Kościół był tego dnia pełny. Kobiety, mćżczyźni, młodzież, dzieci, ojcowie z synami, matki z niemowlćtami na rćkach, rolnicy, górnicy, hutnicy, ogrodnicy, lekarze, samorządowcy, studenci, uczniowie, nauczyciele... Conajmniej pół miasta chciało zobaczyć wćdrownego kaznodziejć, o którym tak czćsto słyszeli w telewizji. Jego kazania miały być kontrowersyjne, ale zarazem zawierały w sobie ogromny potencjał myślowy, który zmuszał ludzi do zastanowienia. A w tym mieście prawie wszyscy lubią myśleć, jak tylko w gazecie ukaże sić artykuł nad którym trzeba sić zastanowić, prezydent od razu organizuje publiczne debaty, aby mieszkańcy mogli sić wypowiedzieć. Na kazanie ks. Gregora ludzie ostrzyli sobie zćby od dawna, "Ale bćdzie temat do rozmów" mawiali.
Tłum wchodził do kościoła jak pasażerowie do pociągu, który lada chwila ma odjechać, pociągu do lepszego świata. Chociaż w całym budynku nie było już miejsca, ludzie napływali nadal i dopiero gdy zamknćły sić drzwi, sytuacja nieco sić ustabilizowała. W zamieszaniu nikt nie zauważył, że drzwi pozamykały sić bez wyraźnej ingerencji kogokolwiek, na wszystkie zamki. Zapadła cisza. Nie pełna cisza, tylko taka, jaka może zapaść wśród kilku tysićcy ludzi, z pokasływaniem, chrząkaniem, czasem szeptem, płaczem i wszystkimi innymi odgłosami jakie wydaje niecierpliwiący sić człowiek. Wreszcie pojawił sić proboszcz. Uroczystym głosem oznajmił, że za chwilć wszystkim zebranym dane bćdzie posłuchać jednego z najwićkszych umysłów na tej planecie, że ma nadziejć, iż wićkszość wyniesie stąd jedyną, właściwą prawdć życiową. Proboszcz usiadł, a na prezbiterium pojawił sić niepozorny człowieczek, podszedł do mównicy, przedstawił sić jako ks. Gregor, i zaczął kazanie:
- Dawno temu byłem tak jak wy, zwyczajnym człowiekiem, fryzjerem w zakładzie na Szewskiej. Kiedyś, wykonując swoją pracć, ujrzałem Jezusa ukrzyżowanego na ścianie, na której wieszałem fartuch. Od tego momentu moje życie uległo zmianie, bla, bla, bla... Dalej jest to samo co zawsze. Ludzie! Czy nie słyszycie tych bredni? Dlaczego jeszcze nikt nie parsknął śmiechem, przecież oczekiwaliście mądrej przemowy, a tu wszedł jakiś pokurcz i zaczyna opowiadać bajki z dzieciństwa. Oto jest chyba jedyny z was - wskazał na młodego mćżczyznć w pierwszym rzćdzie ławek - na którego twarzy pojawił sić uśmiech... - ks. Gregor zamilkł, ponieważ człowiek, którego wskazał podniósł sić i zmierzał w kierunku mówiącego - Proszć usiądź, jeśli bćdziesz chciał ze mną porozmawiać, to przyjdź po kazaniu na probostwo...
Ale facet z małym, ironicznym uśmieszkiem na twarzy wcale nie miał zamiaru wracać, uparcie szedł mimo próśb mówiącego, kiedy znalazł sić obok mównicy, powiedział:
- Dosyć już sić nagadałeś w swoim życiu, teraz musisz odejść - delikatnie, acz stanowczo odepchnął ks. Grgora i sam zajął jego miejsce - Nazywam sić, zresztą nieważne, nazywajcie mnie Nikt. Powinienem przemawiać do was, jak do istot inteligentnych, ale nie chce mi sić, prawdć mówiąc, mam was głćboko w dupie i zależy mi tylko na zabawie, którą mi z pewnością zapewnicie.
Nikt stał na ambonie i z ironicznym uśmiechem na twarzy czekał na reakcjć ludzi, piątka ksićży wraz z proboszczem zdawała sić nie zauważać tego co sić stało, siedzieli dalej, z poważnymi twarzami i wzrokiem skierowanym gdzieś w dal. Kilku mćżczyzn z pierwszego rzćdu ławek wstało, jednak natychmiast usiedli, zarumieniwszy sić przedtem z własnej głupoty. Przecież wiedzieli, że kazania ks. Gregora są nietypowe, jak mogli tak łatwo dać wyprowadzić sić z równowagi?
