TROLLANDIA vol.2- Mojamta ona! - rozdarł się Konofał który pierwszy doszedł do siebie i sięgnął łapą po wijącą się w panice zdobycz. - Obaczym... - mruknął Drutt i kamień wraz z przysanną pijawką znalazł się w paszczy trolla, oczy wyskoczyły z czachy ale przy dzwięku chrzęszczenia grzdyla wróciły na swoje miejsce - pijawka była w potrzasku, nic nie opuści żołądka trolla żywcem. Świat jest dziwny ale trawienie trolli jeszcze bardziej. Konofał doskoczył wprawdzie do brata i rozwarwszy mu pysk zajrzał z nadzieją ale był to raczej gest rozpaczy. Pijawka była stracona. Bełt pokręcił głową i rzekł: - Ano obaczysz Druclu że kiedyśto ci sraka utknie w siedzisku. - Nicto mi nie będzie, mam siedzisko jakto dzwoń - Drutt był pewny swojego organizmu a już na pewno dupy i fiuta. Zapomniał jednak biedak jak stękał po zjedzeniu a co gorsza próbie "wydalenia" puszki znależionej na pewnym śmietniku (ulubionej stołówce w.w.). Jego teoria że nie należy jej otwierać ale pożreć w całośći nie do końca była słuszna, Bełt słuchał stęków przyjaciela przez trzy dni, dopiero pomoc zielary Błońiachy przyniosła Dtuttowi ulgę w cierpieniu zresztą... Czy ciężką biegunkę można uznać za ulgę? W każdym razie wtedy skończyło sie to mniej więcej szczęśliwie i tylko Drutt po szczegółowym zbadaniu felernej puszki nie mógł się nadziwić całemu zajśćiu, kręcąc głową rzekł zatroskany: - Starośćto niechto nies radość, kałdun jużto niech tento co kiedyśtam! Czas było jednak działać! Konofał pędził w dół rzeki, a Drutt był na wyciągnięcie się jak długi za nim, łatwo to było zaobserwować gdyż właśnie ten się potknął o gałąź nadrzecznej wierzby. - Pluskoujeb!!! - wody było po kolana a troll ma tylko sto pięćdziesiąt centów w przestworza (Drutt aktualnie w poziomie), czas naglił więc ofiara zaczepek drzewa zerwawszy się na nogi poprzestała tylko na krótkim odwecie który zakończył się obgryżieniem wrednej gałęzi i dwóch sąsiednich, czas naglił a konkurencja? Nawet Bełt żre pijawkę! Reszcie roślinki się więc upiekło, gdyby jednak był czas... Szkoda czasu na opisywanie polowania na pijawki, słuchania ciamkań i innych odgłosów typu zadowolone bekanie. Nadmienić tylko należy, że w zmąconej wodzie Konofał wziął (jakoby) ogon Bełta za pijawkę-mutanta o rozmiarze metra i ten ostatni z niemałym trudem zdołał go wyrwać z paszczy trola. Miał duuużżżooo szczęścia, gdyż trzy naczelne zasady troli to: - Dudlić! - Co w paszczy to (raczej) moje! - Dudlić!!! Zachwiano więc równowagę w przyrodzie ale Bełt uważał że było warto, to w końcu był jego ogon! Tak więc po pewnym czasie nasi bohaterowie (?) leżą objedzeni pijawkami (wyjątkiem jest Drutt, który pożarł dodatkowo kamień) a ich brzuszyska przypominają... Zresztą oddajmy głos np. Druttowi: - Alemto się napełnił, mojten bańbuch przypomina Ludkowe szambo, pełnote po krańce! - Hejo, pewnikiem tak, skoro zeżarłeś dwa kamulce i gałęż z wierzbiny - Bełt też miał wyjątkowo dobry humor, dlatego też pewna myśl przyszła mu do łba, zapytał: - Jakojto dniow dzisiajto? - Srobota - Drutt był wprawdzie prymitywny, ale miał przy sobie kalendarz swojego pomysłu: wieszał rzepy na ogonie, a jako było ich więcej niż jego palców o jeden: - była sobota! - Na cóżto cich wiednoś? - A bo to w sruboty ludkowie mająto dydłoteki! Pójdziemja ich uwidzieć? Możęto... - Ty toś głupi! Co ty ślipisz w tych niedojdakach Ludkach?! - Konofał nie wiedział że... - One tam tancwlą i dudłają śta! - Drutt poinformował natychmiast brata. - Jomtak zawsze mówił że w niech cośik jechto, idem z tąbieją tam - jak szybko troll potrafi