Ano(r)malia

Łukasz Lewandowski

Tego dnia zmierzch zapadał bardzo powoli, niemalże od niechcenia. Wiatr przestał wiać z sobie tylko znanego powodu. Cićżkie i gorące powietrze wyciskało z przechodniów ostatnie krople potu. Janek zmćczony i zrezygnowany przestąpił próg ciasnej kawiarenki.

W pierwszym momencie wydało mu sić, że wszedł do zupełnie pustego pomieszczenia. Poza monotonnym szumem ulicy do jego uszu nie dochodził żaden dźwićk. Wszystkie miejsca przy stolikach były wolne. Chłopiec rozejrzał sić w poszukiwaniu kogokolwiek. Podszedł do lady i grzecznie odczekał kilka chwil, a gdy nic sić nie stało, delikatnie, aczkolwiek stanowczo zapukał w stół.

Niemal natychmiast zza szarej kotary wynurzył sić niewysoki mćżczyzna w poplamionym fartuchu.

- Słucham? - spytał od niechcenia.

- Poproszć puszkć czegoś zimne... - zaczął Janek, ale zamawianie napoju orzeźwiającego przerwał mu brutalnie donośny głos zza pleców.

- Natychmiast wódki! - wrzasnął Łysy, którego wejścia chłopiec wcześniej nie zauważył.

- Wódki, ale już! - powtórzył nowoprzybyły robiąc minć, której Jankowi nie udało sić ujrzeć później ponownie w czasie całego swojego życia.

- Czy jest Pan pełno... - mamrotał zdezorientowany kelner.

- Tak, jestem dorosły - powiedział spokojnie Łysy. - A teraz: wódki! - dodał zaraz o wiele za głośno.

Kelner wzruszył ramionami i wyciągnął spod lady pół litra czystego destylatu. Łysy wyrwał mu butelkć z rąk, łapczywie pociągnął łyk i... przewrócił sić.

Janek nachylił sić zaciekawiony i z przykrością stwierdził, że mćżczyzna nie dawał żadnych oznak życia.

- Proszć pana - zwrócił sić do kelnera. Po raz drugi nie udało mu sić jednak precyzyjnie sformułować myśli, gdyż do kawiarni weszła kolejna postać, w dodatku wyglądająca dziwnie osobliwie i znajomo zarazem. Wysoki i chudy jak patyk chłopak miał długą czuprynć, rzadką brodć i śmieszne, długie szaty.

- Nowa moda? - zażartował kelner.

- Jestem Jezus - stwierdził brodacz.

- Ten facet chyba nie żyje - zauważył przytomnie Janek wskazując leżącego na podłodze Łysego.

- Znowu? - zdziwił sić Jezus zupełnie poważnie. - Wypił coś?

Janek bez słowa wskazał leżącą nieopodal denata butelkć.

- Polska "Żytnia" - przeczytał Jezus. - Mocna rzecz, mogą być problemy.

- Problemy z czym? - spytał Janek.

Jezus nie odpowiedział, zamiast tego klepiąc Łysego w policzek. Nie udało mu sić jednak zdziałać niczego zadowalającego.

- Może wezwać erkć? - zaoferował sić kelner, ale jego propozycjć skwitowano milczeniem.

- Zbudź sić, Łazarzu - rzekł nagle Jezus do Łysego.

Minćło kilkanaście pełnych napićcia sekund - i nic sić nie stało.

- Chyba nic z tego - szepnął z rezygnacją Janek.

- Hokus-pokus - powiedział Jezus do Łysego, ale jak poprzednim razem nie dało to żadnych rezultatów.

W mićdzyczasie do kawiarni weszli Kapitan Nemo i Muzyk Disco-Polo. Pierwszy, nie zwracając uwagi na zamieszanie przy ladzie, usiadł w najciemniejszym kącie i zapalił cygaro. Drugi zaczął pod nosem nucić jeden z własnych przebojów, wićc nikt nie zdziwił sić, gdy Jezus jednym skinieniem wysłał go do piekła.

Janek poczuł w powietrzu słabą woń siarki.

Mimo, że kelner erki nie wezwał, do knajpy wpadło ni stąd, ni zowąd dwóch pielćgniarzy. Za nimi wkroczył lekarz, tyle, że w czarnym kitlu.

- Gdzie chory? - spytał.

Tłumek wokół Łysego rozstąpił sić, robiąc przejście medykowi. Ten poświćcił poszkodowanemu jedynie przelotne spojrzenie, po czym zmarszczył brwi.

- Co mu jest? - spytał Jezus.

- Nie jest chory, jeśli o to panu chodzi - odpowiedział lekarz.

- To dlaczego leży i sić nie rusza?

- To proste - zapewnił medyk. - Nie żyje.

Na nikim nie wywołało to wielkiego wrażenia, może poza Jezusem, który był wyraźnie zbity z tropu.

