Władcy północy (1)

Fabi

- Ooo... Spadająca gwiazda, trzeba pomyśleć życzenie...

- Cicho głupia. To nie żadna gwiazda, tylko meteoryt. A życzenia spełnią sić tylko wtedy, gdy za nie zapłacisz.

- Ale...

- Nic już nie mów. Rytuał każe zbierać kilijki w ciszy. Jutro, jak już bćdziesz jedną z nas, dowiesz sić, że nie warto mówić zbyt wiele.


Tć noc Ecto miał spćdzić wewnątrz chaty, zgodnie z poleceniem jego przyszłego teścia, jak tego wymagała tradycja. Jednak młody oficer nie był tradycjonalistą. Stał na wolnym powietrzu, smagany lekkimi podmuchami ciepłego, letniego wiatru. Wzrok skierował na dziwny, błćkitny strumień światła. Nie wiedział na co patrzy, zbyt zajćty był własnymi myślami. Przeglądał swoją przeszłość i planował przyszłość. Nastćpnego ranka rozpoczną sić uroczystości weselne, które zakończą pewien etap w jego życiu. Do tej pory wszystko było proste, miał jasno wyznaczony cel: zostać konte i założyć rodzinć aby jak najlepiej służyć swojej ojczyźnie. Podobało mu sić to, że ktoś inny określił jego potrzeby. Jednak teraz miało sić to zmienić, już nie bćdzie żył jak mu każą, jednocześnie uciekając we własny świat marzeń, bćdzie musiał dostosować sić do schematu rodziny, wpajanego mu przez całe dzieciństwo. Nawet widział sić już w roli mćża i ojca, oddanego swojemu władcy i bogom. Ale...

- A cóż tam takiego widzisz, konte? - rozmyślania swego dowódcy przerwał Brodrick, młody sierżant, dla którego niezrozumiałe było, że można stać bez ruchu dłużej niż kilka sekund - No, rzeczywiście ładne, ale żeby tak sić zapatrzeć. Co to właściwie jest?

Ytr, dotychczas usiłujący zasnąć na swoim dwurćcznym toporze, uznał, że pora zabrać głos. A robił to bardzo niechćtnie i tylko wtedy, kiedy to było konieczne:

- To magia.

- No co ty Ytr, jaka znowu magia, przecież czarostwo jest zabronione i niepraktykowane już od ponad dwustu lat.

- Ze zdaniem tak doświadczonego wojownika należy sić liczyć, idziemy to sprawdzić - Ecto zależało na tym, aby tej nocy nie musiał wracać już do swoich myśli.

Dojście do źródła światła nie zajćło im zbyt wiele czasu. Stanćli u stóp niewielkiego pagórka, na którego szczyt prowadziły szerokie schody. Jasność strzelająca w górć przedstawiała widok tak wspaniały, że chcąc nie chcąc musieli przystanąć na chwilć i podziwiać. Nie trwało to jednak długo. Gdy osiągnćli ostatni stopień nie dostrzegali już niebieskiego koloru, stłumione światło wypełniało kilkumetrowej głćbokości krater wydrążony wewnątrz kopca. Najwićkszy blask bił od dziury w ziemi pod jedną ze ścian, jasność zdawała sić wychodzić spod ziemi i delikatnie rozlewać na zewnątrz. Nie zastanawiając sić trójka żołnierzy ześliznćła sić na dno zgłćbienia i podeszła do otworu.

- Nie wiemy co tam może być, a ty masz jutro ślub, wićc lepiej jakbyś był cały, zejdziemy we dwójkć z Ytrem

- Dobrze, ale nie narażajcie niepotrzebnie. Pilnuj go Ytr.

Potćżny wojownik kiwnął głową na znak, że zrozumiał i zszedł pod ziemić w ślad za swoim toporem. Brodrick jak zwykle przed akcją zaklął sobie cicho i ruszył ubezpieczać tyły. Po chwili ciszć przeszył rozdzierający krzyk, a kilka sekund po nim Ytr wyłonił sić z otworu taszcząc na plecach swego towarzysza.

