"Lubię  gniazda,  lubię  sex,  ale  wierzę też w miłość.  Po prostu, nie
spotkałem jeszcze odpowiedniego materiału."
                            - pewien cyberpunk

                             " True Feeling "

                                 by Zbyńu


   Siedzę  w  wielkim,  przepastnym fotelu.  Fotel obity jest czarną skórą.
Całe  ciało  oplatają  setki ciniutkich nitek cybersieci, dziesiątki złącz,
drutów, przewodów i innego hardware`u.  Ich kolor to chrom.
   Po  prawej  stronie stoi sporej wielkości zestaw do podtrzymania Ciękiej
Czerwonej Linii, oczywiście najlepszy z możliwych configów.
   Po  lewej  cielsko  MasterMu.   Od  niego  odłącza się niewielki pulpit.
Wystarczy wyciągnąć rękę.  Niewielka płytka dotykowa jarzy się zachęcająco,
miłym,  zielonym  blaskiem, wydaje się, że puszcza do mnie oko jak...  Ona.
Ciągle się zastanawiam.  Przymykam oczy, zalewa mnie ciemna fala...
   "Czarna  Tęcza"  istniała  odkąd  sięgam pamięcią, czyli od chwili kiedy
dostałem  tę  robotę  w  Night  City.   Zawsze przyjmowała mnie z otwartymi
ramionami, pasowaliśmy do siebie lubiłem ją, a ona lubiła mnie.
    Rozparty w fotelu chłonęłem atmoserę baru , sączyłem z lubością "Czarny
Koktajl"  sporządzony  przez  mistrza Jerrego.  Czekałem na kogoś, ten ktoś
się  spóźniał.  Nie przeszkadzało mi to, miałem dzisiaj kupę wolnego czasu.
Czyjś cień zasłonił słabe światło.  Otrząsnęłem się z fatalistycznych wizji
i  trzeźwym  wzrokiem  zerknąłem  na  intruza.  Nie był to oczekiwany solo.
Jednak  znałem  osobę  stojącą przedemną.  Znałem ją, no, może nie w pełnym
tego słowa znaczeniu.  Często widywałem ją w barze, lubiłem ją, przyciągała
wzrok.   Wiedziłem,  że  jest dziwką, ale nie wiedzieć czemu zawsze wolałem
myśleć o niej jako o kolejnej osobie szukającej azylu w "Tęczy".  Teraz jej
piękne,  duże,  zielone  oczy patrzyły na mnie.  Patrzyły.  Spod zmrużonych
powiek  patrzyłem  i ja.  Miała ciekawą twarz, jakoś ciężko mi uwierzyć, że
robią coś takiego na zamówienie.  Krótkie czarne włosy w pozornym nieładzie
lekko  opalizowały  w  dostepnym świetle.  Czoło raczej niskie, intrygująco
zmarszczone.  Brwi równeż niezłe zwłaszcza w połączeniu z tymi przepastnymi
oczami.   Usta  drobne, gustownie podkreślone czerwonawą szminką.  Nad nimi
nosek,  uff...   cudo  chirurgii  (chyba).  W lewy policzek wpleciony wedle
mody  "Ciało  i  Metal"  uroczy  kawałek  chromu.   Ogólnie sprawiała nieco
azjatyckie wrażenie.  Cholernie zgrabna, czarne skóry tylko to podkreślały.
Nasuwało  mi  się  dziwne  skojażenie  z  mangą.  A ja lubię mangi.  Jednym
słowem była w moim typie.  Stała wyprężona, spięta.  Cisza.
   - Cześć.  - rzuciła Cisza.
   - Cześć.  - odparłem Cisza.
   ...
   Szybkim  i  zwinnym  ruchem znalazła się tuż przy mnie.  Wyczułem chwilę
wachania.   Wreszcie powoli oparła się o mnie.  Poczułem zapach jej włosów.
Delikatny  zapach,  taki...   Położyła głowę na moim kolanie i przez krótką
chwilę  patrzyła  mi  prosto  w  oczy, wreszcie je przymknęła.  Minęła może
minuta.  Minuta to dużo czasu.
   - Co powiesz ?  - zapytałem.  ...
   - Nic...  a ty ?  ...
   - Ja też nic ...
   Czas  płynął,  powoli.   Stopniowo się odprężała.  Odwróciła się do mnie
profilem,  mocniej  wtuliła  się  w moje ciało, jakby szukając ucieczki.  Z
prawdziwą przyjemnością spoglądałem na nią.  Była naprwadę ładna.  Mój typ.
Z  tyłu  głowy  zauważyłem  niewielki  wszczep,  coś  jak dioda.  Mój umysł
rozpoczął  szybką  analizę.   Z  czymś mi się to kojarzyło (nowy dopalacz?,
pajęczyca?).   Zreflektowałem się...  Jakże ciężko pozbyć się przyzwyczajeń
z  pracy.   Odchyliłem głowę do tyłu, zapaliłem papierosa, spróbowałem znów
się odprężyć, i dobrze mi poszło.  Było mi tak dobrze, tak...
