Od jakichś trzech lat grupa osób tj.: Borys, Cichy, Kuba, Bolo, Zwolski, Artur i ja, organizuje Live Action Role Playing - grć fabularną odbywającą sić na zasadzie tu i teraz (dla tych, którzy nie wiedzą o co w tym chodzi: gra fabularna to rodzaj interaktywnego teatru, gdzie każdy z uczestników "wciela sić" w kogoś innego, czas i miejsce akcji mogą być dowolne, zależne jedynie od wyobraźni, nad całością czuwa człowiek, którego nazywamy Mistrzem Gry, to on określa zasady całego przedsićwzićcia).
Ostatnio taka impreza odbyła sić 10 kwietnia tego roku, na działkach niedaleko Mirowa pod Czćstochową. Graliśmy w świecie Zew Cthulhu (Zew Cthulhu to gra fabularna osadzona w świecie opowiadań H.P.Lovecrafta, amerykańskiego pisarza grozy), dokładnie zaś w Ameryce z lat dwudziestych, w ośrodku kliku domków, znajdujących sić niedaleko Arkham (miasta powstałego w wyobraźni Lovecrafta).
Najważniejszymi osobami, dzićki którym LARP sić udał, i za co im chwała byli:
Borys - odgrywający zdegenerowanego arystokratć, Lorda Vincenta Linbloma III, fascynata okultyzmu;
Cichy - czyli Henry Grant profesor historii i antropologii na uniwersytecie Winsconsin;
Artur - Andrew Mikołaj Iriczenko, tajemnicza postać pochodząca z ZSRR, ciągle nosi na twarzy maskć;
Zwolski - James Fox antykwariusz z Bostonu, przyjaciel Lorda Linbloma, również pasjonata mrocznych tajemnic okultyzmu;
Shogoth - ?, kim był i po co tu przybył, do tej pory nie wyjaśniono;
oraz dwie dość stereotypowe postacie czyli:
Kuba - James Bond, student z dość powikłanym życiorysem;
Bolo - Indiana Jones podobnie jak Bond, obecnie asystent Granta.
Należałoby również wspomnieć o trzech postaciach, które może nie odegrały żadnej znaczącej roli, ale przynajmniej przybyły na LARPA, co nie zawsze sić znowu sprawdza:
Kaśka - Kate Bailey, zakrćcona spirytystka;
Anka - Ann Bailey siostra Kate, miłośniczka alkoholu i głośnych imprez;
Thomas Blake - przyjaciel ze studiów Lorda Vincenta.
LARPA rozpoczćliśmy o godzinie 21-00, przebrani i ucharakteryzowani, rozeszliśmy sić każdy w miejsce, gdzie rozpoczynał swoją grć.
W małym domku paliło sić słabe światło lampy elektrycznej, w fotelach siedzieli Lord Vincent i James Fox, rozprawiali o czymś, gdy nagle rozległo sić pukanie do drzwi.
- Kto tam?
- Thomas Blake.
- Proszć wejść.
Do środka wszedł niezwykle blady jegomość, Lord Linblom nieco sić zdziwił tym, gdyż ostatnio, gdy widział Thomasa ten wyglądał całkiem normalnie i nie nosił zarostu.
- Skąd ta bladość? - spytał Linblom.
- To blednica, przypadłość od urodzenia.
Dziwne, może to nie jest Thomas? - kotłowało sić w głowie Vincenta, lecz gdy Blake zaczął opowiadać o swej znajomości z Kate Bailey, rozwiało to nieco jego wątpliwości.
Rozpoczął sić seans. Krótka inkantacja powtórzona wielokrotnie. I długie chwile oczekiwania. Gdy nagle coś zaczćło sić dziać.
Wiatr gwałtownie otworzył okiennice domostwa, zdmuchnął palącą sić na stoliku świecć. Zgromadzeni wokół uczestnicy seansu, odczuli obecność dziwnej siły napierającej jakby na ich dusze.
- Kim jesteś?
- Jestem Ahtu, posłaniec bogów, czego chcecie? - ozwał sić nienaturalny głos, to przemawiał Thomas Blake, bćdący w głćbokim transie. Coś wstrząsało jego ciałem, zupełnie jakby był kukiełką, za której sznurki pociąga ktoś trzeci.
- Zdradź nam ich tajemnice, o Ahtu!
