stawać się mężczyzną.  Dlatego
wieczorem  musiał  maczać  swojego  siusiaka  w wywarze z rumianku.  Babcia
mówiła,  że  to dobrze działa.  Kiedy zanurzał go w ciepłej cieczy zaczynał
mu  się  naprężać,  a babcia się wtedy śmiała i mówiła, że zaraz ptaszek mu
odleci.  On też się śmiał, bo nie wiedział co innego ma robić.
   Dzisiaj był wyjątkowo nudny dzień.  Nie miał nic do roboty.  W telewizji
cały  czas jakiś facet mówił o różnych ustawach, w radiu leciała transmisja
z  konkursu  fortepianowego...  Mama siedziała w kuchni i szyła sobie strój
na  imieniny  do  cioci.  Ojciec czytał gazety.  Totalna nuda...  Chyba się
przejdzie na spacer...
   Założył swoje nowe buty, kurtkę, czapkę...
 - Idę na dwór!  - krzyknął, trzasnął drzwiami...
 -  Na  długo?   - próbowała się dowiedzieć mama, ale Marcin już zbiegał po
schodach.
   Biegł  co drugi stopień.  Od czasu do czasu spoglądał na ściany, w razie
jakby  pojawiły  się  jakieś nowe napisy.  Jest!  "KOCHAM A.S." - napis był
wydrapany  koło  kontaktu  na  pierwszym  piętrze.  Na półpiętrze następny:
"MARCIN  TO  HUJ"...   Ciekawe  kto tak na niego napisał?  Wyjął z kieszeni
gwóźdź,  przekreślił  i  wydrapał  pod  spodem:  "NIE PRAWDA ON JEST BARDZO
FAJNY".  Dalej nie było już nic nowego.
   Wybiegł  na  dwór. Zobaczył w piaskownicy Ankę kopiącą dół. "Pewnie chce
się  dokopać  do  trumny"  -  pomyślał.  "I tak się jej nie uda".  Ruszył w
stronę ulicy...
   Po  drodze  mijał  starych  ludzi.   Mieli brzydkie pomarszczone twarze.
Patrzyli  na  niego  tymi  swoimi smutnymi oczami.  Dlaczego musieli tak na
niego patrzyć?  Nie lubił tego.  Bał się...
   Wyobrażał sobie jak ten staruch, którego przed chwilą minął, zbliża swoją
pomarszczoną  twarz  do  jego  twarzy.  Coraz bliżej...  Coraz bliżej...  Ma
zaropiałe  oczy.   Staruch uśmiecha się.  Widać jego zczerniałe od próchnicy
zęby.   Ruszają się kiedy porusza ustami.  Starzec otwiera usta.  Szeroko...
Śmierdzi  mu  z  gęby.   Chce go ugryźć w twarz.  Marcin broni się.  Starzec
łapie  go  za ramiona rękoma, na których od wysiłku pęcznieją żyły.  Jeszcze
raz otwiera usta i próbuje mu odgryźć kawałek twarzy...

   N I E !!!!

   Powietrze  rozerwał  krzyk  zmieszany  z  piskiem opon i ostrym sygnałem
klaksonu.  Coś się stało na ulicy...
   Marcin zobaczył tłum gapiów, podbiegł tam. Próbował się przecisnąć przez
zwarty krąg starszych panów i pań, stojących na palcach by więcej zobaczyć.
 - Przepraszam...  przepraszam...  - przeciskał się do środka.
   Zobaczył...
   Na  ulicy  leżał  mężczyzna w wieku około dwudziestu lat.  Ubrany w siwy
sweter, dżinsy...  Miał krótko obcięte ciemne włosy...
   Leżał  na brzuchu.  Ręce miał wyciągnięte nad głową, tak jakby na chwilę
przed  upadkiem  wzniósł  je  do  góry.   Szeroko  otwartymi  oczyma, jakby
zaskoczył  go  obrót  tej sytuajcji, spoglądał w czarny asfalt. Z otwartych
ust   płynęła  krew...   Mężczyzna  miał  pękniętą  czaszkę.   Wokół  głowy
rozlewała   się   plama  brunatnej  mazi.   Lewa  noga  była  nienaturalnie
wykrzywiona.
   Parę  metrów  dalej  stał  jakiś  samochód.   Obok jakiś grubas cały się
trząsł ze strachu - pewnie kierowca...
   Słychać sygnał karetki...
   Przyjechała.  Wysiadł pan w białym fartuchu.  Przyklęknął koło leżącego,
przyłożył dwa palce do jego szyi...
 -  Proszę  się  rozejść - powiedział - Tu nie ma nic do oglądania.  On nie
żyje.
 - O Boże...  Taki młody człowiek...  - szepnęła jakaś staruszka...
5
                                   * * *
6
   Miał  cztery  lata.   Włosy  blond,  średniej  długości.   Leżał w swoim
pokoiku  wpatrzony w mężczyznę w obcisłym czarnym ubraniu na plakacie.  Nie
wiedział kto to jest, ale podobał mu się.  Od samego początku, jak tylko go
zobaczył.  Mama nie lubiła tego plakatu.  Nie wiedział dlaczego...
   Artur  lubił  spać...   Szczególnie w takie deszczowe dni.  Kładł się na
swoim  łóżku,  obok  leżał  jego  pies.   Tak jak teraz...  Czuł, że powoli
zasypia...
   W  pewnym  momencie  zaczęło  mu  się  wydawać,  że  wznosi się do góry.
Otworzył oczy.  Rzeczywiście...  Tylko że wznosił się bez ciała...  Widział
jak  leży na łóżku, obok leżał jego pies.  A on patrzył na to wszystko spod
sufitu.
   Podobało  to  mu  się.   Spróbował  się przemieścić w pobliże okna - bez
problemu.  Ciekawe czy będzie mógł przelecieć przez zamknięte okno na dwór?
Bez problemu...  Może latać!!!

