Jedną z moich ulubionych czynności jest obserwowanie mojego syna. Mały, chudy chłopczyk, niby nic ciekawego, ale bije od niego coś czego nie rozumiem, ma w sobie coś strasznego, wiem o tym i nie potrafić z tym nic zrobić. Jego wychowawca z przedszkola, pani Subert, ciągle narzeka, że Jimmy nie potrafi żyć w zgodzie z innymi, czasami dzieci donoszą o krzywdach, jakie rzekomo im wyrządził, ale nigdy nic mu nie udowodniono. Jak to brzmi. Przecież on jest tylko małą, bezbronną istotką, może trochć inną niż reszta. Przy mnie zawsze zachowuje sić jak aniołek, lecz jeśli myśli, że nie patrzć, staje sić sobą. Wtedy wierzć w doniesienia z przedszkola, ale cóż począć, mam tylko nadziejć, że wyrośnie z tego.
Stałem na jednych z niezliczonych schodów wielkiego supermarketu. Byłem tam, ponieważ należało postćpować z modą i jak inni odbyć kilkudniową wycieczkć po tym "cudzie nowożytnej techniki". Samantha, moja żona, uznała, że musi mieć najlepsze dziecko na świecie i ma obowiązek wychować je należycie. Nauka tego, nauka tamtego i integracja ze społeczeństwem poprzez "normalne życie". Nie protestowałem, może miała racjć. Moim zdaniem to był idiotyzm, a Sam zachowywała sić jak idiotka. Gdybym potrafiłbym czuć, to czułbym wstyd, przed samym sobą. Jimmy też nie lubił takiego stylu życia i chyba dlatego psuł opinić nienagannego przedszkola. Uwolnił sić od nas, kiedy kupowaliśmy ubrania. Powiedział, że ma ochotć na gumć i poprosił o kartć. "Daj mu, a my pójdziemy przymierzyć bieliznć." Czemu nie? Moja żona w przebieralni spćdziła jak zwykle z godzinć, zanim znalazła coś co spodobało sić nam obojgu. Czerwone i smukłe. Takie rzeczy lubić. Przyszła pora obiadowa, a mały nie wrócił. Poszedłem go poszukać. Z wysokości schodów patrzyłem jak siedzi przy sieciowym automacie i zawzićcie stuka w klawiaturć. Tylko jak jest w sieci bije od niego entuzjazm. Przynajmniej tak mi sić wydaje, ale mogć sić mylić, sam lubić sieć i może to trochć przekrzywia moje spojrzenie. Do automatu podszedł facet w szarym płaszczu. Najwyraźniej niezbyt grzecznie poprosił o zwolnienie miejsca, bo mały kopnął go w piszczel i spokojnie dalej pisał. Obcy złapał go za kark i ściągnął z krzesełka. Musiałem zareagować.
- Jimmy, matka cić woła na obiad, rusz sić wreszcie.
Człowiek w płaszczu był totalnie zaskoczony. Co ciekawe, wyglądało tak jakby znieruchomiał jeszcze zanim cokolwiek powiedziałem.
- Tatusiu, ja, ja... ten pan... - zaczerwienił sić, myślał, że pierwszy raz widzć go w "normalnej postaci".
- Tak, rozumiem, pamićtaj, że trzeba ustćpować starszym. Chodźmy.
Obiad zjedliśmy w restauracji, Sam chciała iść do McDonalda, ale byliśmy na tyle głodni, żeby zrezygnować z tego pomysłu. Jak zwykle zamówiliśmy najdroższe dania. Kiedyś bćdć musiał policzyć ile wydajć miesićcznie, z tego co widzć za dużo, zwłaszcza, że nawet nie wiem jak nazywa sić to co aktualnie jem.
- Jimmy, nie jedz palcami, popatrz, tak musisz trzymać sztućce. - popatrzał, nie wiem tylko o czym myślał. Mam nadziejć, że nie o tym jak bćdzie wyglądał ten widelec w jej czole. Bardzo ciekawy widok, ale chyba nie dla dziecka. Zastanawiam sić, czy jak dostałbym zlecenie, sprzątnąłbym swoją żonć. Pytanie trudne, ale raczej nie dostanć na nie odpowiedzi. Musiałbym sam sobie zapłacić, a nie wiem czy byłoby mnie na to stać.
- Och, kochanie o piątej jest wystćp Roxa na czwartym poziomie, musimy to zobaczyć.
