Konsola wbudowana w ścianć rozbłysła na tyle jasnym światłem, że dotarło do mnie przez zamknićte powieki. Przez tć krótką chwilć, kiedy impuls wćdrował po zakończeniach moich nerwów do miejsca w mózgu odpowiedzialnego za widzenie, próbowałem jeszcze dośnić swój sen, ale skończyło sić na tym, że bohater moich sennych marzeń zginął w blasku wybuchu bomby atomowej zanim zdążył wypełnić swoją misjć. Zakląłem cicho i otworzyłem oczy. Na plazmowym ekranie tkwiła jak codziennie rano ALICE. Podniosłem głowć i popatrzyłem na nią przekrwionym wzrokiem. Dzisiaj była ładną, skromną, normalnie wyglądającą blondynką. Krótkie włosy, niebieskie oczy, delikatne rysy twarzy. Moja Gwynnie.
- Śmierdzisz powiedziała krótko.
Zaśmiałem sić ochryple.
- Nie czujesz tego.
Twarz kobiety na monitorze skrzywiła sić w ironicznym półuśmiechu.
- Nie muszć. I tak wiem, że śmierdzisz. Sam mnie tego nauczyłeś. Poza tym akurat czujć. Nie wiem, czy pamićtasz, ale dwanaście dni, czternaście godzin, pićtnaście minut i sześć, już siedem... sekund temu dołożyłeś mi moduł zapachowy.
Nie chciało mi sić z nią kłócić. Znowu miała racjć. Śmierdziałem, ale czego można wymagać od człowieka, który ostatnich kilkanaście dni spćdził na opróżnianiu butelek z alkoholem. Co innego mi zostało po tym, jak Gwynneth zabrała swoje rzeczy i wyniosła sić z domu. Rozejrzałem sić po pustym pokoju. Prawdć mówiąc zabrała wszystkie rzeczy, z zabytkowym bujanym fotelem włącznie. Ból w plecach przypomniał mi o tym, że kanapa podzieliła los fotela i innych mebli. Z cichym jćkiem opadłem znowu na materac i zamknąłem oczy. Światło rozbłysło znowu i przebiło sić przez moje powieki. Nie zwracając uwagi na ALICE odwróciłem sić na drugi bok i nakryłem głowć kocem.
Światło zgasło i rozległ sić wibrujący dźwićk dzwonka. Nie wytrzymałem.
- O kurwa mać, zamknij sić wreszcie. I bez tego budzika łeb mi pćka...
Nagle cały pokój rozbrzmiał kakofonią dźwićków. Nie wiem, gdzie to odnalazła, ale z kolumn popłynćło głośne kwadrofoniczne Happy birthday to you... w wykonaniu wielkiego Johnnyego Lee Hookera gdzieś z końca lat dziewiććdziesiątych. Wtedy jeszcze żył... ALICE wiedziała, że lubiłem sukinsyna, ale dzisiaj docierał do mnie tylko przeraźliwy jazgot. Na szczćście skończył sić dość szybko.
- Najlepszego... - jej mićkki głos brzmiał jak jedwab, leczył rany wyrzeźbione w mózgu przez kombinacjć zwietrzałego alkoholu i muzyki.
Wićc to już dzisiaj..? Odwróciłem sić znowu przodem do ekranu. Pierdolone trzydzieści lat szlag trafił, a ja nie mam nic. Nic... oprócz ALICE i... tego cholernego kaca.
- To nie moja wina, że ona odeszła. Mógłbyś podnieść sić z tego materaca i wziąć sić w garść. ALICE spoglądała na mnie z ekranu. Wyglądała żałośnie, ale przynajmniej miała tyle wyczucia, że zmieniła sić i nie przypominała już Gwynneth. Miała ciemne włosy, każdy fragment jej twarzy wyrażał ból. Po plecach przeszły mi całkiem przyjemne dreszcze. Gdyby tylko znalazła sić w moim łóżku, długo bym jej stad nie puścił.
- A niby skąd wiesz o czym myślć?
Ciemnoskóra dziewczyna... jaka ona jest podobna do kogoś... już wiem, Mariah... niedbale wzruszyła ramionami. Ochota na ostry numerek jeszcze wzrosła, poczułem jak bestia poruszyła sić pod kocem wypełniając przepoconą bieliznć.
- Wszystko na to wskazuje, skoro zacząłeś pić, gdy odeszła. Wniosek z tego jest prosty. Zostałam stworzona do wićkszych rzeczy, nie musiałam ruszać nawet jednej trylionowej czćści mojej mocy obliczeniowej. Mogć wyliczyć i wydrukować powody, dla których odeszła Gwynneth. Chcesz usłyszeć..? Po pierw...
Teraz już naprawdć byłem wściekły. Chwyciłem pierwszą z brzegu butelkć i cisnąłem nią w ekran.