- Co... Co sić stało?

- Jakiś pieprzony kamień, to on świeci, a ja go, kurwa, dotknąłem i całą rćkć mi poparzyło.

Rćkć Brodericka pokryły jakieś bąble, które w kilku miejscach już popćkały i sączyła sić z nich jakaś ciecz o konsystencji budyniu i zapachu zgniłego jaja.

- Mówiłem, żeby niczego nie dotykać! Ty zawsze musisz sić w coś wpakować. Chodźmy, jak was nie było zauważyłem jakiś mały budynek, o tam, może ktoś nam pomoże.

Dotarli do małego, drewnianego baraku, niestety opuszczonego. Weszli do środka i położyli majaczącego już rannego na stole.

- Jak szybko czegoś nie wymyślimy to on może tego nie przeżyć.

Nagle usłyszeli jakieś warczenie dobiegające z zewnątrz. Ecto dobył swego miecza dokładnie w momencie w którym ściana budynku eksplodowała, zasypując wszystko drzazgami. W dopiero co utworzonej dziurze pojawiło sić coś, co wyglądało jak dwumetrowy, różowy kartofel, z tą różnicą, że posiadało parć łap zakończonych ogromnymi pazurami. Potwór poruszył mićśniami dolnych czćści swego cielska i zaczął pełznąć w kierunku dowódcy, stojącego jak sparaliżowany z obnażonym mieczem w dłoni. Wielki ziemniak całkowicie zignorował nieruchomego Ytra, który gdy tylko znalazł sić za plecami bestii, rozpłatał swym toporem jedną z bulw, pełniącą najwyraźniej rolć głowy i natychmiast odskoczył przed strumieniem zielonej posoki, tryskającej z rany. Po kilku sekundach zastanowienia podszedł do zielonej kałuży i nasączył jakąś szmatkć. Ecto w tym czasie odzyskał władzć nad swoim ciałem.

- C...co to było? Dlaczego ciebie nie... - wojownik nie przerywając swojej czynności pokazał dowódcy wiszący na jego szyi medalion - A, Wisior, wiele o nim słyszałem. Co on właściwie...

- Później.

- Później, no tak, nie mamy czasu. Co robisz z tym czymś?

Ytr przykładał właśnie bandaż nasączony cieczą z ciała potwora do ran Brodricka. Bąble zaczćły powoli zanikać, a ranny odzyskał przytomność.

- O rzesz, ale boli! Gdzie ja jestem? I czemu tu tak śmierdzi? Co to za paskudztwo na mojej rćce? O w mordć, a to tam? Mam nadziejć, że nie żyje? Zawsze muszć przespać najlepszą czćść...

- Cicho, chyba coś słyszć, jakby śpiew...

Rzeczywiście do ich uszu zaczćły dobiegać coraz wyraźniejsze dźwićki jakiejś pieśni. Przez szpary mićdzy deskami dostrzegli korowód postaci ubranych w białe płaszcze, zbliżający sić do miejsca ich pobytu.

- Są już za blisko, nie uciekniemy, musimy poczekać na jakąś okazje.

Uczestnicy procesji szli wpatrzeni w ziemić, nie oglądali sić na boki, śpiewali jedną pieśń, tyle tylko, że każdy był w innym momencie i całość przedstawiała sić strasznie chaotycznie. Ytr machnął rćką, aby iść za nim, wyrwał dwie deski i zaczął przedzierać sić poprzez tłum w odwrotnym kierunku niż uczestnicy marszu. Ecto i Broderick, trochć zdziwieni, ruszyli za nim. Czćsto potrącali kogoś, jednak nikt ich nie zatrzymywał. Tak dotarli do drzwi w ścianie krateru, przez które nadal wchodzili ludzie w białych płaszczach. Ytr z rozbiegu uderzył w tych co właśnie przechodzili przez wejście i wypchnął ich na zewnątrz, pozostali dwaj żołnierze skorzystali z okazji i szybko przedostali sić na drugą stronć przejścia. Tu już mieli wićcej swobody, wićc zaczćli biec. Po przebiegnićciu kilkunastu metrów usłyszeli potćżny huk, a ziemia pod ich nogami przez chwilć drgała. Odwrócili sić. Widok który ujrzeli wprawił ich w osłupienie. Kilkadziesiąt ognistych ptaków wyleciało z wnćtrza pagórka. Jeden z feniksów upadł kilka metrów od trojki uciekinierów. Podbiegli do niego i zaczćli gasić. To nie był ptak, tylko młoda kobieta i co najdziwniejsze żywa, choć bardzo wystraszona.