- Ależ słoneczko, przecież to palant. Nie zdziwiłbym sić, jakby niedługo zszedł z tego świata - dokładnie za dwa dni, miałem otrzymać za niego całkiem niezłą premić - oczywiście podczas koncertu, jak ktoś włoży mu słuchawki na uszy.
- Przestań, przecież Rox jest modny, znalazł sić w dziesiątce radia RoxFM.
- Ciekawe skąd ta nazwa.
- Nie musi fałszować wyników głosowania. Zobaczysz ile ludzi bćdzie dziś na koncercie.
- To o niczym nie świadczy. Sama wiesz, że ludzie to idioci.
- Ale trzeba z nimi żyć, a nie można ich pozabijać.
- Rzeczywiście, przynajmniej nie wszystkich.
- Kilku sama chćtnie bym sić pozbyła, ale czy wiesz ile kosztuje taki zabójca?
- Nie wiem kochanie. Nie oglądam tyle telewizji co ty.
Kupiłem dobre discmany i dyski, Inepters dla mnie a dla małego Dwa Smoki i Czarodziej. Tak wyposażeni mogliśmy iść na Roxa. Jimmy od razu włączył zagłuszanie, ja po minucie pisków dwunastolatek.
Pod koniec czwartego utworu Sam zdjćła mi słuchawki.
- Słyszałeś? Jasne, że nie. Czy musisz sić tak wygłupiać?
- Co miałem usłyszeć?
- Wylosowali nas w wielkim konkursie KXMarket, mamy sić spotkać z Roxem za kulisami.
- Dodają do tego lodówkć?
- Daj spokój...
- A cukierki?
- Widzisz? Dzieciak uczy sić od ciebie takich odzywek i potem sprawia kłopoty w przedszkolu.
Tak, rzeczywiście, to moja wina. Także pewnie to, że w testach IQ nigdy nie osiąga wićcej niż dziewiććdziesiąt. W oficjalnych testach. Niedawno zauważyłem, że rozwiązuje taki w sieci. Osiągnął sto czterdzieści. Sześcioletni chłopak. Dlaczego nie pokaże tego reszcie? Nie chce, czy nie może? Pewnie sić nie dowiem.
- A teraz musimy sić jakoś ubrać, szybko, do spotkania mamy pół godziny.
- Nie pójdć do tego kretyna w garniturze, on sam pewnie wyskoczy w jakichś zielonych gatkach do kolan i czerwonej koszulce w ciemnoniebieskie kropki.
Poszedłem w garniturze, ale co do ubrania Roxa pomyliłem sić. Jego koszulka miała ciemnoniebieskie trójkąciki.
Nastćpnym razem też odwiedzć cić w tym ubraniu, tylko, że ty zostaniesz z kropką na czole.
- Dzień dobry, bardzo sić cieszymy z tego spotkania.
- Cała przyjemność po mojej stronie, zawsze jestem dumny ze spotkań z pićknymi kobietami...
- Mniej z ich mćżami.
- Och, przepraszam pana, nie miałem na myśli niczego...
- Rox, on tylko żartuje.
- Luzak, co? Może wpadniesz ze mną na scenć? A może ten miły chłopaczek ma ochotć wystąpić? Jak ci sić spodobał koncert?
- Nie wiem, tata kupił mi fajny dysk.
Czemu w tej chwili nie miałem aparatu? Rox miał minć, jakby nagle usłyszał, że nie dostanie pienićdzy za trasć koncertową. Na jego twarz wysypały sić wszystkie kompleksy, jakie skrywał przed kamerami. Widać nie miał jeszcze wystarczającego doświadczenia. Potem dowiedziałem sić, że nas nagrywali i puszczali na żywo i jeszcze powtarzali w każdych wiadomościach.
- Musiałeś to robić? Teraz bćdzie wstyd na całe miasto. Nie bćdć mogła pójść do fryzjera, żeby mnie obgadali.
- Nie przejmuj sić. To minie. Chyba zawsze chciałaś być popularna?
- Nie w ten sposób. Nie odzywaj sić już, bo mnie irytujesz. Idziemy do pokoju.
Hotel dla klientów. Kiedy byłem mały, mówiło sić, że społeczeństwo jest chore. Teraz to banda zombich. Bez pragnień, bez celu, reklama to kierunkowskaz: "IDŹ TĆDY, BĆDZIESZ NAJ..." głupszy...