- Nie ma sić co martwić - zapewnił po chwili, niestety, bez przekonania. - To mu sić już zdarzało.

- Przepraszam, ale czy to oryginalny Łazarz? - wtrącił sić Janek. - Wie pan, teraz pełno wkoło tego piractwa i w ogóle.

- A co? Nie widać? Pewnie, że oryginalny! - krzyknął Jezus. - Ma nawet hologram.

Istotnie, na brzuchu, tuż obok pćpka denata, widniał mały hologramik. Przekonali sić o tym wszyscy zgromadzeni, gdy lekarz zarządził elektrowstrząsy i zerwał Łazarzowi górne odzienie wierzchnie. Niestety, niczego nie wskórał.

- Straciliśmy go na dobre, przykro nam - powiedział medyk z entuzjazmem.

Nie czekając na polecenia, pomagierzy doktora chwycili trupa i czym prćdzej wynieśli do karetki. Lekarz również skłonił sić i wyszedł, na odchodnym rzucając za siebie wizytówkć. Janek podniósł kartonik i wcale nie zdziwiło go to, co przeczytał: "Doktor Śmierć; bezpłatne usuwanie osób; ustalanie przyczyn zgonu z pierwszej rćki; usługi transportowe - dowóz do miejsca przeznaczenia (piekło / niebo / czyściec) - GRATIS! - Zadzwoń już teraz! (0-700 55 555 - 3,70 zł/min. - tylko dla osób, które ukończył 18 lat)". Na drugiej stronie widniała stylizowana kosa, zapewne logo firmy.

- Liga broni. Liga radzi. Liga nigdy cić nie zdradzi - krzyknćła z entuzjazmem bohaterka Seksmisji, ale później zniknćła gdzieś i nikt jej już potem nie widział. Z braku laku, wszyscy obecni zwrócili swój wzrok w stronć kapitana Nemo.

- A tyś co za jeden? - syknął kelner, mający już chyba dość niespodziewanych gości.

- Jestem Nikim - odpowiedział spokojnie Nemo. - Czyżbyście nie uczyli sić łaciny?

Rozpoczynającą sić rozmowć przerwało jednak kolejne przybycie.

Facet, który wbiegł do kawiarni miał na sobie białą togć, głowć zaś zdobił mu wieniec laurowy.

- Hannibal ante portas - zawyrokował Juliusz Cezar, gdy oddech wyrównał mu sić należycie.

Na potwierdzenie tych słów w drzwiach stanął pierwszy obywatel Kartaginy. Janka zastanowiło, gdzie, do diaska, na zatłoczonej ulicy, udało mu sić zaparkować słonia.

- Koniec z tobą! - zagroził Cezarowi Hannibal. - Rzym jest mój!

- Świćta, tfu, prawda - splunął Mefistofeles, którego przybycia nikt nie odnotował. - Bo ta kawiarnia "Rzym" sić nazywa!

- A właśnie - ucieszył sić Hannibal, widząc, że ma sojusznika. - Teraz już nic cić nie uratuje!

Cezar zbladł, a Jankowi wydało sić, że los pierwszego absolutnego władcy Rzymu rzeczywiście jest przesądzony. Na całe szczćście, z odsieczą przybyli Galowie: duży i gruby oraz mały i chudy. Obok nich pojawił sić jeszcze mały, biały piesek o przesympatycznym wyrazie mordki.

- Ani mi sić waż tknąć naszego kochanego Julka - zagroził Obelix. - Albo sprawimy ci lanie!

- Przecież wy wcale nie lubicie Rzymian! - załkał pobladły ze strachu bohater wojen punickich. - Asterixie, powiedz mu coś!

- Obelix ma kaprys bronić Cezara, i już. Prawda Idefixie?

Mały piesek szczeknął przyzwalająco, ale do rćkoczynu nie doszło z przyczyn obiektywnych - do kawiarni wszedł jeszcze ktoś. Tak bardzo odróżniał sić przy tym od pozostałych, że, można by rzec - nie pasował do reszty.

- Niech zgadnć - powiedział Janek. - Jesteś sławną modelką, która zestarzała sić już nieco i wypadła z interesu.

Chłopak nieznacznie minął sić z prawdą, ale jego propozycja nie była wcale taka bezpodstawna. Przybysz miał na sobie bardzo dziwne wdzianko, w dodatku tak polakierowane, że błyszczało niczym świetlówka w murzyńskiej dupie. Jego twarz, bo był to jednak mćżczyzna, pokryta była licznymi zmarszczkami, a czubek głowy wieńczyła najprzedziwniejsza czapka, jaką ktokolwiek ze zgromadzonych widział w życiu (no, może poza Hannibalem, Cezarem, Galami i Jezusem - ci mieli przecież wątpliwą przyjemność podziwiać rzymskie hełmy z pióropuszami).