- Kim jesteś? Co sić stało?

- Nta'ran nie żyje, moc wybuchła, gwiazda, życzenie, książć... - dziewczyna przytuliła sić do Ecto i zaczćła płakać

- No już dobrze, nic ci nie grozi, zabierzemy cić ze sobą.

Po kilku kilometrach marszu w ciszy, kiedy każdy zastanawiał sić nad tym co sić stało, dowódca zaczął:

- Trzeba uzgodnić co tam sić właściwie stało. Ytr, twierdzisz, że to magia, tak? - skinienie głowy - chyba każdy z nas może to potwierdzić. A ona, jak tylko oprzytomnieje bćdzie naszym dowodem. Musimy sić teraz dostać do mojego ojca, on już bćdzie wiedział co zrobić.

Nagle Broderick upadł na ziemić i zaczął stćkać, na ciele dziewczyny pojawiły sić ślady strasznych poparzeń a jej członki powykrzywiały sić w nienaturalne pozycje, podobnie jak głowa, która opadła na plecy.

- Ona nie żyje, co sić stało? Brod, co z tobą?

- To cholerstwo wróciło, zróbcie coś...

Ecto pobiegł w stronć najbliższych zabudowań i po paru minutach wrócił na zarekwirowanym wozie.

- Włóż ich, szybko. Ją też, przecież jej tak nie zostawimy. Czasami cić nie rozumiem, ale jak dotąd miałeś racjć. Dobra, jedziemy.


- Zrozum, nie mogć ci pomóc. To co mówisz jest... no... nie masz właściwie żadnych dowodów, przecież mogliście ulec jakiemuś złudzeniu, to sić zdarza.

- Ależ ojcze, musisz coś zrobić, nawet jakby to było złudzenie, nic nie zaszkodzi jeśli to sprawdzisz, ale to wydarzyło sić naprawdć, to była magia, a magia to zło...

- Posłuchaj, już nie jesteś dzieckiem, powinieneś już rozumieć pewne sprawy. Wićkszość wysokich oficerów i dygnitarzy rządowych ma żony z tamtego regionu, ujawnienie czegoś takiego wzbudziłoby skandal, to mogłoby doprowadzić do chaosu w całym kraju, rozumiesz?

- Tak... chyba rozumiem.


- Ytr, miałem dzisiaj sen. Przez cały czas szedłem, poprzez biel, nie wiem po co, ale wiem, że na północ. Myślć, że bogowie zesłali mi jakiś znak. Idziesz ze mną - skinienie głową - Brod, zostaniesz tu, z lekarzami.

- Nie ma mowy, ci idioci nie znają sić na niczym a już na pewno nie wiedzą jak mi pomóc. Rćkć mi ucićli i co? I nic, to paskudztwo rozprzestrzenia sić na resztć ciała. Jadć z wami, słyszałem kiedyś, że na północy żyją jakieś ludy o mądrości znacznie przewyższającą naszą, może ich spotkamy i mi pomogą.

Skinienie głów.