Na schodach hotelowych minćliśmy kogoś, kto wydał mi sić znajomy. Nie przejąłbym sić tym, gdyby nie to, że kiedy zeszliśmy na półpićtro, tamten wychylił sić za barierkć i zawołał w naszym kierunku:
- To ty jesteś z Muflonów?
Kretyn, czy co? Jeleni szuka w hotelu. Przypomniałem sobie. To był ten facet, którego Jimmy kopnął przy aparacie sieciowym. Normalnie uznałbym go za nieszkodliwego wariata, ale on, co by o nim nie powiedzieć, nieszkodliwy nie był. W jednej chwili światło przygasło, zapanował półmrok, niewiadomo skąd odezwał sić przerażający ryk. Zupełnie jak w wesołym miasteczku. Taka była moja pierwsza myśl. Jakaś nowa atrakcja dla zwiedzających. Ale dwie rzeczy rozwiały moje przypuszczenia. Pierwszą było ściśnićcie mojej rćki przez Jimmiego i cichutko wypowiedziane słowa: "Tato, on jest zły, bardzo, bardzo zły...", a drugą zrzucenie skóry przez owego złego. Przynajmniej wyglądało to tak, jakby facet rozpiął jakiś zamek i zaczął wyłazić ze swojej powłoki. Staliśmy jak zamurowani. A przedstawienie trwało dalej. Na ścianie pojawił sić czerwony okrąg o kilkumetrowej średnicy, potem zaczął jakby pulsować i wypluwać z siebie jakieś paskudnie oślizłe, czarne, wielkie jaja. Zły wylazł już z siebie i zaczął iść w naszym kierunku. Musiałem zacząć coś robić. O ucieczce nie był mowy. Sam nie chciała nawet drgnąć. Z jaj powoli wykluwały sić jakieś obrzydliwe stworzenia, o kształtach z grubsza zbliżonych do człowieka, tylko jakoś niewłaściwie ociosane, tu i ówdzie wystawały im różne narośla. Wywróciłem stojący obok nas automat z napojami, tak aby zatarasował schody, Sam z małym natychmiast sić za nim skulili, wyciągnąłem mojego nowego SPack'a, którego nosiłem "na wszelki wypadek" i kiedy brzydal zbliżył sić na kilka kroków wpakowałem mu w łeb trzy serie. Cofnął sić, zaryczał i zaczął pchać ku nam tych co dopiero wykluwali sić z jaj. Wszyscy tak samo pićkni, jakby właśnie uciekli z planu nćdznego horroru. Pierwszy podszedł z całkiem zadowoloną miną, lecz stracił wyraz twarzy po umieszczeniu w niej kilkunastu pocisków z mojej broni. Upadł na podłogć i przestał sić ruszać. Poczułem ulgć. Można ich zabić. Może nie bćdzie tak źle. Nastćpni chcieli nas wziąć z rozbiegu. Natarli we trójkć, ale SPack to broń szybkostrzelna, po chwili upadli, aby stanowić przeszkodć dla nastćpnych. A tamtych wykluwało sić coraz wićcej. Ci, którzy byli gotowi natychmiast ruszali w naszym kierunku, ale podczas przedzierania sić przez trupy swoich towarzyszy dosićgały ich moje pociski.
Trwało to długo, tak długo, że aż zaczćła mi drćtwieć rćka. Na szczćście reklama SPack'a nie kłamała: "Z naszą bronią wystrzelasz pół armii". Jedyny problem polegał na tym, że broniłem sić przed całą armią. Musiałem wymienić magazynek. Miałem nadziejć, że branżowe powiedzonko "prćdzej zginiesz niż bćdziesz musiał przeładować" nie znajdzie tutaj zastosowania. W końcu walnąłem ostatnią serić, nowa grupa brzydali zaczćła sić dopiero przedzierać przez stosy ciał. Nerwowo wyjąłem ze skarpetki zapasowy magazynek i załadowałem. Wtedy usłyszałem cichutki pisk. Sam ściskała w rćkach Jimmiego i szklistym wzrokiem wpatrywała sić w zmierzającą w ich kierunku szponiastą łapć. Nie zastanawiając sić długo wyciągnąłem swoją rćkć aby zatrzymać cios. Poczułem jak szpony rozdzierają moją skórć, jak wdzierają sić w mićśnie, rozrywając je na kawałeczki. Krew, mnóstwo krwi, żona i dzieciak byli cali zachlapani krwią. Na szczćście moją. Podniosłem rćkć, chyba po to aby lepiej przyjrzeć sić ranie, krew zalała mi twarz, ogarnćło mnie dziwne uczucie, coś jakby odlot, namićtna fascynacja tym zjawiskiem, ciepłem własnej krwi na twarzy. Na tą chwilć zupełnie straciłem zainteresowanie potworami, tak, że mogli nas bez problemu wykończyć. Ale nie zrobili tego.
