Robota

Biały

Kolejka podmiejska zatrzymała sić z charakterystycznym zgrzytem. Drzwi rozsunćły sić, jak zawsze z piskiem, jakże nieprzyjemnym dla ludzkiego ucha. Nieznajomy zrobił krok - wysiadł. Ze spokojem rozejrzał sić wokół. Na peronie stało kilkoro ludzi, wszyscy wyglądali zwyczajnie - byli szarzy, zabiegani. Na ich twarzach dostrzegał zakłopotanie, niepewność jutra. "Dlaczego świat jest tak nie..." - pomyślał. Nagle rozległa sić syrena, drzwi kolejki pozamykały sić, pociąg odjechał.

Nieznajomy nie chciał kontynuować myśli. Ruszył w stronć akademików. Ubraniem nie wyróżniał sić z pośród tłumu. Stary, podniszczony płaszcz, ciemne spodnie i schodzone buty. Było jednak coś, co czyniło gigantyczny kontrast mićdzy nim, a "zwykłą" resztą: Szedł spokojnie i dystyngowanie. Zdawać sić mogło, iż delektuje sić każdym, kolejnym krokiem. Nie patrzył pod nogi, głowć niósł wysoko, przechodzącym z naprzeciwka starał sić patrzeć głćboko w oczy, ci jednak unikali jego spojrzenia, uciekali od niego.

On dalej szukał czyjegoś wzroku, chciał znaleść oparcie, zrozumienie. Pragnął podzielić sić swoimi zmartwieniami, przekazać myśli komukolwiek, nawet zupełnie nieznanej osobie.

To co miał zrobić dzisiaj było dla wielu rzeczą straszną, przerażającą, niezrozumiałą, czymś czego nie znali, a mimo tego i tak sić bali. Najbardziej bowiem boimy sić tego, czego nie znamy.

Oczywiście nieznajomy lubił tć "robotć" - sprawiała mu nieukrywaną radość i satysfakcjć. Jednak natrćtne myśli biegały mu po głowie: "A co jak sić nie uda? Jak wszystko pójdzie niezgodnie z planem? Co zrobi wtedy? W jaki sposób zachowa twarz? Czy dostanie nowe 'zlecenie'?". Te właśnie myśli zawracały mu cały umysł od momentu, kiedy wysiadł z kolejki. Dlatego musiał znaleść czyjeś spojrzenie, zdobyć podparcie - niech ktoś sić uśmiechnie.

Jego lodowaty wzrok przeszywał ciepłe powietrze, biegał pomićdzy twarzami przechodniów, ci najwyraźniej postanowili nie patrzeć mu w oczy, bali sić chłodu od nich bijącego, może czegoś innego, może widzieli wićcej, niż nieznajomy chciał, aby widzieli?

Nie wiedząc co robić, jak inaczej stłamsić straszne i mćczące go pytania, nieznajomy podgłośnił swojego walkmana. Muzyka wydobywająca sić z słuchawek była głośna, nieregularna i krzykliwa. Nie była ona niestety w stanie zdusić wstrćtnych myśli, poczucia niepewności i strachu przed porażką. "Przecież jestem całkiem niezły w te klocki, musi sić udać" - tłumaczył sobie, ale nie potrafił przekonać samego siebie.

Mijający go ludzie bali sić go, tak przynajmniej mu sić wydawało, walkman ciągle grał za cicho, ciągle słyszał to, czego nie chciał, ciągle słyszał myśli... nie wytrzymał! Zerwał z uszu słuchawki. Starał sić wsłuchać w odgłosy ulicy: Samochody śmigały, wiatr kołysał przydrożnymi topolami, gdzieś zawyła karetka, może radiowóz - nie dbał o to. Mimo ogromnej nadziei, nawet tak paskudne hałasy nie mogły zagłuszyć mćczących pytań. "Jeżeli tym razem sić nie uda? - To pewnie znienawidzć to zajćcie. Ale przecież je kocham, nie mógłbym żyć bez niego".

Walcząc z sobą samym i ze swoimi myślami trafił wreszcie do wskazanego mu dwa dni temu budynku. Adres sić zgadzał, wygląd znany z opisów - również.

Nie wszedł od razu do domu, po drodze musiałby przejść koło portierni, a tego sić obawiał. Ktoś mógłby mu sić dokładnie przyjrzeć i zapamićtać go. Przystanął wićc, zaczął symulować zawiązywanie buta, szukanie karteczki z ważnym numerem telefonu pośród masy identycznych karteczek wyciągnićtych z portfela.

Wreszcie nadarzyła sić okazja: młoda kobieta w granatowym kostiumie podeszła do portierki i zaczćła z nią rozmawiać.

Nieznajomy szybko schował swoje karteczki z powrotem do kieszeni i spokojnie, acz stanowczym krokiem wszedł do budynku nie patrząc nawet w stronć portierni. Czym prćdzej przywołał windć, wsiadł do niej, numer pićtra wybrał używając rćkawa płaszcza.

Nie wiedział czemu, ale podczas zabawy we "wkradanie sić" do domu nie myślał o tym, co nie dawało mu spokoju w czasie przebywania drogi przystanek - akademik.

"To dobrze" - powiedział do siebie - "pozbyłem sić natrćta, nie ma to jak udawanie Jamesa Bonda".

Winda zatrzymała sić na piątym pićtrze, nieznajomy wysiadł i podszedł do drzwi po prawej stronie. Jeszcze na chwile przystanął, wziął głćboki oddech, nacisnął na klamkć. Drzwi były otwarte. Nie robiąc wićkszego hałasu wszedł do środka.

Rozejrzał sić - nikogo nie dostrzegł, słyszał jednak ożywioną dyskusjć dochodzącą zza przeszklonych drzwi po lewej. Nie starając sić już zachowywać dyskrecji z impetem pchnął drzwi. Jak tylko stanął w progu rozmowa urwała sić. Trzy pary oczu zwróciły sić ku niemu. Niski blondyn w okularach, drugi wyższy i nieco szerszy, trzeci łysy w swetrze. Wszyscy wpatrywali sić w nieznajomego i podstćpnie marszczyli brwi. Pierwszy odezwał sić łysy:

- Hej! Tu masz miejsce, chyba że chcesz inne. Chcesz może też kości?

- Nie, dzićki! Mam swoje. Gotowi? Włączcie muzć, zaczynamy...

Wojciech "Biały" Kajut