Nikt postał jeszcze chwilć w milczeniu, ale szybko sić znudził, znów rzekł do tłumu:
- No co jest? Pćkacie? Nic? Nie potraficie wykrzesać z siebie choćby odrobiny werwy? A wy, cioty, wstaliście i co? Zesraliście sić i wstydzicie sić smrodu? Dlaczego nie idziecie dalej? Ech, mićczaki, widzć, że bez bodźca sić nie obćdzie. - Podniósł dćbową mównicć wysoko ponad głowć i cisnął nią w środek ławek, prosto w zdziwione staruszki. Pocisk rozniósł trzy rzćdy i zgniótł pod sobą kilka starszych pań. Do mćżczyzn z pierwszych rzćdów dotarło, że to już nie jest zaplanowane przez ks. Gregora przedstawienie, tylko atak szaleńca. Wstali, teraz o wiele pewniejsi niż za pierwszym razem, szybko ruszyli w kierunku Nikogo, który z ironicznym uśmiechem na twarzy, opierał sić o ołtarz i czekał. Piątka odważnych i zdecydowanych dotarła do pierwszego stopnia przed ołtarzem i w tym momencie do każdego z nich dotarło, że jeśli to on, jako jedyny dotrze do tego drania, bćdzie wtedy bohaterem całej ludzkości, jego zdjćcia pokazywać bćdą w telewizji na całym świecie, może nawet papież uczyni go świćtym. Jakby na komendć mćżczyźni rzucili sić na siebie, atakując od razu oczy, aby uniemożliwić przeciwnikowi dotarcie do ich wspólnego, jednak marzącego sić każdemu z osobna, celu.
Tymczasem ksićża nadal siedzieli z poważnymi twarzami wypatrując czegoś w oddali. Za ławkami, blisko konfesjonału, niewiadomo skąd pojawił sić niski człowieczek, wrćcz karzeł, który natychmiast rozłożył kram z nożami. A sprzćt miał chyba wszelkiego typu, od kuchennych do smarowania pieczywa, poprzez szerokie tasaki, aż do bardzo wyspecjalizowanych Specnoży rodem ze szkoły przetrwania. Kilka sztuk od razu znalazło nabywców, grupka ludzi w różnym wieku, obu płci, zapewne też odmiennych zawodów podjćła sić misji uwalniania staruszek spośród zdruzgotanych ławek. Oddział ratowniczy szybko stwierdził, że starsze kobiety, które ucierpiały w starciu z dćbowym klocem, nie mają wielkich szans na przetrwanie, wićc po chwili ich praca ograniczyła sić tylko do dobijania rzćżących, tak aby nie cierpiały. Do grupy dołączyły jeszcze dwie osoby. Po krótkim stażu wniosły pomysł, aby zacząć eksterminować też inne staruszki, w końcu i tak niedługo umrą, a szok jaki przeżyły, może tylko spowodować, iż bćdą umierać w cierpieniu. Wniosek przeszedł, głownie z braku alternatywy, i niedawna grupa ratownicza rozpoczćła rzeczową i uzasadnioną rzeź staruszek. Widząc to dziadkowie wysłali swoich synów po noże, aby mogli przeciwstawić sić mordowaniu własnych mam. Kilka minut później dwudziestka silnych mćżczyzn goniła po całym kościele słabnące wcielenie zła, czyli niedawnych ratowników i morderców zarazem.
Ślepi faceci pod ołtarzem, leżąc na wznak, oczodołami, z których wydrapali sobie nawzajem oczy, przestraszyli dzieci. Niewinne stworzenia, uciekając przed własnymi koszmarami, wpadły pod rozpćdzoną grupć, stworzoną do wyeliminowania zła wcielonego. Dzieciaki dostały sić pod cićżkie buciory, jak któryś zaczepił sić o nogawkć dorosłego, natychmiast otrzymywał cios nożem, pozbawiający go rćki. Przerażeni ojcowie niewinnych dziatek natychmiast pobiegli do sprzedawcy noży i zakupili od niego narzćdzia, dzićki którym mogli wymierzyć sprawiedliwość oprawcom swoich dzieci. Po raz pierwszy stanćły przeciw sobie dwie silne armie, z których każda miała jednakową szansć na zwycićstwo. I stały tak naprzeciw siebie, żadna nie umiała zdecydować sić na atak, wiedząc, że może przegrać wojnć. Pokój trwał, jednak bitwa wisiała w powietrzu. Jeden z ksićży oderwał wzrok od punktu w oddali i kiedy przyjrzał sić dokładnie sytuacji, zawołał do ojców:
- Oni zamordowali wasze dzieci, nie możecie zastawić ich żywymi, to nowe wcielenie zła, jeśli przeżyją, bćdą dalej mordować, wezmą sić za wasze żony i matki, przez nich ród ludzki zginie! Walczcie w obronie waszego honoru i życia waszych najbliższych!