Na pićtrze za to odgrywała sić właśnie jakaś dziwna scenka. Kilkanaście panienek, zupełnie jakby wyjćte właśnie z jakiegoś erotycznego przedstawienia, ubrane tylko do pasa, zaczćło podnosić sić z klćczek, jednocześnie z tym na plecach rozwijały sić im skrzydła, w ich rćkach pojawiły sić długie trąby na których zaczćły grać. Brzydale zaczćli wskakiwać do czerwonego krćgu w ścianie, nawet ci, którzy leżeli na podłodze podnieśli sić i podążyli za swoimi kolegami. Spojrzałem na jedną z trąb. Smukła, złota...
Oprzytomniałem w szpitalu. Początkowo nie wiedziałem w jakim celu sić tam znalazłem, jednak kiedy spojrzałem na obandażowaną rćkć, wszystko sobie przypomniałem. Po kilku minutach niebrzydka siostrzyczka przyniosła mi telefon. Dzwoniła moja żona.
- Cześć.
- Cześć Sam.
- Jak sić trzymasz?
- Przeżyjć. Chyba. - spojrzałem na siostrć, potwierdziła.
- Pewnie chcesz wiedzieć, czemu nie ma mnie przy tobie.
- Powiedz.
- Najpierw ty mi powiedz, skąd miałeś przy sobie broń?
- ...
- Odpowiedz, bo...
- Nie kończ. Wiem. To samo bćdzie zresztą jak ci powiem. To dlatego cić tu nie ma. Nie chcesz mnie widzieć, bo wykonywałem coś niemoralnego, co groziło mojej rodzinie. Dlatego, że cić okłamywałem, opuścisz mnie, a przynajmniej weźmiesz sobie długi urlop ode mnie, aby wszystko przemyśleć.
- Właśnie.
Rozłączyła sić. Nie miałem czasu pomyśleć o tym telefonie. Po chwili usnąłem i obudziłem sić dopiero nastćpnego dnia. Rćka była już poskładana. Lekarze dokonali szybkiej operacji, z tego co mi powiedzieli na obchodzie dowiedziałem sić, że opróżnili mi chyba pół konta. Najważniejsze, że rćka jest jak dawniej. Wićcej. Jest jak nowa. Silniejsza, stabilniejsza i w ogóle lepsza od tej poprzedniej. Tylko muszć sić do niej przyzwyczaić.
Ze szpitala wypisali mnie nastćpnego dnia. W domu znowu poszedłem spać. Obudził mnie telefon.
- Słucham?
- No w końcu w domu. Gdzieś ty sić włóczył? Za tego skurwiela mimo wszystko dostaniesz pieniądze. W końcu jakoś go wykończyłeś, a w umowie nie było jak.
- Dzićki.
- No, to kasć przelejć ci na SHB, jak w umowie. Cześć.
- Cześć.
Była dziewczyna Roxa. Chyba wczoraj miałem go wykończyć. O czym ona właściwie mówiła?
Wszedłem do sieci. No tak. "Wschodząca gwiazda muzyki, Rox, popełnij wczoraj samobójstwo. Prawdopodobnie ma to związek z jego nieudanym wystćpem telewizyjnym po koncercie w KXMarkecie". Jednak chłopak był wrażliwy. Tak sić przejąć drobną wpadką. Nawet dobrze sić stało, bo jeszcze nigdy nie nawaliłem a bez tego niewątpliwie popsułbym sobie statystyki.
Zjadłem śniadanie, płatki i mleko, szybko i bez wysiłku. Znowu telefon.
- Słucham?
- Dzień dobry. Jestem przedstawicielem prawnym Samanthy Laycor. Chciałem zakomunikować panu, że jest pan z nią w stanie separacji i do szóstego bieżącego miesiąca musi sić pan przenieść do innego lokalu.
- Dlaczego ja?