zmienić zdanie gdy usłyszy słowo: dydłanie! Konofał od razu przystąpił do ekspedycji. - Jamto też li ciekawny - Drutt miał zostać tu a tam będzie dydłanie?! Nigdy!!! - Jako zadydłam trolmisskę jako ludek to pedzą że ja zboczek ale one to tak lubieją... Jak im wechnę w siedzisko swojten dziablisko to ino kwiczą jako uszczurzle jako im dym łogienny puszczam w dziureje! (szczurom a nie trollmisskom) - troll je wszystko a Drutt szczególnie "wszystko" wiec polowanie na szczury było częstym zajęciem tego trolla. - Jako chcieją, a więcto do gwiast - rzekł Bełt i zapadł w drzemkę po posiłku (do "gwiast" to znaczy aż wzejdą gwiazdy" czyli "do wieczora"). - Wstawajto!!! - Co to za ryk kiedy ja Niećwolkę wreszcię zmówił aby ją od siedziska... - Wstawajty ślimtoku!!! - sen prysł... Drutt otwarł ślepia: - Bych cie nie stanął przez dniok - ta obrażliwa uwaga dotyczyła tego kto zakłócał jego senne amory - jak zwykle (zresztą) Bełta. - Jużto czas, gwiasty glimią na świet! Idziem Ludkowie dudnią... - jak chcieś iść to masz Drucie! Ten prawdopodobnie gdyby wiedział że przerwą mu taki sen nie poszedł by za nic, jednak nie całkiem miał za złe Bełtowi swoje przywrócenie do jawy gdyż pośpiesznie zakrzyknął: - Glisty dymią na świet! Gdzież są!!! Jejmy ichnich! - gwiazdy pomyliły mu się z glistami. - Nie glisty ino gwiasty, słuchejto cwepie... - Bełz zamilkł a z oddali... Coś łupło, hukło i zabuczało! Chyba nadchodziła burza lub... - Toż to pewnok Ludek grzmoći kijokiem swoją babę - Drutt popatrzył z rozbawieniem na Bełta. Miał bez wątpienia racje bo Bartłomiej Pujak w rzeczy samej uczył swoją babę moresu który polegał na tym że: jak chłop wróci z knajpy na czworaka to nie znaczy że nie ma ochoty na małe bara-bara przed udaniem się na spoczynek! Co mu to durna baba będzie kłapać jadaczką że jest już dziewięć dzieci i jest w ósmym miesiącu! - Nietako to, to od tamojtej stronicy! - Bełt machnął łapą, a kiedy Drutt przysłuchał się uważnie z pośród wrzasków i lamentu Pujakowej usłyszał rutmiczne łup-łup-łup! - Aaaa, to idziewa glimać jak śta Ludki dudłają i tańcwalą - dla tej idei Drutt odda wszystko, nawt pijawkę jak palec (ach to dydłanie)! - Idzno budznąć Konofała, lega tam - mówiąc to Bełt skinął na pobliski rów. Drutt wpadł na pomysł jak obudzić kochanego braciszka, który nieopatrznie położył się pod pochyłą wierzbą rosnącą na brzegu rowu. - Ślimtoki!!! - wrzasnął do ucha Konofantego a ten oczywiście zerwał się, a raczej chciał się zerwać na równe nogi ale pień nie ustąpił i... - Jużto zerwałkiem go na krzywe nogi - Drutt uśmiechnięty przydreptał do kolegi, a po chwili zjawił się też Konofał z liściem łopianu na łbie. - Bolitocie łęb!? - zapytał z niewinnym uśmiechem Drutt. - Nietam, łysy (księżyc) ślipie mie w oczy - Konofał uważał że wizja ślimaków przyśniła mu się i dlatego się zerwał jakby go Niećwolka wołała! Wstyd było mu się do tego przyznać. - Idziemytam - zakomenderował Bełt i ruszyli w stronę wiejskiej świetlicy. Krzakami, rowami i grubszymi przepustami pod drogą zbliżali się do celu, musieli się ukrywać gdyż ludzie nie bardzo lubili swoich kosmatych kuzynów, można było oberwać kamieniem od pijanego kmiecia lub kijem od pijanej kmieciowej, a i kmieciątka dawały kopa w zadek! Trolle są małe, co mogły na to poradzić? Bić się jak równy z równym gdy sięga się do pępka!? Lepiej dawać drapaka i nie dać się zaskoczyć. Swoją drogą ludzie mają szczęście że wymarły trolle jaskiniowe, te mierzące do dwóch i pół metra (średnio) istoty potrafiły dać takiego kopa neandertalczykom że ci wygineli ze