   - Wdowa?
   Gwałtownie  się  zerwała,  niczym  kotka  wyrwana ze snu.  Nieprzytomnym
wzrokiem rozejrzała się, i jak piorun przemknęła tuż koło J.A.
   - Niezła dupa.  - Skwitował solo.
   Kretyn.
   Spojrzałem w głąb baru.  Nic.  Z wyrzutem popatrzyłem na znajomego.
   - Człowieku, czy ty masz zegarek?
   Rozmawiałem z nim jakieś pół godziny.  Główne mówił on.  Cieszył się jak
dziecko,   jego  team  dostał  kupę  szmalu  za  jakieś  tam  fajansiarskie
zabójstwo.   Gadał  o  kurwach,  braindancu  i drugach.  Nie miałem dziś na
niego  ochoty.   Szybko  ubiłem  interes  i  ruszyłem  do domu (Ciekawe czy
jeszcze  stoi?).   Przy  wyjściu obejrzałem się za siebie.  J.A.  stał przy
barze  razem  z  tamtą  dziewczyną, podawał jej coś, zerknął w moją stronę.
Sukinsyn  koniecznie musiał coś mi udowodnić.  Resztki poczucia normalności
pękły niczym bańka mydlana.
   Jakie to życie jest pojebane.
   Dom jeszcze stał.
   Następnego  dnia  znów  znalazłem  się  w "Czarnej tęczy".  Podświadomie
chyba czegoś oczekiwałem.
   Przy  barze  powitał  mnie  Tom  z tajemniczym pół-uśmiechem.  Przed nim
stała "Pluskwa" - mój ulubiony drink - niestety, cholernie drogi.
   - Na koszt firmy, Wdowa.
   Poczułem się zaskoczony.
   -  Co jest ?  Ani dzisiaj moje urodziny, ani nie planuję się wypłaszczyć
co zapewne byłoby powodem do święta, ani...
   - Dokonałeś cudu i jeszcze się dziwisz ?
   Ciągłe niespodzianki.
   - Co ty pieprzysz ?  Mów po ludzku.  Acha, nie jestem Chrystus.
   -  Ha, ty chyba faktycznie nic nie wiesz.  Na moje zatem barki przypadło
uświadomienie ciebie co do...
   -  No, no.  Prawdopodobnie wcześniej od ciebie, wiedziałem gdzie wcisnąć
małego.
   Stary murzyn spiorunował mnie wzrokiem.
   - Nie obrażaj chamie starego wygi.
   - OK Tom, be cool.
   -  No  cóż,  mimo  twojej  postępującej bezczelności uświadmię cię, bo w
przeciwnym razie zdechniesz w niewiedzy.
   - OK.  Wytężam słuch.
   - Znasz może taką jedną zgrabną kurewkę, wiesz, twój typ, czarne stylowe
skóry, na policzku element chromu, niska, zgrabna, często tu bywa...
   Co  mu  chodzi po głowie, skąd ta mowa o lasce?  Tom zaskoczył mnie dziś
po raz trzeci, ustanawiając tym samym nowy rekord.
   - Aha...  - stać mnie tylko na to
   - ...Otóż to Marionetka.
   Rozwalił mnie tym totalnie, plan zaskoczeń przekroczył już o 100%.
   Mózg  już  pracował,  kojarzył  fakty.  Tymczasem Tom rozpoczął jeden ze
swoich  słynnych,  niespodziewanie rozpoczętych i niestety długich wykładów
(moralitetów ?).
   - Tak tak Wdowa, zamiast miłej laseczki załapałeś chipowaną kurwę.  A ty
Wdowa wiesz co to znaczy.  Kurwa bez uczuć, bez woli z zajebistym programem
i wszczepionym sprzętem.  Każdy chętny z forsą może TO mieć i robić z TYM
      (Co mu odjebało ?!)
                           co  mu  się  podoba, o ile odpowiednio dopłaci i
Władca  pozwoli.   Tak,  kurwa  doskonała.  Kurwa totalnie uwarunkowana.  Z
perfekcyjnym softem nie do złamania.  NIE DO ZŁAMANIA!  A ty rozpierdoliłeś
wszystkie  zasłony,  lepiej  niż  zafajdany Rich Bartmoss!  Ty kurwa jesteś
niesamowity!!!
   (Kiedy  Tom  zaczyna  głośno  (!)  mówić  znaczy  to niechybnie, że jest
podniecony  i  prawdopodobnie  zadowolony.   Tu sprawa jest jasna.  Tom nie
lubi  wielu  rzeczy,  jedną  z  nich jest Laleczkarstwo, a komuś z wrogiego
obozu powinęła się noga, tylko co to ma do mnie ?)