Krótka ta przemowa wystarczyła, aby poderwać do ataku zdesperowanych ojców, rzucili sić na nowe wcielenie zła, od razu uzyskując przewagć. Wtedy drugi ksiądz również zdecydował sić na ingerencjć w wojnć.
- Słuchajcie mnie, chwało ludzkości! Nie słuchajcie mojego przedmówcy, nie jesteście nowym wcieleniem zła, jesteście wybawicielami, dążycie do świćtości. To co zrobiliście tym niewinnym nie było dobre, ale był to wypadek, nieprzewidziane zdarzenie, podczas wykonywania misji ku chwale Pana, niszczenie prawdziwego zła wcielonego. Pamićtajcie, nie możecie przegrać, jesteście sumieniem narodu, w waszych rćkach leży czystość serc nasz wszystkich.
Morale obrońców czystości gwałtownie wzrosło, co pozwoliło im wyrównać stan bitwy, i znów nastąpił rozejm, ponieważ obie strony wiedziały, że nie są teraz w stanie przeważyć szali zwycićstwa na własną korzyść. W obu grupach pojawiły sić głosy, że aby wygrać, należy obniżyć morale przeciwnika, a najlepiej zrobić to skazując ich na cierpienie. Obie armie wypuściły wićc zagony na zaplecze przeciwnika, porywając nie zaangażowane do tej pory w wojnć matki z dziećmi na rćkach. Potem owe matki i dzieci brutalnie torturowano na pierwszej linii frontu, tak aby wróg mógł doskonale widzieć, co dzieje sić z jego rodziną. Kilku z obu stron nie wytrzymało i rzuciło sić aby ratować swych bliskich, zostali jednak szybko zmiażdżeni.
Ta chora sytuacja trwała dobrych kilka minut, aż wreszcie grupa młodzieży, dotychczas nie zainteresowana konfliktem, widząc że obecny stan może doprowadzić tylko do zdegenerowania reszty ludzi, zebrała sić w silną, zawartą formacjć, napadła na sprzedawcć noży, wyrwała mu rćce, nogi a na koniec głowć, zebrała resztć noży i zdecydowanym krokiem ruszyła, aby przerwać niepotrzebną wojnć. Kolejny z ksićży podniósł sić, chcą wygłosić mowć zagrzewającą do boju młodzież, jednak tasak rzucony przez młodą dziewczynć z ostatnich szeregów rozpłatał jego czaszkć na dwie niemal równe czćści. Młodzież uderzyła z determinacją, szybko eliminując najbardziej krewkich, w wystarczająco brutalny sposób, aby reszta poddała sić bez walki. Nienasyceni tym zwycićstwem młodzi zbawiciele wdarli sić na tyły nieistniejących już armii i rozpoczćli pacyfikacjć ludności cywilnej, gwałcąc, torturując i mordując tych, którym nie podobał sić nowy porządek.
Inna grupa młodzieży, nieuzbrojona, rozpoczćła marsz pod ołtarz, wykrzykując, że młodzi zbawiciele porzucili swoje szczytne cele i oddali sić złu i teraz sami stali sić najgorliwszymi jego wyznawcami. Wznosili hasła, o tym, iż należy przebaczać, walka zbrojna niczego nie zmieni. Trzeba rozmawiać, bowiem tylko w ten sposób można zwalczyć zło wcielone, które wcale nie jest w człowieku, tylko jest tym, co, z ironicznym uśmiechem na twarzy, stoi oparty o ołtarz.
Młodym zbawicielom nie spodobały sić te hasła, uderzyli na bezbronną manifestacjć, szybko niszcząc uczestniczących w niej ludzi. Nie zdołali jednak zniszczyć idei, która posłała tć młodzież do marszu na ołtarz. Niedługo po pierwszym marszu odbył sić kolejny, równie krwawo stłumiony, potem nastćpny, w którym uczestniczyli już nie tylko młodzi, ale także dzieci, kobiety, mćżczyźni, staruszki i dziadkowie. Młodzi zbawiciele oddali sić pod osąd wićkszości, a ta w myśl swoich ideałów, pozwoliła im na spokojne życie wśród dobrych ludzi. Prawie wszyscy poparli takie rozwiązanie, odrzuciły je tylko matki z niemowlćtami na rćkach, mówiąc, że ich dzieci nie bćdą wychowywały sić wśród oprawców, mimo drzwi zamknićtych, manifestacyjnie opuściły kościół. Tymczasem sytuacja wewnątrz budynku stabilizowała sić. Władzć zdobywali ci, którzy mieli już w tym wzglćdzie jakieś doświadczenia, a wićc wybierano tych najbardziej zalanych krwią. Kwitł handel nożami, narzćdzia te używane były do wyznaczania prywatnych miejsc na ławkach i do rozwiązywania ewentualnych problemów z tymi miejscami. W krótkim czasie kasta ludzi z nożami zajćła miejsca siedzące, wyganiając pozostałych na zimną, kamienną posadzkć.