zmęczenia! Jak tu usiąść na dupie, którą kopneła taka noga! Na szczęście dla większośći z nas wygineły jaskiniowe niedzwiedzie, lwy, leniwce, mamuty i jaskiniowe pijawki długie na metr! Trolle-olbrzymy wymarły po prostu z głodu, ile taka bestia musiałaby złapać zwykłych pijawek aby najeść się do syta!? Trzech śmiałków dotaro wreszcie do krzaków opodal "sali tanecznej" czyli celu wyprawy. - Coto tako stanąłeśto Bełcie, uślipiłeś jako tancwalą? - szeptem zapytał Konofał. - Nietak, stoiszty na mojem chwoście! - szeptem odparł zagadnięty. Dręczyciel podniósł nogę i Bełt padł na czworaka, podczołgał się na skraj zarośli i ostrożnie wyjrzał! W oknach błyskały kolory tęczy a łupanie przybrało na sile, "jakto one nie ogłuchnieją?!" pomyślał z podziwem troli obserwator, jego rozmyślania przerwało szarpnięcie za ogon. - Dydłają śta? - szepnął Drutt. - Nietak, ino kiwają śiem na boki jako pijowka na słońcu - poinformował kolegów Bełt, ślimnijcie samitutam. Bracia ostrożnie podpełzli aby dokonać naocznej obserwacji. Ludkowie na dyskotece bawili się do upadłego: młody Pujak biorąc przykład z taty lazł na czworaka do okna aby puśćić ptaka zwanego pawiem, w kąciku "gospodarze" przyjaźnie glanowali "przyjezdnego" w rytm "o moja miła czemuś mnie zdradziła". Na stoliku obok bufetu leżał uśmiechnięty (i nieprzytomny) młodzieniec, a jego włosy właśnie kończyły się dopalać... Nie należy spać blisko popielniczek gdy popija się alkochol. Pod ścianą gromada dziewcząt zachęcająco łypie na chłopców pijących winka marki "Żygane" poprawiając makijaż, podciągając w górę kiecki, a dekoldy w dół. Oto właśni oderwał się od podłogi Pujak junior, spojrzał uwodzicielsko na dziewczęta a napotkawszy przyjazny wzrok Justynki Trąby powszechnie zwanej "Fletem" od jej ulubionego instrumentu. Podpowiem że nie był to flet koncertowy a Justynka nie miała pojęcia o graniu w dosłownym tego słowa znaczeniu. Chłopcom nie przeszkadzało wcale beztalenie muzyczne Justynki, ta nie miała całkowicie pojęcia o nutach ale na "graniu" i "obsłudze" fletu(a) znała się znakomicie! Pujak zamachał przyjaznie do wybranki przednią kończyną co zaowocowało "randez-vous" jego głowy z parkietem. Cztery punkty oparcia to nie trzy! Justyka jednak z kobiecą wyrozumiałośćią w pełni doceniła jego starania, puściła rąbek kiecki aby opadł i odawszy połówkę wina koleżankom pouczyła je: - Nie wychlejcie wszystkiego! Zaraz wracam ten ciapek sporo nie zdziała... Podeszła do Pujaka i patrząc na zegarek rzekła: - Przejdziemy się? - Pewnie, znam takie jedno fajne miejsce gdzie... - Pujak mimo że na czworaka wiedział że nie należy tracić czasu na gadanie, Justynka tego nie lubi. - Będziesz szedł na czworaka czy wstaniesz? - Justynka nie miała zbyt wiele czasu, za jakieś pietnaście minut miał nadjechać jej nowy chłopak nabytym właśnie "nowym" pietnastoletnim "maluchem". Narzekał ostatnio na zawieszenie więc Justynka ochoczo zaproponowała aby sprawdzić je przy pierwszej nadarzającej się okazji, dziś miała na to szczególną ochotę a mała "rozgrzewka" nikomu nie zaszkodzi... - Dobra, wstaje - Pujak dzielnie zerwał się na nogi... i runął na plecy! - Co za gamoń, dzieci nie powinny tyle pić "kwaśnych"! - Justynka rada nie rada podniosła nieszczęsnego Pujaka z parkietu i podtrzymując go skierowała się do wyjścia myśląc ze złośćią: - Cholerny tuman, co za los! Wszystko trzeba zrobić samej, ściągać ciuchy swoje, jego... Co to ja dziwka czy co!? - Hejo, któs wylezł na trakt - szepnął Drutt: - Może będą śta dydłać... - No, chybać tak, ostatniok jako tum był to ciągle to