   Tymczasem,  w  miarę  jak  Tom  wykładał  swoje  rewelacyjne teorie moje
zdziwienie  rosło  wprost  proporcjonalnie  do  ilości sensacji, by w końcu
osiągnąć  szczyt  na  sam koniec.  Tom przerwał na chwilę by złapać oddech,
skwapliwie wykorzystałem tę chwilę.
   - Wiesz co Tom ?  Szczerze ci radzę, idź na odwyk, bo widzę żeś naćpany.
Z  uporem  maniaka  nawijasz coś o Marionetce i mojej niewinnej osobie.  Co
ty...
   Tom zaczerpnął powietrza.
   Czasem  odnoszę  wrażenie,  że  mówienie  sprawia Tomowi niemal fizyczną
przyjemność  - to dobry barman.  (Doskonale uzupełnia się z Jerrym, który z
kolei nastawiony jest na odbiór.)
   -  Albo  ktoś uderzył cię w głowę i cofnąłeś się w rozwoju, albo starasz
się  nic  nie widzieć i nic nie słyszeć.  Wdowa, powtarzam ci.  Twoja osoba
rozwaliła coś, nie niszcząc czegoś.  Narodziło się...  Kurwa, do ciebie nic
nie trafia.
   Już  od  początku  w  głębi  duszy  wiedziałem o co mu chodzi.  Teraz ta
wiedza przebijała się z mozołem przez gruby mur.
   Tom z podziwu godnym uporem postanowił mnie jednak uświadomić.
   -  Słuchaj,  lalka  z  którą  przesiedziałeś  wczoraj z kwadrans w twoim
zaciszu,
     (cholerny podglądacz)
               działa  bez  zarzutu.   Jest  to,  o ile mi wiadomo najmniej
awaryjna  sztuka,  sprzęt  jest ok, soft też, blokady nietknięte.  Mimo to,
laleczka  nie  zaproponowała  ci  wczoraj  upojnej  nocy, nie próbowała cię
podniecić,  nie...   eh...   nieważne...  Ona...  Ona coś POCZUŁA.  Tak jak
zwykły człowiek.
   Tak,  prawda  jest  często  ciekawa.  Szkoda, że często próbujemy ją tak
skomplikować.
   - Może ma rozbudowany program, może zna mój rys psychologiczny lub coś w
tym stylu...i wie, że mógłbym pójść na coś takiego.
   -  Przestań  wciskać  kit sobie i mnie, dobrze wiesz, że to nie możliwe.
No, chyba, że chcianoby uwieść Saburo Arasakę.
   - Oj,taki model kosztowałby kupę...
   Nieświadomie sam przyznałem mu rację.
   -  No  właśnie  Wdowa,  dokładnie  o  to  chodzi.   Mam nadzieję, że już
rozumiesz czemu cię męczę ?
   Jakoś  nie  chciało mi się wierzyć w to wszystko.  Myśl, że w Marionetce
mogły  obudzić się jakieś ludzkie uczucia nie docierała do mnie.  Nigdy nie
słyszałem o takim przypadku.
   Odeszłem  od  Toma  nie  wypowiadając już żadnego słowa.  Zaszyłem się w
moim  ulubionym  kącie, próbowałem odsunąć na plan dalszy myśli o niedawnej
rozmowie...   ale  jakoś  mi to nie szło.  Nagle czyjś cień przesłnił słabe
światło.  Deja vu.
   - Cześć przystojniaku.  - rzuciła kukiełka.  Szybkim ruchem znalazła się
tuż przy mnie.  Nim zdążyłem zareagować usiadła okrakiem na moich kolanach.
Obieła  mnie.   Nie  oponowałem.   Poczułem  zapach jej włosów.  Delikatny,
interesujący...  Pocałowała, a po chwili lizneła moje ucho.  Przytuliła się
mocniej i szepnęła.
   - Chcesz się zabawić kochany?  - jej ręka powędrowała po moich plecach.
   - ...Pamiętasz?  - spytałem.
   - Co tylko zechcesz.  - ręka dotarła do mojego uda.
   - Nie.  Odejdź.
   Jej twarde piersi naparły na mój tors, czułem, że jest chętna, gotowa...
o ile zapłacę.
   - Jesteś pewien ?  Mogłoby być nam tak dobrze...
   Ręka niecierpliwie poruszała się w moim kroczu.
   - ...Tak, odejdź...  proszę.
   Niechętnie zsunęła się z moich kolan.
   - Okay miluśki, cześć.  ...
   - Cześć.
   Jaki ten świat jest pojebany.
   Resztę wieczoru spędziłem na rozmyślaniach.  Potem wróciłem do domu.
   Dom jeszcze stał.
   Minęło kilka dni.
   Tom był na mnie zdecydowanie obrażony.
   Dom jeszcze stał.
   Znów  siedziałem  w  "Czarnej Tęczy".  Znów na kogoś czekałem.  Historia
lubi  się  powtarzać,  ten  ktoś  się  spóźniał.   Sączyłem  powoli "Czarny
Koktajl".  Czyjś cień zasłonił słabe światło.  To była ona.