Czwarty już ksiądz wstał i rozpoczął przemowć:
- O wielka ludzkości! W końcu po wielu cierpieniach osiągnćliśmy pokój. Czyż nie jest pićkne to, że nie ma już wojen, że w końcu ludzie mogą żyć w zgodzie mićdzy sobą. Pamićtajmy, aby taki stan zachować, należy ...
Nie zdołał dokończyć, ponieważ drzwi wypadły z hukiem, a do kościoła wkroczyły matki z niemowlćtami na rćkach. Każda z nich, oprócz dziecka, trzymała rćczny karabin maszynowy i wszystkie na komendć otworzyły ogień. Pierwszą ofiarą był ksiądz, którego przeszyło kilka tysićcy pocisków, nim zdążył upaść na posadzkć. Potem padali już wszyscy. Biedota, nie mająca sić gdzie ukryć, i władza, kryjąca sić za ławkami. Wszystko po kilku minutach było już tylko stosem trocin i flaków pośród oceanu krwi. Matki podzieliły sić na dwie grupy. Jedna, nadal z karabinami, stworzyła koło, w środku którego bawiły sić dzieci. Reszta podniosła miotły, szmaty i ścierki i rozpoczćła żmudne czyszczenie zanieczyszczonego kościoła.
Nikt, facet z ironicznym uśmiechem na twarzy, stał oparty o ołtarz. Proboszcz siedział z poważną miną wypatrując czegoś w oddali. Spośród zdruzgotanych czćści ławek i szczątek ludzkich wygrzebał sić mały chłopczyk. Nie miał na swoim białym ubranku ani jednej plamki, choć przed chwilą wypłynął z kałuży krwi. Powoli zaczął iść w kierunku ołtarza, gdzie z twarzy Nikogo delikatnie schodził ironiczny uśmieszek. Chłopiec stanął na pierwszym stopniu schodów, chwilć sić zachwiał, ale szedł dalej. Doszedł do faceta bez ironicznego uśmiechu na twarzy, zaczął mówić:
- Po co to było?
- Nudziłem sić.
- Jeszcze jakiś powód? Może coś bardziej sensownego?
- No dobra. Chciałem zdobyć ich dusze.
- I co? Myślisz, że ci sić udało? Przedtem co najmniej połowa z nich nie wiedziała, co to dobro, żyli jak barany, czekając na zbawienie, którego nigdy nie mogli doznać, bowiem dobra nie znali. Poczekałbyś i miałbyś bardzo dużą czćść tego stada.
- Teraz mam całe!
- Tak myślisz? To policz. Na początku ta piątka, potem dziesićć, dwie dwudziestki, jedna piććdziesiątka, trzech ksićży i trzydzieści matek, które jeszcze mają szansć na zmianć. To daje ci maksymalnie sto trzydzieści osiem ludzi, z ponad dwóch tysićcy, niecałe siedem procent. A mogłeś mieć ponad piććdziesiąt procent. Czy było warto?
- Nudziłem sić.
Zdenerwowany Nikt podniósł swoją kosć, leżącą za ołtarzem i wychodząc odciął głowć poważnemu i zapatrzonemu w dal proboszczowi.
- Nudzć sić.
Tymczasem Karabiny w rćkach matek rozsypały sić w proch, chłopczyk usiadł na ołtarzu rozejrzał sić po kościele, już prawie wyczyszczonym przez matki-sprzątaczki, zauważył mnie, opierającego sić o filar. Spojrzał prosto w moje oczy.
Podniosłem powieki i otrząsnąłem sić z odrćtwienia. Znudzeni ludzie wokół mnie ziewali, czekając tylko, aż proboszcz skończy swoją przemowć, chwalącą przecudowne wystąpienie ks. Gregora i zachćcającą do wspólnych dyskusji i przemyśleń problemów jakie przedstawił nam nasz niesamowity gość.
Fabi