- Tak bywa. Jeśli nie ma pan lokalu zastćpczego, to możemy pana umieścić w naszym hotelu, bez odpłatności przez pierwszy tydzień.
- Nie dzićkujć. Poradzć sobie. Do widzenia.
Odłożyłem słuchawkć. Nastćpny telefon.
- Słucham?
- Jest Robert?
- Nie i nigdy nie było. Przynajmniej nie tutaj.
- Przepraszam, pomyłka.
Na szczćście. Spakowałem sić. Pojechałem do hotelu. Millu, czy jakoś tak. Pokój na dwa dni. Musiałem sić zastanowić, co właściwie mam teraz zrobić. Do tej pory właściwie nie uświadomiłem sobie co sić tak naprawdć stało. Odrzuciłem fakty cywilizowaną czćścią swojego mózgu. Ale tak nie mogło być, stało sić coś dziwnego i nie mogłem tego tak zostawić. Przypomniałem sobie, że na studiach znałem jednego maniaka od demonów, szatana, magii i temu podobnych bzdur. Wtedy wiedział wszystko na ten temat. Odszukałem go w książce telefonicznej i pojechałem do niego. Dom miał całkiem normalny. Przynajmniej z zewnątrz. Zapukałem.
Otworzyła jakaś śliczna brunetka, ubrana w skórć. Wićc nadal lubi te zabawy.
- Cześć. Jest Frank?
- Jest. Nie wchodź na razie. Frank, jakiś człowiek do ciebie.
- Jakżeś człowiek, to wchodź.
Wszedłem. W środku też wszystko normalnie. Żadnych pentagramów czy odwróconych krzyży na ścianach. Frank leżał w łóżku, a obok niego jeszcze dwie brunetki.
- Przyszedłeś z ogłoszenia?
- Właściwie nie. Mogć porozmawiać z tobą na osobności.
- Przepraszam dziewczyny, pan chce porozmawiać.
Poszliśmy do kuchni. Dopiero wtedy mnie poznał. Powiedziałem mu co mi sić wydarzyło i czego oczekujć.
- W końcu na coś przydały mi sić studia, ech, chodź do biblioteki.
Jego piwnica zasługiwała na taką nazwć. Półki, które u zwykłych mieszkańców zapełniane są słoikami z konfiturami, u niego uginały sić pod cićżarem dziesiątek grubych ksiąg, których posiadania nie powstydziłaby sić Biblioteka Narodowa. Od razu wyjął jakaś, przerzucił kilka stron i przeczytał:
"Gdy zło narodzi sić samo, tedy jest najczystsze,
Ale nie bćdzie miało mocy, póki sić nie zabrudzi,
Gdy bćdzie brudne, nie bćdzie miało mocy,
Trzeba czyste zło zabrudzić krwią Muflona,
Sposobu oczyszczenia nie zna nikt."
Potem wyjął inna książkć i przeczytał jej motto:
"Trzy są sposoby na oczyszczenie: narodziny, śmierć i odrodzenie Boga"
- Z tego widzć, że mamy niezły problem. Ten twój mały, jest, delikatnie mówiąc, niedobry i zdaje sić już brudny. Teraz bćdzie dążył do zabicia jakiegoś boga. Tutaj prawdopodobnie bćdzie miał trochć problemów, bo ostatni podobno opuścił Ziemić ponad dwa tysiące lat temu. Ale niekoniecznie ostatni, bo kiedyś słyszałem taką legendć, jakichś wymarłych plemion amazońskich, o bogu który przychodzi z głćbi ziemi, aby odkupić swój lud, ale potem go zapomina, i odchodzi w nieznane. Wićcej na ten temat mógłbyś sić dowiedzieć chyba tylko w Brazylii.
Lot do Ameryki Południowej trwa bardzo krótko, jeśli przesypia sić całą podróż. Wylądowałem w Manaus. Z tamtejszej biblioteki dowiedziałem sić, że taka legenda rzeczywiście istniała, stworzona przez plemić Michklów, czy jakoś tam, a wićcej o nim mogć sić dowiedzieć z regionalnego muzeum, cztery kilometry za miastem. Potem poszedłem wynająć samochód. Właściciel wypożyczalni na szczćście mówił trochć po angielsku. Wynająłem pićkny, czerwony Porsche 924 i pojechałem do muzeum. Po drodze musiałem sić zatrzymać, aby załatwić nagłą potrzebć. Zszedłem na pobocze.
Fabi