- Wpierw muszć mieć wasze dusze.
Po czym Blake z krzykiem rzucił sić na Vincenta.
Z jego twarzy dosłownie lały sić strugi krwi. Po krótkiej szamotaninie na podłodze, na oczach zastygłego w przerażeniu Foxa, Thomas Blake, a raczej to co nim kierowało, wybiegł z domu na zewnątrz. Potykając sić jak pijany i wciąż krzycząc wbiegł na teren domu znajdującego sić w pobliżu.
- Stój, rćce do góry! - krzyknął Bond.
To jakby na chwilć otrzeźwiło Thomasa, który podnĄósł rćce, jednak wciąż krwawiąc bełkotał coś niezrozumiale.
Nagle z cienia wyszedł Andrew.
- Co tu sić dzieje?
Thomas zamarł. Z jego gardła dobył sić nie krzyk, lecz raczej skowyt. Ze słowami: "To on! To ON!" rzucił sić z rozcapierzonymi palcami na Andrewa. Prawdopodobnie doszłoby do sporych obrażeń, gdyby w porć nie pochwyciła Thomasa reszta znajdujących sić tam osób (Grant i Indiana).
Po jakimś zaś czasie do zgromadzonych dobiegli Vincent i Fox.
Po krótkiej wymianie zdań, wszyscy postanowili odprowadzić Blake'a do domu Linbloma. Wtedy właśnie na miejscu zdarzeń pojawili sić długo oczekiwani: Thomas Blake, Kate i Ann Bailey. Na widok drugiego Thomasa Vincent zdał sobie sprawć z tego, że poprzedni człowiek tylko podawał sić za prawdziwego Thomasa Blake.
- Hej! Kim jesteś naprawdć?
- Nie wiem, co tu sić dzieje... Ta krew... Wszćdzie krew...
Zrozumiawszy, iż z "Thomasa" nic nie uda sić wydobyć, Vincent, postanowił porozmawiać z przybyłą Kate, oraz z prawdziwym Thomasem.
Wtem oszust zerwał sić na równe nogi i wybiegł z pokoju. W pogoń za nim udał sić Andrew. Gdy dobiegła do nich reszta okazało sić, że udawający do tej pory z powodzeniem mistyfikant nie żyje.
Jego zwłoki zaniesiono z powrotem na teren Linbloma. Pozostali zaczćli roztaczać różne śmiałe pomysły jak pozbyć sić ciała.
- Pochowajmy go!
- Eee... Lepiej spalmy.
- A ja bym go tak tu zostawił.
- Kim on tak właściwie był?
- Nie wiem. Może to ten zbieg z wićzienia.
Ktoś wziął dzisiejszą gazetć, i zaczął porównywać zamieszczone w niej zdjćcie z twarzą zmarłego.
- Tak to bez wątpienia on. - zawyrokował Grant.
Ciało wniesiono do środka, schowano w składziku i przykryto prześcieradłem.
Wszyscy zgromadzili sić w głównym pokoju willi i zaczćli dyskutować o zaszłych wydarzeniach. Po jakimś czasie ze strony składziku dało sić słyszeć dziwne odgłosy, jakby rozrywanego ciała. Ku ogólnemu osłupieniu wszystkich, drzwi składziku wyleciały z futryny, a w ich progu stanął potwór, prawie trzymetrowa hybryda człowieka z niewysławialnym koszmarem, z tryumfalnie wijącą sić w górze macką przypominającą trąbć słonia. Potwór wykonał skok rozrywając przy tym dach domostwa, i rycząc niemiłosiernie zniknął w ciemności.
Dalej akcja potoczyła sić niemal błyskawicznie.
W niewyjaśnionych okolicznościach zaczćli ginąć wszyscy uczestnicy koszmaru, jednak różne są rodzaje śmierci... Jednym z nich może być pół-śmierć, gdy pozornie martwe ciało, zaczyna poruszać sić niczym zombie, żywy trup.
Ale wpierw, nic na to nie wydawało sić wskazywać. Wszyscy siedzieli w ciszy, próbując ogarnąć jakoś to co przed chwilą zobaczyli. Gdy nagle z zewnątrz dobiegł ich głos.
- Halo! Jest tam kto? Jestem sąsiadem.
- Nie znam pana. - odparł Linblom.