dziełali! Mało co mniech nie zadeptali w tymtu rowieju com siech skrył - Bełt fachowo ocenił zaistniałą sytuację i wyjątkowo zgodził się z Druttem. Tymczasem Pujak z wybranką w rzeczy samej skierowali się w stronę najbliższych zarośli, tam gdzie ukryły się trolle! Dobrnęli wreszcie na skraj lasku, a Justynka na wszelki wypadek upewniła się jeszcze: - Na pewno dasz radę? - Wątpisz? - obruszył się Pujak i glebnął jak worek mąki. - Nie, coś ty, tak sobie pytam - co było robić zaraz nadjedzie chłopak a tu nawet nie zaczęte... - No sciągaj te majty! - Pujak gramoląc się z gleby nie zapomniał że jest męższczyzną. - Toż już wiszą na gałęzi! Ślepyś czy co! Ściągaj te gacie szybciorem, zaraz muszę wracać na salę - ach jak czas naglił Justynkę. Pujak sięgnął do rozporka i zgodnie z rodową tradycją przytrzasnął sobie suwakiem fiuta: - Jału!!! - Wiejmy!!! Wilkochlęp!!! - Konofał zerwał się na nogi ale Bełt chwycił go za ogon: - Toż to ten Ludek cośik wykrzyknął, może komar go kąsnął? - Co za fujara, skończyłeś wyć? - tego tylko brakowało Justynce do szczęścia. - Co ty, ja tak zawsze wyję, bo ja jestem w tych sprawach jak zwierzę! - Pujak nie pierwszy raz tłumaczył się z wypadku i miał w tym już niezłą wprawę. Spodnie wreszcie opadły na trawę a trolle wytęrzyły uwagę gdy... - Justyna!!! Justyna!!!! Gdzie jesteś zarazo!!! - głos dobiegł z oddali ale wyczulone ucho Justynki rozpoznało go od razu: - Tato idzie! Uciekaj rowem! Młodemu Pujakowi nie trzeba było tego powtarzać, błyskając zadkiem ze spodniami w ręku znikł wśród knieji, o mało nie rozdeptując Drutta! - Tu jestem tatku! Co się stało? - Justynka wyszła na przeciw ojcu. - Zabiję cię dziewko! Matka znalazła chłopskie majtki w stodole! - stary Trąba był moralnym człowiekiem i na myśl czego dopuśćiła się jego jedyna córka z wściekłości mało nie rozwalił stodoły. - A co ty tam córuś robiłaś w tych krzakach? - każdy był kiedyś młody więc i tato Trąba pamiętał też skąd się wzięła Justynka. - Siku tatku, wracajmy do domu - nie chodziło tu o dobro taty ale o to aby nie robić zbiegowiska. Kto to widział dziewczyna ma pietnaśćie lat, a tato sprawdza co robi na dyskotece! Koleżanki zaśmiały by się na śmierć! - Czyje to majtki matka zanalazła! Gadaj mi tu zaraz! - stary Trąba nie zapomniał po co przygnał tu w kapciach z domu bijąc rekord wsi na osiemset metrów. - To pewnie Burek przyniósł z... - Justynka pomyślała że kogoś zabije! Jak można zapomnieć majtek po figlach! Fakt że nie jeden nie mógł nadziwić się jej umiejętnościom ale od tego zapomina się języka w gębie a nie majtek w sianie. - Pewnie od Draw... - Nie wiadomo jak potoczyła by się rozmowa dalej gdyby nagle nie grupa chłopców która uznała seniora Trąbe za doskonały obiekt drwin: - Te dziadek! Fajnie dyma się twoją córkę! - Co powiedziałeś smarku... - tego już było dla kochającego taty za wiele. - Smarku? No to dziadek doigrałeś się wpierdolu... - to była świetna okazja aby udowodnić światu że pięciu może dokopać z powodzeniem jednemu. Niestety nie był to najlepszy pomysł dla tych młodzieców. Doskoczyli aby wziąć "dziadka na laczki" ale tu spotkała ich niemiła niespodzianka! Jak grom z jasnego nieba w ręku Trąby pojawił się przekazywany z ojca na syna orczyk. Śmiech napastników zlał się ze świstem postrąków i dwóch z nich zwaliło się w rów. Pozostali przystanęli zaskoczeni i to wystarczyło aby wirując nad głową orczykiem senior Trąba wdarł się w ich szeregi, kolejny cios powalił trzeciego i mimo nagłego odwrotu postronek sięgnął czwartego pechowca: - zwieracz nie wytrzymał... - Józek. Biją