Trollandia vol. 1Wszyscy wiemy jak trudno spotkać dziś Trolla. Trolle jak to trolle są nieśmiałe i płochliwe (są również między sobą kochliwe ale to już całkiem inna historia...), a i mostów pod którymi można je spotkać lub usłyszeć jest coraz mniej... Nie ma już pod betonowymi przęsłami przytulnych, omszałych kamyków, smaczne pijawki zdechły w wodzie zmieszanej z Vizirem i innymi świństwami! Trolle znikają z naszego świata a szkoda... Czasem jednak w pochmurny i deszczowy dzień możemy spotkać trolla jak brodzi w kałuży uśmiechając się z miną kretyna w stronę nieba. Cóż, trolle to w większośći kretynii a rozumnego osobnika znalezć nie sposób wśród ich kosmatych głów i obwisłych uszu. Łowią z zapałem ich przysmak: pijawki, które żując powoli oddają się marzeniom o np. cycatej trollicy o zgrabnych, pałąkowatych nogach i dupsku w kształcie beczki na "browar" (różne są ideały kobiecośći!). Historia ta opowiada o trollu który wyróżnia się z grona innych trolli, i jak na tą głupawą, ale sympatyczną rasę jest swego rodzaju odmieńcem, a nawet trollim reformatorem! Bełt - jak na brodzinach jego mamćia dała mu na imię, lubił podglądać ludzi, jego zdaniem albo trolle upodobnią się do ludzi "alibo wyzemrzą jaką ichnę umiłe pijowki!" Wiekszość trolli ma jego teorię głęboko w dupie, co nie oznacza że tam trolle mają rozum! (w przeciwieństwie do kobiet...) Jest jednak jeden troll który z całego serca popiera odmiennego od innych osobników trolla, zowią go Drutt. Często mówi on do kolegi: - Bełtok - tych to dzierżysz kudlisko!!! (głowa - po trollandzku) Posłuchajmy ostatniej rozmowy Bełta z jego wiernym kumem Druttem. - Hejo Drutcie, jako dymczysz byłtam obaczyć niecwowatych Ludków! Bełt zawsze wyrażał się z godnośćią i trollą ogładą: - Wieślisz żechta ślimtomy (żyjemy) tuch jako... - Trolty! - rozradował się Drutt. - Tako jako żęzisz Druclu - kontynuował Bełt: - A Ludkowie coraz tamtoś ślimczyście się radują! Nie jako my uchole niećwiejne ale dudniście i... - Łochta!!! - ryk Drutta odbił się od filara mostu pod którym siedzieli. - Uszczurzel zadydnił mi śmimtoka!!! (ślimaka, nie Znasz trollskiego?) - Zajeb.. jecho!!! (piiiii-cenzura niektóre słowa u naszych dalekich kuzynów sa nam powszechnie znane!) - Zachytnąć much dyrdawkę!!! (zabiec mu drogę) Zakatrupić niećwoja!!! Dydłać jechto mać uszczurzą!!! Szczur jednak jeszcze raz udowodnił ze mały błąd z "Atomem" i inteligencja będzie miała godnego następcę, znikając w drenie kanału deszczowego wraz z ślimakiem należącym (niegdyś) do Drutta. - Tum ćwa chytnę! - ryknął ucieszony killer szczurzej rasy... - Ujebud!!! - rozległ sie dzwięk jaki wydała głowa Drutta w kontakcie z dreną. Głowa Drutta w pośćigu za ślimakiem wtwrgneła do dreny ale... W skutek bliskiego kontaktu z w.w. troll utracił kontakt z rzeczywistośćią, a w niebycie dostrzegł coś niezwykle interesującego! Bełt widząc niedolę kolegi wstał i chwyciwszy za dumę Drutta, którą zwiemy ogonem (dosłownie) wtargał go wraz z połową rury do rzeki, po czym sporym kamolkiem rozłupał drenę. Wiadomo nic tak nie trzeźwi jak woda o temperaturze trzech stopni. Po chwili dał sie słyszeć głos: - Aliscie taś Niećwolka mach dyndy! Masz dziewczynę? Zobacz co jej może dyndać, dla ułatwienia obserwacji możesz ją nachylić i zaproponować aby przestapiła z nogi na nogę... Dała po pysku? Ale coś dyndało? Wiadomo więc o co chodziło Druttowi. - A jakiśćie przepastne śiedzisko!!! - kontynuował półprzytomny... - Zarychło jejta wechne