   To był bardzo fajny sen...
   Leciał  nad  podwórkiem.   W  piaskownicy  kopała  Ania  -  zupełnie jak
prawdziwa...
   Leciał  nad  blokami.   Na jednej z ulic stała duża grupa ludzi - pewnie
coś się stało...
   Leciał  nad  cmentrzem.  W kościele obok biły dzwony.  Wśród granitowych
grobów  szedł  pochód ludzi.  Na samym przedzie ksiądz otoczony fioletowo -
czarnymi  sztandarami,  dalej czterech mężczyzn po trzydziestce dźwigało na
ramionach  trumnę.  Ale głośno sapali...  Ciekawe, co by było, gdyby któryś
z  nich  się  potknął  i przewrócił, trumna by upadła, otworzyłaby się i ze
środka wyleciałby trup...
   Dzwony w kościele zamilkły...
   Artur  jeszcze  nie  widział  trupa  na  żywo.   Tylko  w telewizji i na
zdjęciach.    Ciekawe   czy  w  trumnie  był  goły?   Przecież  ludzie  nie
zkopywaliby dobrych ubrań...
   Dzwony  znowu  zaczęły  bić...   Szósta  po  południu...  Coraz bardziej
szarzało...
   Będzie  już  musiał  wracać.   Szkoda, że tak krótko mógł lecieć.  Teraz
znowu  mijał  w  dole  bloki.   Ludzie na ulicy już się rozeszli.  W środku
miejsca  w  którym  stali na asfalcie została ciemna kałuża jakiejś cieczy.
Zobaczył  Marcina.   Szedł  powoli chodnikiem, ze spuszczoną głową.  Pewnie
też  wracał  do  domu.   Kiedy  był  nad  podwórkiem,  Ani  już  nie było w
piaskownicy - tylko ciemna dziura wykopana w piachu.  Wleciał przez okno do
swojego  pokoju.   Widział  samego  siebie  jak leżał na łóżku.  Obok leżał
pies.
   Zczął sie obniżać...
   To był bardzo fajny sen...
5
                                   * * *
6
   To było koło siódmej wieczorem.
   W czterech mieszkaniach w bloku równocześnie zadzwonił dzwonek do drzwi.
W  każdym  mieszkaniu  drzwi  otworzyło dziecko.  Przed każdym dzieckiem na
wycieraczce leżała kartka.  Na każdej kartce było napisane:

                Dziś o północy spotkamy się w piaskownicy.
                   Niech każdy ma przy sobie szpadelek.
                              Będziemy kopać.
5
                                   * * *
6
   Dochodziła  dwunasta...   Artur  wstał  cicho  z  łóżka - żeby tylko nie
obudzić  rodziców...   Wyszedł  do przedpokoju.  Założył buty.  Podszedł do
drzwi.  Otworzył je i wyjrzał na klatkę...
   Szpadelek...   Zapomniałby  szpadelka...   Musiał  się cofnąć do swojego
pokoju, wyciągnąć go spod łóżka i wrócić do przedpokoju do drzwi.  Wszystko
po ciemku...  Trochę się bał...
   Wyszedł  na klatkę.  Nie zapalał światła, bo jeszcze jakiś sąsiad mógłby
go zauważyć, a przecież był w samej piżamie.
   Szedł  po  ciemku,  schodek  po  schodku,  bardzo  ostrożnie.  Na drugim
piętrze  usłyszał,  że któś otwiera drzwi.  Zamarł w bezruchu...  Rozglądał
się  błyszczącymi  od  strachu oczyma.  To drzwi do domu Marcina...  To był
Marcin...
 - Cześć...  - szepnął...
 - Cześć...
   ...i ruszyli na dół razem.  Tak było o wiele lepiej...
   Kiedy  wyszli na dwór, w piaskownicy nie było nikogo.  Za to na trzepaku
wisiały na rękach dwie postacie - pewnie Anka z Michałem robili zawody, kto
dłużej wytrzyma.
 -  Spóźniliście się - powiedział Michał puszczając się trzepaka.  Ania też
zeskoczyła na ziemię.