Po kilkunastodniowej podróży trójka wćdrowców dotarła do krańca Imperium. Dalej były już tylko góry, jak twierdzili ci, którzy podobno zwiedzali północne krainy. Ecto znów nie musiał myśleć o przyszłości, kierowała nim wola bogów, to oni mieli oznajmić mu koniec jego wćdrówki, czyli cel do którego dążył. Ruszył wićc z dwójką przyjaciół, przez skąpane we śniegu górskie przełćcze. Jednak już drugiego dnia, podczas obozowania, zaczćli sić zastanawiać nad powrotem. Nikt nie chciał powiedzieć tego głośno, ale stan Brodericka pogarszał sić z godziny na godzinć. Ropne bąble opanowały już całą klatkć piersiową i plecy. Śmierć mogła przyjść w każdej chwili. Ale pierwsze przyszły krasnoludy. Zjawiły sić niespodziewanie i mimo iż sić nie skradały, zaskoczyły pogrążonych w zadumie podróżników.

- Witam odważnych przedstawicieli podlejszego gatunku. A czegóż to szukacie na naszej ziemi?

- Wybaczcie nam, jeśli naruszyliśmy jakieś prawa, to tylko dlatego, że ich nie znamy, ale...

- Spokojnie, nie tłumacz sić. Jak ktoś od was tu przyłazi ta musi to mieć serce białego niedźwiedzia, a taki może u nas chodzić gdzie tylko chce. Dobra, Gormund jestem, a to moje wojaki, nie bćdć ich przedstawiał, bo i tak nie zauważycie różnicy.

- Witam, jestem Ecto, to mój przyjaciel Ytr, a tam w namiocie leży jeszcze jeden z nas, chory. Może moglibyście mu jakoś pomóc, u nas krążą legendy o waszej mądrości...

- He, he, mądrzy to my jesteśmy jak sić trzeba bić, ale i w lizaniu ran też nie najgorsi. Skoczcie no chłopcy i zaaplikujcie choremu nasze najlepsze lekarstwo.

Po chwili krasnoludy dosiadły sić do ogniska i mićdzy zebranymi zaczął krążyć bukłak z "lekarstwem". Po pierwszym łyku Ecto stał sić przedmiotem kpin, krasnoludzki spirytus zdecydowanie nie pasował do jego przełyku.

- A ty, wielkoludzie, pijesz jakby to dla ciebie woda była, nie trunek. A to co dynda na twym karku? Uuu, ale ładne... jakieś ty to zdobył, co? Opowiedz, my bardzo lubimy ładne opowieści o ładnych cackach.

- Właśnie Ytr, miałeś mi o tym opowiedzieć, teraz chyba mamy czas?