w siedlisko swojten... - ręce Drutta powędrowały w okolice jego przepaski na "Fiutka" (a raczej na "Fiucisko"!, to w końcu troll!) - Drutcie!!! - rozległ się ryk w szarych komórkach ofiary szczurzego apetytu - Drutcie!!!. Oimaj no sięto, tom jaten twój druhtant: Bełtanty!!! Oko Drutta podnisło powiekę, jego rozmarzony wzrok spotkał znajomę oblicze Bełta i przygasł. - A dziechto Niecwolka? Sameś ją zdudlił a jamtam jechnom pierwok obślimtał... - Drutt był pewny niegodziwego uczynku Bełta. - Toż tumtaj niebyłto nikajej Niećwołki! Ani niejej trollmisski! (strolowane słowo z miss): - Adyś kudliskiem zatyknoł w czeluścieść iśćiś się dudlanie zbobczyło! - Bełt był serdeczny dla druha jak mamcia, no trolla mamćia pewnie by dała jeszcze serdecznie po pysku. Łapska Drutta jednak nie opuszczły okolic przepaski a ta nagle... Drgneła! - Nieśliście... - pomyślał troll-reformator i szybko cofnął się wtykając zadek w swoją jamę: - Rosuślony troltek możwyś wydudlać srugigok trolta jako nic! - Niebyłok?, Niećwołki!...- jak na trolla Drutt wyjątkowo szybko doszedł do przytomności. - A takoś bychcóś po dudlił..., a za cmokwoł by jejo hromniste dyndole, achby kwikła jako ten dzikuń (dzik) cośwa go dopadli w rowcie opodal... - Zawrzyj wreszta pysk!!! - echo poszło po okolicy a wystraszony nim Bartłomiej Pujak przytrzasnął sobie zamkiem od rozporka fiuta podczas dokonywania pewnej fizjologicznej czynnośći (bilans picia piwa musi się równoważyć ilośćią odpinanego rozporka jednak są i tacy co nie tracą czasu na takie przyziemne sprawy jak odpinanie suwaka i robią to wewnątrz spodni!) Kolejny ryk przetoczył się nad okolicą trollej siedziby a przestraszony Drutt natychmiast zapomniał o amorach! (w końcu ile pomieści się informacji w mózgu trolla? dwie? trzy to max!) Pierwsza informacja w mózgu Drutta to dudlenie (nic jej stamtąd nie usunie), a druga to... Też dudlenie, trzeciej komórki już było brak... Na miejsce dudlenia (drugiego) wskoczył więc strach przed nieznanym odgłosem. Drutt zamierzał się zakopać w norze albo jeszcze lepiej w norze Bełta! W końcu ta była staranniej wykonana. - Nie byjkoścoś Druclu toż to Ludek niejakowyś, a pewnok to ten coch ma wąchoka jak ty dudloka - Bełt nie raz z rowu obserwował wracających na różnej ilości kończyn bywalców pobliskiej karczmy. Trafnie przewidział też kto wrzasnął na całe gardło, Bartłomiej prawie zawsze przytrzasnął sobie coś przy szperaniu przy rozporku a tym razem jeszcze posłyszał dziwny głos z pod mostu na który mówiono: "Trolla Jama" (na most mówiono jama?). - Niebojok śta nićkogok!!! - odarł dumnie Drutt, ale jego wyłupiaste oczy zdawały się starać przewierić przez kamienie mostu na wylot. - A co do tego dzikunia - dodał dziwnym głosem Bełt: - To... byłtok zwierz ludkowego uchowu a zwoch goć: "maćwora" (pewnie "maciora"), i nie był toch lasowy ale ubryknął z jakowej zagrody jako jego gospodarz nachliptoł się okowity. - Hejo możeś tam był jako chciał, a jamto mu w siedzisko wetchnął dudlisko! - zgrabnie nawet zrymowal Drutt. - A dlaczeguś mniek ułapił tedy jak ja go sroko dudlił, przećwa nie dudliłęś goch wcaleś jako cich radził pierwok (Drutt jako prawdziwy kolega zaproponował Bełtowi aby ten pierwszy skoczył na maciorę a skoro ten energicznie zaprzeczył ruchem głowy bryknął bez ceregieli na zadek zwierzaka i reszte Możecie się domyślić...). - Chciałek cwie odciądłoć, ale dzietwam! - zamruczał do siebie Bełt. - A bo ciś chwost (ogon) zawinoł się w zęby, to ci chciełok