   - Cześć śmieciu.
   - Cześć kochanie, mi również miło.
   Rozmawiałem  z  Jose  jakąś  godzinę.   Lubię  tę latynoskę, naprawdę ją
lubię.   Wymienialiśmy  poglądy  na  temat nowych trędów, pogody, techniki,
mody,  muzyki,  śmierci, filmów...  Lubię ją bo czuję się przy niej dobrze,
bo  dobrze  się  z  nią  rozmawia, bo jest ładna i miła.  Rozmawiałem z nią
około   godzinę.   Nagle  zakwilił  jej  com.   Rozmawiała  z  kimś  chwilę
przyciszonym głosem, wreszcie wstała.
   - Przykro mi, muszę iść.  Spadam człapie.  Hasta luego, mi amigo.
   Szkoda.    Było  miło.   Posiedziałem  jeszcze  kilka  minut,  wypaliłem
papierosa  i  ruszyłem  do  wyjścia.   Mijałem  stoliki, przy jednym z nich
siedziała  marionetka...   Siedziała  sama,  głowę  miała wspartą na swoich
pięknych  rączkach.   Wyglądała  na zamyśloną.  Stanęłem.  Patrzyłem na nią
długą chwilę.  W końcu podszedłem.
   - Cześć ?  - spytałem.
   Chyba  się  przestraszyła.   Energicznym ruchem odwróciła się frontem do
mnie.   Zamarła  w  bezruchu.   Przez  chwilę w oczach zbłysła jej iskra...
rozpoznania  ?   Nagle  jej  twarz  znów  przybrała  bezosobowy  wyraz, ale
odpowiedziała.
   - Dobry wieczór.
   Usiadłem  na  przeciwko  niej.   Patrzyliśmy się przez chwilę na siebie.
Ona,   swymi  wielkimi,  pięknymi,  zielonymi  oczyma  (znów  przez  chwilę
zauważyłem  tę iskrę).  Ja, spod zmrużonych powiek jak kocur patrzący na...
Wierzyć się człowiekowi nie chce, że to tylko marionetka.
   - Myślę, że się nadasz.
   Powiedziałem bardziej do siebie niż do niej.
   - Będziesz moim modelem, chcę zrobić ci kilka zdjęć.
   Cisza,  czyżby  tego  nie  obejmował  jej  PROGRAM?   W  sumie, przecież
dokładnie  tego  powinienem się spodziewać.  Mimo to chyba na coś liczyłem.
Powoli  zacząłem żałować, że podszedłem, czego można wymagać od marionetki?
Nagle jej oczy wypełniły się nagłym zainteresowaniem.
   - "Będziesz moim modelem", co to znaczy?
   Zaskoczyła mnie tą odpowiedzią, zmieszałem się.
   -  Jestem  fotografem,  utrwalam różne rzeczy w pamięci dla siebie...  -
chwila  refleksji  -  głównie  dla  innych.   Piękne  i  ochydne  - obrazy.
Chciałbym utrwalić i ciebie.
   - Po co?...
   Jej niemal dziecięce pytanie całkowicie mnie rozbroiło.
   - ...Jeśli możesz mnie obejrzeć tu i teraz, inni też mogą patrzeć.

   W sumie ma rację.
   - ...mogą patrzeć, mieć mnie.

   Nagle coś zaczeło się dziać...
   - Powiedz mi...  czemu...  ja...

   ...coś dziwnego.
   - Ja nie rozumiem czemu...

   Niepojętego.
   - Dlaczego
   ty...

   Zaczeła się plątać.
   - Ja...
 Czy
  ty...
   chcesz...
           mnie mieć ?
    ...kochaćpieprzyć...
   Patrzyłem.
   - Ja...  on.  Słuchaj kochasiu, umiem wiele rzeczy.  Jestem...  niezła.
   Ja.  Jestem tu.  Płacisz po...  po...

   CoŚ  się  stało.   Wstałem  energicznie  mimo,  że wcale nie zamierzałem
wychodzić.   Ona  pomyślała  chyba  inaczej.  Wyciągneła rękę jakby chciała
mnie zatrzymać.
   - Nie.  Nie odchodź.  Nie odchodź.  Nie.
   Usiadłem,  zapragnąłem dotknąć jej twarzy.  Wyciągnełem dłoń.  Zamarła w
kompletnym  bezruchu.   Dotknęłem jej policzka.  Zadrżała.  Chwila ciszy...
została brutalnie przerwana.
   - Ręce precz śmieciarzu !!!
   Zagrzmiał czyjś głos.  Cofnąłem rękę i podniosłem wzrok.  Przedemną stał
wysoki  mężczyzna, twarz cała w tatuażach i niciach chromu, łysa głowa cała
zdrutowana,  hardware  aż kipiał mu ze łba.  Prawa ręka to wielka technika.
Dziesiątki  wyświetlaczy,  złącz  i  różnokolorowych  światełek.   Znałem z
widzenia tego faceta.  Przedemną stał...