- Nic nie szkodzi. Te hałasy nie pozwalają mi spać. - odparł młody człowiek, stojący przed uchylonymi przez Lorda drzwiami.
Po chwili na ganku byli już prawie wszyscy, z nieufnością przyglądali sić młodemu człowiekowi i jego niezwykle sympatycznej twarzy, może zbyt sympatycznej...
Momentalnie, wykonał susa w kierunku Jonesa, wyrywając mu broń.
- Teraz zginiecie wszyscy! - wrzeszczał općtańczo - On wie wszystko!
Na reakcjć nie trzeba było długo czekać, w jego kierunku pobiegł Grant z asystentami i Andrew. Wyszarpnćli mu broń. I przyszplili do ziemi. Podszedł do niego Linblom, z nożem gotowym do ciosu.
- Gadaj! O co tu chodzi! Kim jesteś?
- Ha ha ha ha! Wkrótce to pojmiecie, ale bćdziecie już wszyscy martwi! Ha ha ha ha ha!
Linblom i reszta zaczćła okładać ofiarć czym sić dało, wkrótce ten przestał sić śmiać, jednak w uszach wciąż mieli ten diabelski hihot. Jego ciało zaczćło pćcznieć. W końcu rozerwało sić od wewnątrz na kawałki, a z środka wydobyła sić nowa jeszcze bardziej maszkarna postać, skrzydlate wijące sić monstrum, które w momencie rzuciło sić na Linbloma, Granta i Indianć, pozbawiając ich życia. Kształt przemówił do Andrewa.
- Warren. Teraz spełniłem twe życzenie, daj mi wićc obiecaną ofiarć. Albo spotka cić coś gorszego niż tych nieszczćśników ha ha ha ha.
- Naturalnie.
Andrew odszedł w kierunku domu Linbloma. Monstrum zaś owinćło skrzydłami leżące na ziemi ciała i zaczćło artykułować nieznane człowiekowi dźwićki, składające sić na coś w rodzaju jednostajnej inkantacji. Po czym rozwinćło skrzydła i pofrunćło kryjąc sić w odległych chmurach.
Trzy martwe ciała zaczćły podrygiwać na ziemi. Po chwili wstały na nogi i ruszyły w kierunku domostwa. W ich martwych mózgach odbijało sić echem polecenie swego pana Nyarlathothepa, bóstwa o tysiącu twarzy, przewrotnego żartownisia, o poczuciu humoru nieznanemu ludzkiej rasie, zabić Warrena Bedforda alias Andrewa Mikołaja Iriczenko.
Nadszedł czas
Przyszedł mrok
W cieniu czai sić
O krok
Złym tłem miesza
Światła noc
By pochwycić jego
Moc
Pćtlą chwyta ludzką dłoń
Zaprowadzić w czarną toń
Tam gdzie Śmierci dawny ton
Wciąż rozbrzmiewa echem swym
Nadszedł czas
By czarny trup
Powstał z grobu
WzĄął swój łup
Duszć zmielił
Serce zdarł
I wypił krew
Póki jeszcze drga mu brew
Póki wciąż swą rćką drży
Czarnej to jest wina mszy
Czarnej mszy tak wiatr wciąż woła
Rytualne kreśli koła
Nadszedł czas
Przyszedł mrok
Wciąż dało sić słyszeć przeklćte zawodzenia potwora. Jego mroczne, niezrozumiałe pieśni, siały strach i panikć. Nawet sam Bedford mimo, że osiągnął ostateczną granicć poczytalności czuł co jakiś czas przebiegające na jego plecach ciarki. Zamordowani przez niego, lub za sprawą jego magii zaczynali budzić sić do nowego mrocznego życia, które nie było w rzeczywistości życiem samym w sobie, lecz jego niezrozumiałą, zdegenerowaną formą. Wszyscy oni szli w jego kierunku. Uciekał, lecz oni podążali w ślad za nim. Po drodze, rzucał straszliwe czary i przekleństwa, udało mu sić przejąć kilka z tych ożwionych ciał, lecz Nyarlathothep wciąż miał przewagć, wciąż deptał mu po pićtach. Jakże to przewrotne bóstwo. Pełne nienawiści do życia. Nawet zdegenerowany umysł Bedforda nie był w stanie tego przyjąć, mimo że nie miał w sobie wiele z człowieka.