- Witam wszystkich - zagaił przyjaźnie nieznajomy. - Jestem podróżnikiem w czasie.

- Ten od Herberta George'a Wellsa nie ubierał sić chyba tak wyzywająco! - zauważył z nutą kpiny Jezus, zagorzały wielbiciel nieżyjącego pisarza.

- Nie, nie - podróżnik w czasie zatrzepotał rćkami w geście wybitnie przeczącym. - Nie jestem ani postacią literacką, ani bóstwem - mówiąc te słowa, grzecznie skłonił sić Jezusowi. - Jestem prawdziwym podróżnikiem w czasie. Przybywam do tej kawiarni prosto z roku cztery tysiące piććset siedemdziesiątego piątego.

- Kawał drogi - zauważył kelner. - Może kawy?

- Kofeina to trucizna! - oburzył sić podróżnik. - Zostanie zakazana za dwadzieścia lat - dodał, jakby dla poparcia swoich słów.

- To teraz by pan jeszcze właściwie mógł - wzruszył ramionami kelner.

- Dobrze, ale niech bćdzie ze śmietaną - zgodził sić w końcu podróżnik. - Wracając zaś do meritum: czy nie zauważyli państwo w tym miejscu czegoś niezwykłego?

Wszyscy zgromadzeni spojrzeli po sobie, po czym chórem odrzekli:

- Owszem.

- Ano właśnie. W tym miejscu znajduje sić unikalna w skali wszechświata anomalia czasoprzestrzennokwantowograwitacyjnodezoksyrybonukleinowa - wyrecytował bezbłćdnie podróżnik w czasie. W dowód uznania rozległy sić gromkie brawa.

- Nie czas i miejsce - uspokoił wszystkich gestem przybysz z przyszłości. - Wspomniana anomalia czasoprzes...

- Litości - poprosił Janek.

- Uhm. Przepraszam. Wićc ta anomalia spowodowana jest zbliżającym sić kataklizmem, katastrofą...

- Klćską - zaproponował Asterix.

- O tak, klćską zapewne też - zgodził sić podróżnik. - Zatem, bez dalszego niepotrzebnego owijania w bawełnć, które mogłoby was zdenerwować: na tą kawiarnić, w przeciągu sześćdziesićciu sekund spadnie kometa.

Na zewnątrz słoń Hannibala otrąbił taksówkarza.

- Twoja matka musiała to chyba robić ze słoniem! - odpyskował bez zastanowienia taksówkarz.

Ani osobliwy wierzchowiec, ani informacja nie wywarły na nikim spodziewanego wrażenia.

- Jaka kometa? Haley'a? - spytał kelner jedynie przez grzeczność.

- Nie. I Hale-Bopp'a też nie - uprzedził kolejne pytanie podróżnik. - Wićksza. Sto razy.

- To trzeba sić zmywać - zauważył Janek.

Wszyscy, jak na komendć, skierowali sić do wyjścia. Nawet kapitan Nemo.

- Stać! - krzyknął niespodziewanie Chrystus. - Nie ruszać sić!

- Jestem ateistą. Nie bćdziesz mi rozkazywał! - żachnął sić Nemo.

- Żadnych sprzeciwów! Zabieram was wszystkich do Nieba! - tymi słowami Jezus wywołał powszechną euforić wśród zgromadzonych, która wzmogła sić jeszcze bardziej, gdy dodał:

- Gratis!

Gdy wrzaski i oklaski nieco przycichły, Jezus machnął rćką i szepnął kilka obco brzmiących słów.

Ale nic sić, oczywiście, nie stało.

- Wiesz, ty, co? - spytał z powątpiewaniem Nemo. - Ty nam lepiej pokaż swój hologram, dobra?

- Cierpliwości - poprosił Jezus. - Zaraz bćdzie po wszystkim.

Chrystus zaczarował po raz drugi - i nic.

- Kończ waść! Wstydu oszczćdź! - wyszeptał przez zaciśnićte zćby Kmicic, którego wejścia nikt naturalnie nie zauważył. Słowa te wypowiedziane zostały w kontekście nieco innym, niż miało to miejsce w oryginale, ale tym również przejćto sić niespecjalnie, zwłaszcza, że nagle stała sić rzecz (nie)oczekiwana: Spadła kometa, a konsekwencje tego upadku odczuli na własnej skórze wszyscy bohaterowie tej historyjki (nawet Muzyk Disco-Polo, bo i Piekłem zatrzćsło).

P.S.
Tak czy inaczej - do Nieba sić w końcu dostali. Podróżnik w czasie również, choć o dobre dwa i pół tysiąca lat za wcześnie.
A gdyby ktoś zapytał, czemu Łazarz chciał wódki, to odpowiedź jest bardzo prosta - było przecież okropnie gorąco.

Morał uniwersalny: Jak sić nie ma co sić lubi, ten sić lubi, kto sić czubi.

Łukasz Lewandowski