mnie!!! - ryk rozpaczy wdarł się na salę balową i kilkunastu Józków zerwało się z krzeseł, parkietu i podłogi, powstał spory tłok w drzwiach. - Józek! Tam są! Jest ich siedmiu - wskazując palcem niedoszły pogromca emerytów wskazał na stojącego na środku drogi niczym Achilles Witolda Trąbę. Właściwy Józek do którego adresowany był krzyk pokręcił z niedowierzaniem głową i rzekł do brata: - Dokopał ci ten dziadek fujaro niedorobiona? A co tu tak od ciebie śmierdzi? To nie był "zwykły" Józek! Od jego ulubionego filmu który oglądał przynajmiej dwa razy w tygodniu zwano go "Rambo". "Rambo" myślał powoli ale węch miał dobry, więc jego brat aktualnie-nieborak odsunął się i wyszeptal ze wstydem: - Pewnie ktoś nasrał do rowu... Rozległy się śmiechy i drwiny: - Młodego "Rambo" obił jakiś dziadek! Aż się posrał w gacie!!! - doleciał głośniejszy krzyk który nagle się urwał, "Rambo" zdzielił klienta pałą do zadym którą durni amerykanie stosują do jakiejś ichnej gry! - Zamknąć pyski!!! Nikt nie będzie śmiał się i bił Glucwiaków! - ze słowami tymi skierował sie w stronę pobojowiska. Dziwne ale trzej goście leżeli nadal udając że są nieprzytomni, a ich pogromca wskazując na nich rzekł do Justynki: - Jak dopadnę tego kto zostawił te majtki to zrobię mu jeszcze gorzej... - Stary pierdlu zadarłeś z Glucwami - wychrypial "Rambo" klepiąc pałą w rękę: - Pora na "pierwszą krew"! Mówiąc to zamachnął się bez ostrzeżenia aby zakończyć sprawę szybko i wracać do picia winka. Nie było to zbyt mądre gdyż Trąba sparował cios bez trudu a postronek chlasnął kolejnego fatyganta do bójki przez łeb. "Rambo" potrząsnął w niedowierzaniu głową i cofnął się aby zmienić taktykę natarcia. Stary Trąba nie kwapił się do walki ale zakręcił orczykiem takiego młyńca, że Wołodyjowski przy nim wyglądał by jak miś Uszatek przy Terminatorze! - O ty skurwielu!!! - "Rambo" natarł raz jeszcze ale Trąba cofnął się nagle i pała śmigła w powietrzu, mściciel stracił równowagę, to był drugi i ostatni błąd w tej walce: orczyk opadł na głowę młodziana a ta odmówiła kontaktu z rzeczywistośćią. Ciało bez ducha zwaliło się na asfalt. - Który jeszcze chce w dupę - huknął donośnie pogromca Glucwiaków, a tłum gapiów rozwiał się jak forsa w banku Bagsika. - Justynka, w domu pogadamy o tych majtkach - tato jak gdyby nigdy nic wskazał córce drogę do domu i znacząco oparł orczyk o ramię, z postronka kapała krew. - Toż mówiłam tacie że pewno Burek przyniósł te majtki... - A pełnego kondoma też Burek przyniósł?... Dyskoteka jak gdyby nigdy nic rozbrzmiewała muzyką, młody Pujak z ulgą wyszedł z rowu i wzruszywszy raminami powlekł się na salę. Po zniknięciu Trąby wstali też trzej powaleni jako pierwsi zadymiarze, ocucono "Rambo", młody "Rambo" poszedł przebrać bieliznę a jedna z koleżanek Justynki z powodzeniem zastąpiła ją w testowaniu zawieszenia "malucha", gdy już pojawił się tak oczekiwany przez nieobecną Justynkę chłopak. - Aleto dydłoteka! - szepnął przejęty Konofał. - A jak tańcwalą! - dodał równie przejęty Drutt: - Aże krew pryska... Lepiej takim nie wchodzić w drogę! Bełt pokiwał w zamyśleniu głową i bez słowa ruszył w stronę "ich" mostu na przełaj przez las. - A tyto czego cieszysz ozór? - zapytał Konofał Drutta. Zagadnięty wyciągnął łapę w której zaróżowił się jakiś materiał: - Zwiąłem to tej Ludaczce jako wyskoczyła w pośpiechnośći z krzaków do tego z łórcykiem. Jak okarzę to trolką to nawetto Niećwolka będuie mi rada! Ech! Jak ja ją zachytnę od zada... Ciekawę tylko jak wytłumaczy nieobecnoŚĆ majtek tacie Justynka: - Burek porwał?! zygAK-47