wyćwodnąć cobyś go nie połyknął - to z kolei powiedział na użytek ciekawości kolegi. - A dyś taka tera moda Bełcwie, tako sobie chceją trollanskie dziewkoje, a jako i jej chwost załapisz w kły toch ci w oddzięce w swoje waruchy zachyci dudli... Jeśli chodzi o bzykanie to Drutt był ekspertem i mógł opowiadać o tym godzinami. - Achcie sraka chytła Druttcie! Toż ja chciał ci opedzieć jako było na "dydłotece" Ludków! - zrozpaczony Bełt powiwdział to właściwie do siebie ale wyczulone zmysły Drutta natychmiast wyłowiły słowo: "dydłoteka!", które oczywiście kojarzyło mu się zesłowem "dudłoteka", a to z kolei z "dudłaniem", tak naprawdę chodziło o dyskotekę ale troll który czegoś nie pokręci nie jest trollem a Bełt mimo przebłysków geniuszu (w skali trolla), nam pewnio wyglądał jak troll i myślal jak troll... Więc i pokręił coś jak troll. - Dziwkowato cichotnie - pomyślał Bełt ogłądając się poderzliwie na Drutta, zapewnie pomyślał że tego jakiś szlak nagły trafił albo inne niespodziewane dziwo, nie łatwo było bowiem spowodować aby Drutt zamilkł (ale np. drena zrobiła to z powodzeniem!). - Dydłoteka - słowo wymamrotane przez przejętego do głębi serca Drutta powiedziało wszystko, - Dydłoteka?! - Drutt robił się coś niecierpliwy. - Jako żywo dydłoteka Ludków! - to była szansa w zainteresowaniu Drutta co do planów Bełta, Drutt niby głupi jak dał komuś w pysk to zazwyczaj kopyta nakrywały pacjenta (bo to już był pacjent lekarza trolli - zielary Błońiachy), mogło to się przydać w razie gdyby plany Bełta przybrały nieoczekiwany obrót. Większość trolli niezbyt lubiła Bełta i Drutt nie raz w obronie przyjaciela powodował że Błoniacha obkładała żabim gnojem opuchnięte nochale krewkich a nie dość szybkich w umykaniu przed ciosem obrońcy ućiśnionych (znaczy się Druttem...). - Ano tedy chcełek ci rzeknąć jużech nazadniej żechto Ludki tłumnią się na jakowyś huczliwych gromadach na które żekają "dydłoteka"! - Bełt przerwał aby podnieść napięcie w swojej opowieści a Drutt oblizując się sięgnął do swojej opaski na biodrach i przełknął ślinę. - Ichtotam one radują się okowitą, piwskiem a i jakowym trunkiem inszym które zowią "wichno", czy jakoś tamtok - nie było na co czekać i Bełt wiedział że albo teraz zainteresuje kolegę albo zacznie się od nowa bredzenie Drutta o dydłaniu ale mimo wwszystko nie należało wspominać o winie! - Wichno! Błech, Błech! - trolle w odróżnieniu od ludzi piją,jedzą i... robią różne swiństwa ale kiedy Bełt przyniósł flachę wina którą zgubił podczas robienia siku (na czworaka!) Bartłomiej Pujak, do ich legowiska pod mostem, Drutt które pija wszystko co faluje po pierwszym łyku specyfiku o nazwie "Prezent Teściowej" padł na wznak i krztusząc się wychrypiał: - Zmieram ci ja nieborny troll a gibkaj no mój brachcie po starego Pirrdla niech mi zamróchletka wniebochność... A toch pewnok byłachto jakowaś trutka na uszczurzle jakową wypił Dziamdziel po tym jaokch oddyrdała go jego baba z Smrudlemcem, zmieram ci ja łeee... - Wichno, błech! Błech! - wściekle i oskarżycielsko Drutt spojrzał ma kolegę. Bełt nie miał mu tego za złe, dobrze pamiętał jak Drutt kopał nogami i wił się w boleśćiach tocząc pianę z pyska. - A one to piją! - mruknął zamyślony Bełt: - I jak tuch ich nie udziwiać! Sielna to rasa co może i zajzajer wypieć! - Niech se wetchną w siedzisko te wiechno a kiejo zdymną zawcześna korek to se bendą mieli sielnistą uciechność! - Drutt nie podzielał podziwu przyjaciela co do wytrzymalośći ludzi