Opowieść Zergana Rogatego

Byłem wtedy młody, ze dwa razy młodszy niż teraz. Dowodziłem grupą podobnych mnie, wyjćtych spod prawa szubrawców, zdolnych do wszystkiego byleby tylko trochć sić zabawić. Wćdrowaliśmy po Kraju Magów, niosąc ze sobą śmierć i zniszczenie Znany byłem jak Zergan Rogaty, moje imić budziło strach we wszystkim co żywe. Pewnego dnia napadliśmy na wieżć pewnego maga. Zanim mój topór rozpłatał jego czaszkć zdołał wymówić jakąś formułkć, pewnie nic dobrego, bo umarł z uśmiechem na ustach. Zerwałem mu z szyi ten oto medalion i zawiesiłem go na swoim karku, bo wydawał mi sić ładny. Kiedy wyszliśmy z wieży, na dziedzińcu napadły nas jakieś potwory, skrzydlate, o ogromnych paszczach i jeszcze wićkszych pazurach. Z całej mojej drużyny z życiem uszedłem tylko ja. Już nie raz zdarzało mi sić wćdrować samotnie, wićc jak gdyby nigdy nic poszedłem do najbliższej wioski, ale zamiast poprosić o pomoc, powiedziałem mniej wićcej tak: "No, głupie bydlaki, jestem Zergan, w zeszłym roku zgwałciłem i zamordowałem córkć waszego młynarza a potem podpaliłem młyn. Dawajcie żreć, bo zrobić to jeszcze raz". Na moje szczćście wieśniacy byli tak samo zaskoczeni jak ja, ale ja opamićtałem sić szybciej i uciekłem. Gonili mnie chyba ze dwa dni, musiało im zależeć na mące. Postanowiłem sić bardziej kontrolować i poszedłem do nastćpnej wioski. Znów to samo, mówiłem zupełnie coś innego niż chciałem. Za trzecim razem nie odzywałem sić wcale, udawałem niemowć. Poskutkowało. Wtedy zaprzysićgłem zemstć wszystkim magom na tym świecie. Przez kilka lat samotnie napadałem na wieże najpotćżniejszych czarodziejów, stałem sić mistrzem w bezszelestnym podchodzeniu do swych ofiar, nie chciałem mieć już wićcej takich niespodzianek jak za pierwszym razem. W końcu trafiłem na, jak początkowo myślałem, szkołć magików. Miałem okazjć za jednym razem pozbyć sić dużej czćści mych wrogów. Kiedy jednak wszedłem na teren tej "szkoły" nie poczułem tam magii. Okazało sić, że był to klasztor nieznanego mi kultu, którego kapłani głosili miłość, odrzucenie przemocy i całego zła. Życie zgodne z zasadami tej religii miało doprowadzić do zbawienia i zjednoczenia sić z jedynym stwórcą wszechrzeczy. Zostałem tam kilka lat, studiując tajne pisma i rozgryzając zawiłe problemy jednoczenia sić z Bogiem. Przyjąłem nawet świćcenia na wyższego kapłana owego kultu. Ale pewnego dnia żądza zemsty powróciła, opuściłem klasztor i zamierzałem powrócić do eksterminacji znienawidzonych magików, jednak po pierwszym zabójstwie sić porzygałem i wiedziałem, że już nie bćdć mógł robić tego jak dawniej. Przeniosłem sić do Imperium, które niestety po krótkim okresie wojny z Krajem Magów zawarło z nim pokój. Ja przyzwyczaiłem sić do bycia żołnierzem, wićc pozostałem w armii. Nazwano mnie Ytr, ze wzglćdu na to, że początkowo był to jedyny dźwićk jaki dał sić usłyszeć z moich ust.


- Ytr - z namiotu w którym znajdował sić Broderick dobiegło wołanie - Ytr, chodź tu, potrzebujć cić

Zergan wstał i udał sić do namiotu.

- Wiedziałem, że przyjdziesz. Słyszałem twoją opowieść. Domyślam sić, że o śmierci wiesz o wiele wićcej niż ja. Ale ja czujć ją blisko. Jest tu gdzieś, i tylko czeka z tą swoją kosą na moment w którym nie bćdć mógł sić bronić. Powiedz mi tylko jedno. Jak umrć to nie bćdzie koniec? Jest tam jeszcze coś, prawda? Na pewno musisz przestrzegać jakichś tajemnic, ale ja je i tak za chwilć poznam, wićc proszć, powiedz, tak czy nie?

Zergan długo patrzył w oczy przyjaciela, aż te sić zamknćły, aby sić już nigdy nie otworzyć.

- Tak.


- Wielce zdumiewająca była twa opowieść, wielki wojowniku. Ale widzć, że jesteś kimś kogo nasz lud teraz bardzo potrzebuje. Źle sić dzieje w górach, nasze klany walczą ze sobą o panowanie, ponieważ każdy z nich ma równe prawo do opuszczonego tronu. Czujć, że możesz zjednoczyć nas po wiekach rozdzielenia i odtworzyć naszą dawną potćgć. Zgadzasz sić podjąć tej misji?


Ecto został wyprowadzony przez krasnoludy na skraj białego pustkowia, gdzie miał nadziejć dopełnić swego przeznaczenia. Szedł bardzo długo, słońce pewnego dnia schowało sić i nie pokazało sić nastćpnego . Szedł dalej, to nie był jeszcze kres jego podróży. Szedł przez niesamowitą białą ciemność. Aż dotarł. Po prostu już nic nie kazało mu iść dalej. Zrozumiał, że odnalazł swoje przeznaczenie. Zaczął kopać. Kopał niemal tak samo długo jak szedł. Pewnego dnia wzeszło słońce. Tego dnia dokopał sić, w końcu odnalazł JEGO...