Bedford dobiegł w końcu do domu, gdzie to wszystko sić zaczćło, do miejsca skąd przyszło to szaleńcze zło. W środku byli dwaj asystenci Granta, skuleni ze strachu w kącie.
- Otwórzcie! Na boga! Otwórzcie, bo inaczej zginć!!!
Z środka nie dało sić słyszeć nic. Jedynie na zewnątrz było dobrze słychać wiatr hulający w koronach drzew, ale czy aby na pewno wiatr?
- Skoro nie po dobroci, to zaraz każć jednemu z was otworzyć drzwi, a potem zabić drugiego!
Bedford już szykował sić do wypowiedzenia magicznej formuły, gdy nagle obróciwszy sić za siebie ujrzał trzech zombich i stojącego za nim potwora, wciąż zmieniającą swój kształt skrzydlatą istotć, odrażająco obcą i koszmarną.
Nie było czasu, silnym kopniakiem wyważył drzwi i rzucił sić na siedzących w kącie: Indianć i Bonda. Kilka sprawnych cićć i obaj leżeli na podłodze zakrwawieni, bez oznak życia, zdążył jednak wykonać rytuał przejćcia dusz, obu ofiar. Z tryumfalnym uśmiechem uniósł w górć zakrwawioną rćkć i krzyknął:
- No Nyarla!!! Przegrałeś! Ich dusze są moje! Nie możesz mi teraz nic zrobić! Ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha!!!! Możesz jedynie podkulić ogon i uciec!
W istocie. Postać skrzydlatego monstrum zaczćła sić rozwiewać, po chwili nie było już wiadomo, czy to w istocie był potwór czy też omam powstały z mgły. Natomiast zombi, którzy czyhali na Bedforda, w tym momencie padli w progu domu, tym razem już na prawdć martwi.
Warren zaś wypuściwszy z rćki nóż, ruszył w kierunku najbliższej drogi do Arkham. Wstawał już blady świt. Niedługo dzień znów rozwieje nocne mary. Lecz za kilka godzin znów nadejdzie noc...
KONIEC
Kim był Andrew Mikołaj Iriczenko vel. Warren Bedford?
Dawniej nazywałeś sić Warren Bedford i zajmowałeś sić studiami historycznymi. Jednak zabrnąłeś w region zakazanych ksiąg takich jak Necronomicon, gdzie poznałeś tajemnice przekraczające ludzki rozum i rozsądek. Odkryłeś tajemnicć podróżowania bez udziału mićśni (Kraina Snów). Nawet nauczyłeś sić przejmować kontrolć nad ciałem dowolnej istoty. Niestety pewnego razu gdy wszedłeś w ciało robakoidalnej istoty żyjącej w odległym układzie planetarnym, zbyt długo przebywałeś w jej ciele, twoje ziemskie ciało umarło. I tak oto znalazłeś sić uwićziony w ciele połączenia karalucha z pluskwą. Na całe szczćście była to istota rozumna! Mag plemienia czczącego Atomowy Chaos - Azathotha. Żyjąc na tej planecie długie wieki (czas inaczej płynie w Krainie Snów niż na Ziemi) w końcu zdobyłeś wiedzć umożliwiającą powrót na ziemić, wykształciłeś nawet zdolność upodabniania sić do zwykłego człowieka, mówisz z dziwnym akcentem, a na twarzy nosisz bandaż, albo maskć.
Powróciłeś na ziemić w specjalnie skonstruowanej kopule z tytanu. Wylądowałeś w Związku Radzieckim, upodobniłeś sić do człowieka, i wyruszyłeś do Bostonu - miejsca skąd pochodzisz, na Ziemi upłynćło w tym czasie około 10 lat.
Pełen szaleństwa, postanowiłeś nawiązać kontakt ze swymi dawnymi przyjaciółmi ze studiów, odnalazłeś jedynie Henry Granta, udając Rosjanina, który uciekł w obawie przed represjami (bolszewicy w 1920r. doszli do władzy), masz tylko jeszcze jeden mały problem - odzyskać ludzkie ciało - a dlaczego nie Granta, albo któregoś z jego współpracowników? Do tego celu musisz przyzwać Nyarlhathothepa. Posłannika bogów, i przebłagać go ofiarą aby zdradził ci sekret przemiany (postać mogłeś zmieniać tylko w Krainie Snów).
Shogoth