   Władca Marionetek.
   -  Jeśli  chcesz  czegoś  od  niej  czego  nie  może  zrobić,  to jesteś
pierdolenie wielkim zboczuchem.  I dlatego spłyń.
   Miałem szczerą ochotę przywalić temu facetowi, ale jakoś się opanowałem.
   -  Wiesz  co  gównojadzie?   Nie lubię cię.  Ten świat to szambo, ale ty
leżysz na samym jego dnie.
   I gnijesz...
   Zapadła chwilowa cisza, facet trawił moje słowa.
   -  Chciałem  ją  sfotografować ty kutasie.  Spanie z kukłą to ostatnia z
rzeczy które miałbym zrobić kiedykolwiek.
   Nadzieja,  że facet mnie zaatakuje rosła.  Przeliczyłem się, ten gość to
rzeczywiście skurwysyn, moje słowa po nim spływały.
   -  Aha,  o  to  chodzi...trzeba  było  tak odrazu.  To będzie kosztowało
extra.  Wypożyczę ją do rana za powiedzmy...  500 baksów.  Stoi???
  Nawet się nie zastanowiłem nad tym niezłym kawałkiem szmalu.
   Nie wiem czemu.
   Bez słowa dokonałem przelewu.
   Władca pogrzebał coś przy klawiaturze i odszedł.
   Dziewczyna  wpatrywała się pustym wzrokiem w blat stołu.  Niepodziewanie
się odezwała.
   - Ja...  Ja nie rozumiem.
   Nie martw się, ja też - odparłem w duchu.
   - Chodźmy - zdecydowałem.
   Powoli  wstała.  Przez moment uchwyciłem jej wzrok i odczytałem w nim...
coś dziwnego, coś ludzkiego.
   A dla mnie była to nowość, bo niewielu LUDZI wędruje po Ulicach.
   W  naszym  mieście jest naprawdę niewiele spokojnych, bezludnych miejsc.
Właściwie  nie  ma  ich wcale.  Wyróżniamy tylko miejsca bardziej tłoczne i
mniej  tłoczne.   Na szczęście znam kilka miejsc mniej tłocznych.  Jednym z
nich  jest  niedawno  wykupiona  przez  korporacje część południowej strefy
miasta   (ta   przy  nieczynnym  porcie).   Trwa  aktualnie  we  wspaniałym
błogosławionym stanie przejściowym.  Albowiem nikt tu nie mieszka (no, może
trochę  przesadzam),  nie sprowadzono jeszcze ciężkiego sprzętu do budowy i
niewielu  jest  tu  strażników,  w końcu nie bardzo jest tu czego pilnować.
Słowem, jeśli ktoś się postara może się tu dostać.  A ja tego chciałem.
   Jadąc  przez  opustoszałą  strefę  zastanawiałem się nad moimi ostatnimi
poczynaniami  i...   nie  bardzo  się rozumiałem.  Straciłem 500 E$ by mieć
koło  siebie  kukiełkę  do  końca nocy.  Wmawiałem sobie, że chcę pstryknąć
kilka niezłych zdjęć, ale jakoś to nie działało.  Zupełnie odpowiadającą mi
dziewczynę  przy  odrobinie  szczęścia  mógłbym znaleźć na większości Ulic.
Przespanie  się  ze  zdrutowaną  nie wchodziło w grę, jeśli chodzi o to mam
dosyć  dziwne  zasady, może dlatego Tom i kilku innych ludzi mnie toleruje.
Zerknęłem  do  tyłu.   Kukiełka  (właściwie  jak  ją  - to nazywać ?) miała
zamknięte  oczy,  wiatr  igrał  z  jej  krótkimi,  czarnymi  włosami,  usta
zaciśnięte.  Na moje oko jest zupełnie fotogeniczna.
   Tegoroczne  lato  było wyjątkowo mało kapryśne, w dzień dawało się nawet
przeżyć  na  Ulicy mając samą tylko maskę.  Co ciekawsze zdarzało się sporo
dni  gdzie warstwa smogu - chmur była bardzo cienka lub, o zgrozo, nie było
jej  wcale.   Dzisiaj  był  jeden  z  takich  dni.   Zawsze  czatowałem  na
bezchmurną noc i dziś ją miałem.
   Zatrzymałem  się z piskiem tuż koło wielkiego opuszczonego supermarketu.
Zeskoczyłem  z motoru.  Lalka powoli zsuneła się, oparła o motor i zerknęła
przeciągłym, zaciekawionym wzrokiem w moją stronę.  Jakoś nie miałem ochoty
na rozmowę, zaczynałem się zastanawiać czy nie odwieźć jej do "Tęczy".  Jej
oczy...  Odwróciłem się.  Ulica była pusta.  Zapragnęłem przespacerować się
chwilę.   Księżyc  swiecił  mocno.   Jakie  to  dziwne, nie ma chmur, niebo
czyste.  Powietrze bardziej przejrzyste...  czystsze?