jeśli chodzi o spożywanie wina poślednich gatunków. - Tedy chlipią toto gromadnie a tupią jako by stado krowów Ludka zowionego Pujak, kiedych im nie da jedać przez dwa dydnie, co ciskają się i ryczą w niebochgłesy! Ludkowie teżo ryczą aleście jeszcze przerażniej! - opowieść wyrażnie zainteresowałą Drutta dlatego wysunął sugestię: - Ryczą bo jech wiencho pali a tententnią boch kopeją giczołami jako jam kopał, wiencho uszczurzla jego mać! Błech! Bełt spojrzał z politowaniem na kolegę: - Ichni się tententnią bo tan... Tancw... - Tancwalą! - podsunął usłużnie Drutt. - Niech! Niech, tancwalą jeno tancfie... O mam ja: "tańcwą"! - brnął Bełtok. - Co to takie? Żarcie jakowe? Jakem wczorna zażarł dwa ślimtoki toch pierd... - Drutt chciał opowiedzieć swoją straszliwą przygodę ale Bełt wolał nie dociekać jaki był efekt końcowy zjedzenia ślimaków. - Nie żarcie! Tylkwo gromadnie chybają się jako ta stara Mislakowa co ją lokodot... Lokomotowywam... Ciepnął jak chytała ślimtoki na toreach! (to co gruchło starą Miślakową to lokomotywa, nie zbieraj bracie ślimaków z dupą w stronę jadącego poćiągu!) - Chybają śta jako Miślakowa co ślimtoki na toreach najdywała... - Drutt zadziwił śię złożonośćią ludzkich obyczajów ale nagle doznał olśnienia: - Znaczy wszystkie durnistowate! Jako Miślakowo! Jednak Bełt był odmiennego zdania: - One nie durne aleści to ichno zwyczajec. One tak gibśtają swa a patentam śtą robią to co i ty Druclu lubczysz nadpomiar. - Haw jam to wiech! To dydłają śta! Znaczy nie tako durne jako lubieją dydłanie! Ach, jako ja razno dochycił Glimaśke, jak ja ją zadyrdał od zada! Jak ja ją w śiedzisko... - opowieść Drutta nabierałą tempa, niestety Bełt znał ją na pamięć, zresztą niebezpiecznie było gdy Drutt rozpalał swoją wyobrażnię. (w ilośći dwóch komórek!) - Wiem, wiem, ty to wśiegdy tylko od zada! - mimo wszystko Bełtowi trochę pod tym względem Drutt imponował, szczególnie od czasu gdy ten poderwał trollicę w której swego czasu Bełt zakochany był po końce kosmatych ucholi!. Nadobna owa niewiasta: Cygwanna, była niekoronowaną miss tutejszej okolicy. Bełt znosił jej kwiaty, pokrzywy i ślimaki, a nawet pijawki, ale ta ciągle tylko wytrzeszczała oczy i gadała: - Nie czas to jeszcz mój nadobny, chciałaby bych poczucić cwie za plecwami ale mamcia pilnowa... (baby zawsze wiedzą jak się wykręcić frajerom co "stawiają"). - Dobra - myślał Bełt: - Poczekamći, lubuje mniech to i keśtam mojamto będzie i basta! Bełt, jak to przyjaciel opowiedział to Drutowi a ten z kolei był zdania że ten zbyt śię cacka z trolicami. Miał na to swój sposób. - Podydz do niechty i rzeknij dwornie: - "Legaj no tamtutaj moja ślipności!, a jamto dydnę cwa co nietam!" Wśiechne to bierze to i twoją Cygwannę zachyci za wątrobę! - Głupiśtyś Druttcie! - Bełt był zgorszony: - Łonasto niełatwaka! - Łatwaka! Wszystkie takowe! - Drutt był uparty... - Takoś myślimtasz! To zagaworz takoj do niechty a zobaczysz jako nakryjeszsiesz chwostem! - Bełt był też uparty a i pewny uczuć swej ukochanej. - Jako jest taka to ją pewnotam dydniesz jako byś chciał, co !? - jeszcze chciał zadrwić z głupoty kolegi, "znaczy się" Drutta. - A dydnę ją boch takiejsą wsytkie jako nie wieszty, boć tyś niby mądry aletam w dydłanu toś ty Miślakowej dupa! - tego było za wiele nawet dla mikromózgu Drutta, naczym jak na czym ale na dydłaniu to on się znał! Tego było za wiele też dla Bełta, jego ukochana nie jest taka! - Masz ci ją Cygwannę, dyrda po ślimtoki dla swego dziadwygi Niezgłupa jako takiś mądrawy to ją dymnij! - oj nie znasz kobiet Bełcie... - Jako chceszty...