   Na  szczycie  góry piachu w piaskownicy kłucała czwórka dzieci.  Każde z
nich trzymało w ręku szpadelek.  Każde z nich było w piżamie.
   Padał deszcz...
   Dzieci rozpoczynały właśnie kopanie...
   Było  bardzo  ciemno.   Tak,  jak to zwykle bywa na podwórkach w biednej
dzielnicy w bezksiężycową noc.  Dzieciom to nie przeszkadzało...  Nie mogło
przeszkadzać...  One musiały kopać.
   Krople deszczu ściekały im po włosach, po policzkach...  Było zimno...
   Dzieci kopały...
   W  milczeniu  czworo dzieci wybierało z dołu piasek.  Nie rozmawiały, bo
nie  było o czym.  Teraz jedyną rzeczą zaprzątającą ich głowy była zakopana
w piaskownicy trumna...  i ich strach.  Wielki strach...  Strach, który nie
pozwalał myśleć o niczym innym, tylko o trumnie...
   Dzieci kopały...
   Dół był coraz głębszy...
   Dzieci kopały...
   Nagle  czyjś  szpadelek zazgrzytał o jakąś deskę.  Za chwilę znowu...  i
znowu...  To była trumna...
   Dzieci  przyspieszyły.   Już  się  nie  bały.   Strach  zamienił  się  w
ekscytację.  Dokopali się do trumny!
   Szybko odkrywali cała płaszczyznę wieka.  To była solidna dębowa trumna,
na  jaką  stać  tylko bogatych zmarłych.  Na trumnie przybity ładny krzyż z
jasnego  drewna ze srebrnym Panem Jezusem.  Nie było za to tabliczki, która
by  mówiła,  kto jest w trumnie.  Dzieci spojrzały po sobię.  Trzeba będzie
podnieść wieko i zobaczyć, kto jest w środku...
   Wieko było ciężkie...  Ledwo je podniosły.  Musiały je jeszcze przełożyć
na  bok.  To było trudne...  Idąc bardzo małymi krokami przeniosły wieko na
bok i położyły obok piaskownicy.
   Dzieci  stanęły  nad  trumną  -  po jednej stronie Ania z Michałem, a po
drugiej Marcin z Arturem.  Spojrzeli na trupa.  Strasznie śmierdział...
   To  był mężczyzna około dwudziestki.  Miał ciemne, krótko obcięte włosy.
Spoglądał  z  trumny  szeroko rozwartymi oczyma na pochylone nad nim twarze
dzieci.   Z szeroko otwartych ust wypływał zakrzepły strumyczek krwi.  Miał
pękniętą  czaszkę  - na lewej stronie głowy widniała czarna szpara z której
wypływała brunatna maź.
   Mężczyzna  był  nagi.   Całe  jego ciało było prawie białe - zdawało się
lekko świecić w ciemności nocy.  Ania patrzyła mężczyźnie między nogi.  Nie
wiedziała,  że  siusiaki mogą być takie duże.  Słyszała od starszego brata,
że  tego  siusiaka, jak się włoże do dziurki u dziewczynki, to będą dzieci.
Ciekawe, jakie to uczucie wkładać sobie tam coś takiego...
   Dzieci  stały  nad  trumną,  pochylone,  milczące,  patrzyły  na nagiego
mężczyznę, który zginął dzisiaj pod kołami samochodu...
 - Spełniliśmy naszą powinność - powiedział cicho Marcin.
 - Nas też kiedyś ktoś odkopie...

                                  Epilog

5
                                   * * *6

   Anna S.

   W  wieku  siedemnastu  lat  została  porwana,  kiedy  wracała ze szkoły.
Ostatni raz widziano ją w towarzystwie trzech nieznajomych mężczyzn.  Ciało
Anny  S  znaleziono  po  dwóch  dniach  poszukiwań w opuszczonej chatce pod
miastem.   Została  zgwałcona  i zamordowana.  Sprawców nie udało się nigdy
ustalić.
5
                                   * * *
6
   Michał P.

   W  wieku  dwudziestu  czterech  lat  został skazany na karę dożywotniego
więzienia.   Uznano  go  za  sprawcę wielu gwałtów i dwóch morderstw na tle
seksualnym.  W wieku trydziestu dziewięciu lat popełnił samobójstwo poprzez
powieszenie się.
5
                                   * * *
6
   Marcin K.

   Zginął  w  wieku dwudziestu dwóch lat w podobnym wypadku, jaki widział w
dzieciństwie.
5
                                   * * *
6
   Artur B.

   W  wieku  dziewiętnastu lat został uznany za niepoczytalnego i zamknięto
go  w  zakładzie  psychiatrycznym.   Po  licznych badaniach stwierdzono, że
posiada  jakiś  uraz z dzieciństwa, który spowodował nieodwracalne zmiany w
jego psychice.