   Zjawisko całkowicie anormalne.
   Doszedłem  do  jakiejś  ściany.   Oparłem  się,  powoli  zsunełem się do
siedzącej  pozycji.   Raz  jeszcze  podniosłem głowę, zerknęłem na księżyc.
Wielki,  w  pełni,  dziwnego  koloru.   Przeszył mnie dreszcz, nieokreślone
uczucie.
   Aparat  i tym razem działał bez zarzutu, to będą dobre zdjęcia.  Ale cóż
to  takiego,  sam księżyc, bez tematu lub tylko z tematem szczątkowym ?  Po
tej  nocy takich fotek bedzie sporo, wiele lepszych.  Znaleźć temat, coś co
uczyni  twoje dzieła jedynymi w swoim rodzaju.  To problem każdego artysty.
Czasem  tematem  jest  światło, czasem szczególne położenie względem siebie
ciał, czasem kontrast, czasem koncept, a czasem osoba...
   Siedziała oparta o kanciastą bryłę wygaszonego DataTermu.  Dłonie oparte
na  kolanach  skrzyżowanych  nóg.   Tak  jak  ja  przed chwilą, patrzyła na
księżyc.  Głowa lekko uniesiona.  Doskonały profil.
   To instynkt, instynkt łowcy, łowcy obrazów.
   Potem podszedłem do niej.  Usiadłem.  Podniosła wzrok.  Jej oczy...
   Straciłem poczucie czasu.
   Noc była ciepła.
   I czysta.
   Potem  odwiozłem  ją.   Pożegnały  mnie  jej  oczy,  bez wyrazu - puste.
Odwróciłem się, czekało na mnie życie.
   Dużo  wtedy  pracowałem,  miałem Cel, dążyłem do niego.  Rzadko ale dość
regularnie odwiedzałem "Czarną tęczę".  Czasem widywałem kukiełkę.  Pewnego
wieczoru  rozpoznała  mnie.   Potem był następny i nastepny...  Czerpałem z
tego   dziwną  przyjemność.   Niektórzy  znajomi  mówili...   o  mnie  i  o
kukiełce...  Śmiałem się z nich, nic nie rozumieli.
   Potem wyjechałem, by osiągnąć Cel.
   Jak nigdy dotąd zbliżyłem się do krawędzi.
   Czegoś mi brakowało.  Pewnej nocy, pod ogniem, kiedy starałem się wyrwać
tajemnice tego świata, zrozumiałem.  I wróciłem.
   Dom jeszcze stał.
   Night  city  powitało  mnie  wiadomościami  o  psychopatycznym  mordercy
krążącym  w  Sth.N.C.,  coraz  większej liczbie bezdomnych i ciągle rosnącą
ilością   opuszczonych   tzw.    Neonowych   Dzieci.   Nie  obyło  się  bez
optymistycznych   informacji   -   ilość  zanotowanych  zabójstw  spadła  w
porównaniu do ubiegłego tygodnia o całe 3.9 %.
   - Słyszałeś Wdowa?  Prawie 4 %...
   Tom jak zwykle był dobrze poimformowany.
   Rozglądałem się ukradkiem.  Nic.
   -  Widziałem  twój  reportarz  ze  Strefy Śmierci - niezły, i ta afera w
Algierze, zdziwiłeś mnie, było o tym głośno.
   Zupełnie nic.
   - Słuchaj Tom, pamiętasz tę moją marionetkę?
   Jeśli nawet był zaskoczony to niedał tego po sobie poznać.
   - Pamiętam Wdowa, pamiętam...
   Obsłużył jakiegoś klienta.
   - Powiedz mi, Lalkarz jeszcze się tu kręci ?
   - Nie.  Miał zatarg z Różą.
   Musiałem wiedzieć.
   - Co się z nią stało ?
   Białka oczu murzyna patrzyły na mnie spod przymkniętych powiek.
  - Miałem rację, wtedy.  Złamałeś coś.
  ...
  -  Po  twoim wyjeździe kukiełka zaczeła przynosić coraz mniejsze dochody.
Słyszałem,  że  sieciarz  który  wlazł  w  jej  soft stwierdził, że takiego
burdelu  jeszcze  nie  widział.  Wiesz, to delikatny mechanizm, boss Władcy
był  nieźle  wkurwiony.   Zaczeła  dopiero się zwracać.  Wyregulowanie jest
podobno  niemożliwe  bez wielkiego ryzyka.  Nie chcą tracić pieniędzy, wolą
sprzedać ją na części.
         ( NIE !  )
                          Zwierzęta.
        ( NIE !!!  ) Tfu, pieprzony świat.
   ...
   Ogień  i  Lód.   Zamieniłem  się w Ogień i Lód.  Sam zaskoczyłem się tym
Ogniem, i Lodem...  Pragnąłem.
   Namiary  na  melinę  Lalkarza  zdobyłem szybko...  Przecież kierował mną
Ogień, i Lód.