- Drutt skierował się do Cygwanny. Bełt uśmiechnął się pod nochalem: - Zaraz to legnie jak długi!. Drutt nieśpiesznie podszedł do trollicy i łypnoł do przyjaciela okiem, potem bez słowa chwyćiwszy ją za rękę obrócił ją plecami do siebie, ta zarżawszy wesoło podła na kolana i zaparła się rękami o glebę! Drutt pokiwał głową z zadowoleniwm. Bełtowi zaparło dech... A Drutowi zabrakło oddechu (ale dopiero po pietnastu minutach). Skończył i zasapany powleł się do oniemiałego przyjaciela, powoli, powoli, dowlekl się i zasapał: - Chłe... Chle... Łonaśtam, uchlech-łe... Żęklaśtommi, chłe... Żechto za te ślimtoki to też możeszto... Uchuł-echebłe... Zadydłać... Blech... Teraztam! - kiwnął niedbale ręka w strone Cygwanny która nie wstając z ziemi zachęcajco łypała oczami w stronę Bełta, ten zaś popatrzywszy na dyszącego Drutta i na klęczocą Cygwannę przęłknął ślinę... wolno podszedł do trollicy, głupi myślał że może ma zwidy a Drutt wygrzmoćił kogoś podobnego (wszak trolle i wszy są prawie jednakie!) jednak na dzwięk znajomego głosu drgnął i smutno zasmarkał a jak przez senny koszmar dobiegł go głos: - Ćośtakto figurzysz jako sztacheta a zajdzij mniech to od chwosta i rubtotu coś mogleś już dawnotam aleś był dupa ślimtoka a zaspiesz sietam bo wiaterto dmucha mitotu w... (piiiii....- cenzura). Bełt jednak odwrócił się i poczłapał z powrotem, jeszcze jednak usłyszał: - Gdzieś to glimoku mitrężysz a kto mnieśto jechto zadydni!? Bełt powtórzył w myślach: - Zadydni... - i pobiegł ile mu geny dały sił przed siebie na oślep, pewnie biegł by aż serce mu pękło ale po kilkunastu krokach zaczepił kopytem o korzeń i wzbił się do krótkiego lotu zakończonego kontaktem jego łepetyny z przyjaznie wystajcym z ziemi głazem, zapadła błogosławiona ciemność... - Takomtom był głupi, Drutt mądry a Cygwanna... Niech jąśtam uszczurzel kopsnie! I dobrze mi rzekłą boch com to za troll co siedzisku przepuści... - wspomnienia powoli ustępowały z łba Bełta a czas był najwyższy! Drutt właśnie podjął swoje wspomnienia: - A pamiętaszto jakomto wydydłałemtocił twoją amorkę, Cygwannę, jak jajomtam w siedzisko od zada zafanzolił i popraw... - Pamiętam jako dziśto... - Bełt pamiętał aż za dobrze! Dlatego szybko podjął swój temat: - Wieszto jednako co dziwujesie tamto na dydłoteckach? Jamto myśle że to jakiśtam zwyczajten co Ludkowie świe raduja aleto po co? Nie lepiej... - Zadydłać od zada! - Drutt jak zwykle miał radę na nude! Bełt spojrzal na przyjaciela w zamyśleniu i właśnie miał powiedzieć coś o zainteresowaniach przyjaciela gdy... - Guzdrzcieś się to slimczyście! Ludkowie zawarli tamę na zarzeće i można to łatwiście zachytnąc pijowki! - wyryczał to mały i gruby troll który pojawił się nie wiadomo jak pod mostem (prawdopodobnie znając trolle, spadł...), byłm to brat Drutta: Konofał. - Pijowki!!! - ryk Drutta prawie przewrócił Bełta: - Pijowki!?! Gdzieszsą!?! - Toż w zarzećę tutmanie! - Konofał wskazał pod swoje stopy... Rzeczywiście woda wyraznie opadła a pod jednym z kamieni coś się poruszyło... - Pijowka!!! - rykli razem bracia i skoczyli do wody głowami naprzód, czas startu i lotu mieli podobny gdyż dzwięk jaki wydały ich głowy podczas kontaktu za sobą był identyczny jak przy zderzeniu Drutta z dreną, mianowicie: - Ujebud!!! Pijawka była jedna a głowy trolli dwie... (dobrze że Bełt nie był pazerny) zygAK-47 ciąg dalszy być może nastąpi...