   Ochroniarze przepuścili mnie bez słowa, On wiedział.
   Siedział   zrelaksowany,   rozparty   wygodnie   na  tandetnej  imitacji
wielkiego, barokowego krzesła.  Bawił się kartką czerwonego papieru.
   Rozbawiony zerknął na mnie.
   -  Och, nasz zboczony Kochasiu.  Proszę siadać, i niechże pan koniecznie
przejży katalog.
   Lód.
   - Gdzie Ona jest ?
   Czerwona kartka papieru nabierała kształtów.
   - Jaka...  Ona ?
   Ostrych kształtów.
   - Chcę ją mieć, dla siebie, tylko dla siebie.
   Wydawało się, że krawędzie skaleczą lalkaża.
   - Wielu chce.
   Tak się nie stało.
   - Zapłacę.
   Czerwony papier zastygł w bezruchu.
   - Sto tysięcy.
   Lód.
   - Oto numer mojego konta, porozmawiajmy o szczegółach.
   Czerwony   papier   zginął  w  dłoni  Lalkaża  by  po  chwili  wpaść  do
spopielacza.
   - Dobrze.
   Jej  imię  to Dominique.  Dominique Rougeville.  Rodzice sprzedali ją za
długi  w  wieku  czternastu lat.  Teraz miała ich dziewiętnaście.  Wymazali
ją,  wszczepili,  tak  jak  się to robi w Krzemowej Dolinie.  Soft zapewnił
Erich "Brzydal".  Była drogą zabawką.  Teraz była moja, tylko moja.
   Mój dom stał, ciągle.
   Na  Ulicy  było  głośno  o  mojej  transakcji.  Później rozmowy ucichły.
Myśli  wszystkich  opętał teraz Morderczy Enrico i jego bazooka, potem miał
być Krwawnik i jego przekręty, potem znowu...
   Żyłem z marionetką.
   Byłem dziwnym człowiekiem.  Byłem inny, ponieważ miałem przyjaciół.  Oni
mi pomogli, pomogła mi moja rosnąca sława i pomogły mi pienądze.
   Najlepsi  technicy  i  programiści.   Najlepszy  psycholog z najlepszymi
metodami.
   Wkrótce żyłem z kobietą, miała na imię Dominique.
   Zmieniłem mieszkanie, przeniosłem się do centrum.
   Kochałem życie, bo życie nie było pojebane.  Zapomniałem o moim Celu.
   Było  nam dobrze.  Wszystko robiliśmy razem, byliśmy podobni ale i różni
od  siebie.   Jose  mówiła  czasami,  że  pasujemy do siebie.  Miała rację,
czuliśmy to oboje.
   Kocham szybką jazdę, pęd, szum wiatru, jego dotyk na twarzy.
   Dominique również to kocha.
   -  O Boże, jak ja to kocham...  Nie da się szybciej?!  Czuję się taka...
Wolna!
   - Przecierz jesteś wolna...!
   Odpowiadam.
   Zatrzymujemy  się  na  obrzeżach  miasta - starych parkingach, z dala od
walki i nieszczęść zamknięci we własnym szczęściu.  Nadal uwielbiam urwalać
obrazy,  odchodzę  na bok.  Dominique zostaje przy motorze.  Pemiętam tamtą
noc,  bez  chmur.   Dziś  wieczorem  jak  co wieczór nasze niebo to ciężkie
ołowiane chmury, zbiera się na deszcz.
   Za plecami słyszę jakiś stłumiony
   Krzyk...
   ...
   ...i Strzał.
   Krzyk i Strzał !!!
   Odwracam się.
   Drobne,  Bordowe Krople otaczają głowę Dominique, niczym aureola...  Jej
twarz zastygła, martwa.
   Jej piękne, wielkie, zielone oczy patrzą z wyrzutem prosto na mnie.
   Jej ciało upada,
 na ziemię.  Krzyczę,
   widzę mordercę.
   Dziecko trzyma oburącz wielki pistolet, śmieje się głupio, patrzy się na
mnie oskarżycielsko, nie może powstrzymać śmiechu.
   Neonowe hologramy połyskują szyderczo.
      Strzelam.  Dwanaście pocisków.
 Nie dbam czy w celu.
 Zataczam się...  Biegnę.
 Jej twarz - szara, bezosobowa, coś mi to przypomina.
 .
 .
 .
   Martwamartwamartwamartwamartwa...  Martwa.
 Nie ma już Dominique.
 Nie ma już Wiliama Wdowy.  Pustaka.
 .
 .
 .
   Myliłem się.  Cały czas żyłem.  Niestety.
   Byłem dziwnym człowiekiem.  Byłem inny, ponieważ miałem przyjaciół.
 Nie dali mi umrzeć.  Niestety.
   Wegetowałem  przez prawie dwa miesiące.  Później wróciłem, ale nie byłem
już cały.
   Tego wieczoru, ze skrupulatnością automatu montowałem film.  Towarzyszył
mi  TV,  małe  mówiące pudełko.  Wtedy To usłyszałem.  Nastepne dni dały mi
czas na zebranie informacji.
   Zacząłem znów pracować, przypomniał mi się Cel.  Dążyłem do niego.
   Jeśli  ktoś  czegoś  chce, dostaje to.  Mijały miesiące, ktoś patrzył na
mnie  z  nadzieją.   Pracowałem.  Wkrótce byłem najmłodszym szefem działu w
C54.   Mijały  miesiące.   Pracowałem.   Robiłem  szybką  karierę.   Ludzie
mówili.  Ryzykowałem.  Zwyciężałem.
 Czas płynął.  W końcu nadeszła Ta chwila.
 .
   -  Poznał  pan  całą  sytuację.  Wie pan o ogromnym ryzyku.  Nasza firma
musi  być  całkowicie pewna, że w razie niepowodzenia nie będzie pan rościł
sobie  żadnych pretensji.  Dlatego też, prosimy o podpisanie tej dodatkowej
klauzuli w naszej umowie.  - mówił mały człowieczek w nieskazitelnie białym
ubraniu, na jego prawej piersi widać było niewieki napis "BioTech".
 .
   Dwójka ludzi rozmawiała przyciszonym głosem.
   - ...Tak, wszystko jasne, to dlatego odżył.
   -  Wydał wielki majątek na ten fantastyczny projekt, żal mi go.  Ludzkie
DNA to nadal wielki problem.  Sądzę, że nikt nie może zastąpić Boga.
   - Nie wiedziałem, że jesteś wierząca...
   - Przestań, to nie jest zabawne.
   - Ja się wcale nie śmieję.  Mam nadzieję, że mu się uda...
 .
   Widziałem  jak  dojrzewa.   Całymi  godzinami  mogłem  wpatrywać  się  w
zbiornik z nowym życiem, z moją połową.  Genetycy mówili, że wszystko idzie
w  jak  najlepszym  porządku.   Z  każym  dniem  przypominałała mi Ją coraz
bardziej.   Chciałem  poznać  ją  od nowa, wiedziałem już, że znów będziemy
razem.   Biologicznie  miała  już  19  lat.  Opuściła zbiornik.  Bałem się.
Technicy rozpoczęli program naucznia.
   Pewnego dnia zadzwonił telefon.
   -  Panie  Blackwidow,  z  przykrością  jestem  zmuszony  poinformować  o
zistniałej przeszkodzie...
   Nie wierzyłem im, musiałem Ją zobaczyć.
   To była przecież Ona, nie mogłem się mylić.  Idealna.  Uśmiechała się do
mnie...  Jej uśmiech...  był wykrzywiony, oczy puste, z ust skapnęła ślina.
   - buuuuueeeu...blaa...  Odszedłem,
 pokonany.
 Czas płynął.  Pustka.
 Osągnęłem mój mały Cel.  Pustka.
   Tego  wieczoru  byłem  umówiony z pewną programistką.  Skończyła szkołę,
była  geniuszem, moja firma (Ja?), chciała w nią zainwestować.  Ona widzała
swój Cel, pregnęła go, i potrafiła go zdobyć.  Pod koniec spotkania złożyła
mi ofertę.
   - ...Co pan o tym myśli, to możliwe...  Zapewniam.
   Chciałbym jej wierzyć, naprawdę.  ...
   Zgodziłem   się,  dałem  jej  wolną  rękę.   Była  prawdziwym  żywiołem,
zatrudniła najlepszych, wszystkim kierowała...  Weszli do mojej głowy.
   Wszystko trwało sześć miesięcy.  Siódmy poświęciłem przygotowaniom.  Ona
odpoczywała, była Bogiem.
   Góry skaliste, stary, przeciwatomowy bunkier.
   Dziś umarłem.
   Siedzę  w  wielkim  przepastnym  fotelu,  fotel obity jest czarną skórą.
Moje ciało oplatają setki cienkich nitek cybersieci.  Ich kolor to chrom.
   Nadal  się  zastanawiam, otwieram oczy.  Płytka dotykowa jaży się miłym,
zielonym blaskiem.
 Dziś umarłem...
   Wyciągam rękę, ledwo ją dotykam.
 ...I dziś się narodziłem.
 .   ...Bardzo  lubię  "Czarną  Tęczę", czasem wydaje mi się, że i ona mnie
lubi.  Pasujemy do siebie.
   Sączę  powoli "Czarny koktajl" spożądzony przez mistrza Jerrego.  Czekam
na  J.A.,  musimy  omówić interesy.  Nagle czyjś kształt zasłania i tak już
słabe  światło.   Spoglądam  w  górę.  Znam Ją ?  Jej piękne, duże, zielone
oczy patrzą na mnie.  Ma ciekawą twarz, wydaje się, że skądś ją znam.  Jest
w moim typie.
   - Cześć - mówi.
   - Cześć - odpowiadam.  ...


                                 by  Zbyńu