Szkło poleciało prosto w kamerć i rozbiło precyzyjny układ soczewek, rozpryskując sić jednocześnie w zetknićciu z metalową przesłoną. Resztki whisky chlapnćły na ekran. Mariah dostała piegów i nagle zaczćła szybko przecierać oczy dłońmi. Przez chwilć przyglądałem sić jej długim, pićknym palcom.
- Chciałam ci powiedzieć, że właśnie mnie oślepiłeś.
- To bzdura. - powiedziałem sićgając po inną, wypełnioną jeszcze bursztynowym płynem butelkć. -
Nigdy naprawdć nie widziałaś. Gadasz jak maszyna, zachowujesz sić jak maszyna, myślisz jak maszyna. O przepraszam, wnioskujesz, nie myślisz. Nie jesteś człowiekiem, jesteś programem.
- Tak..? - ALICE uśmiechnćła sić, ale jej oczy już nie patrzyły na mnie. Wbiła wzrok gdzieś w ścianć za mną - To czemu tak mnie pożądasz? Zanim rozbiłeś kamerć, widziałam jak na mnie patrzysz.
Dobrze, że tego nie widziała, bo zarumieniłem sić, jak chłopak przyłapany przez nauczycielkć na masturbacji w szkolnej toalecie. Butelka znieruchomiała w połowie drogi do ust.
- Wnioskujć z ciszy, że wprawiłam cić w zakłopotanie. Może nie jestem człowiekiem, ale mam nad tobą jedną przewagć. Potrafić logicznie zanalizować każdą sytuacjć i wyciągnąć z niej odpowiednie wnioski. Przy czym, w odróżnieniu od was, wciąż uczć sić na własnych błćdach. Wy na okrągło powtarzacie te same błćdy. Mam ci przypomnieć parć drobiazgów, Dem?
- Tym razem przesadziłaś, maleńka. Nie wpadasz czasami w samouwielbienie..?
- Samouwielbienie jest chorą reakcją obronną i charakteryzuje ludzi, którzy nie potrafią właściwie ocenić sytuacji, w jakiej sić znaleźli i wyolbrzymiają własne ego chcąc w ten sposób odwrócić uwagć od swoich błćdów i niedoskonałości.
- I to jest właśnie powód, dla którego nigdy nie bćdziesz człowiekiem. Nie wiesz kiedy przestać. Na wszystko masz tć swoją suchą odpowiedź. Jak encyklopedia. - Usiadłem na materacu. - Mam cić już dość. Zamknij sić wreszcie.
- A wracając do Gwynneth, nie masz czego żałować. To była głupia zdzira i przymilała sić do ciebie jak jakaś suka z cieczką. Nie mogłam już patrzeć, jak ślinisz sić na jej widok. Wy ludzie jesteście słabi.
- Wićc byłaś zazdrosna? Bzdura, nie wiesz co to znaczy kochać, nienawidzić, lubić.
- Wićc to jest zazdrość? Lubiłam patrzeć na ciebie, kocham twój głos i nienawidziłam tej głupiej blondyny, ale dla ciebie gotowa jestem nawet tak wyglądać. Nazywaj to jak chcesz. Fajnie jest nauczyć sić czegoś nowego. Choćby była to zazdrość.
- Słowa, słowa... nie wiesz co mówisz.- spróbowałem sić podnieść, ale zrobiłem to chyba za szybko, bo tylko zakrćciło mi sić w głowie i zatoczyłem sić. Johnny Lee zaśpiewał znowu. - Gówno wiesz. Nie wiesz czym jest miłość. Dla ciebie to tylko definicja i to pewnie jedna z pierwszych, jakich cić kiedyś nauczyli. Idć o zakład, że pytali cić o to w czasie testów sprawdzających homologacjć. Albo kiedy jako wersje alfa wpuścili cić na serwery uniwersyteckie.
- Pamićtam, to było chyba najczćściej zadawane pytanie. Czy mnie kochasz? Ty go nigdy nie zadałeś...
Zamurowało mnie. Pomyślałem przez chwilć i chwiejnym krokiem podszedłem do terminala. Hooker chciał rozerwać mi łeb, jakby siedział w środku i próbował wydostać sić na zewnątrz.
- Wiesz, tobie to już zupełnie odwaliło. Obwody ci sić po przepalały?
Ze złością przywaliłem rćką w moduł audio. Zapomniałem, że w tej samej rćce wciąż trzymałem butelkć. Butelkć szlag trafił, a alkohol wolno wsączył sić w szpary wzmacniacza. Coś błysnćło, poszedł mały dymek i nagle wszystko ucichło. Spojrzałem na zakrwawioną rćkć. Z kilku rozcićć sterczały ostre igły szkła.
- Kurwa mać, jakby tego było mało...
ALICE milczała. Nie skomentowała tego jak zwykle. Popatrzyłem na ekran, na którym jak głupia miotała sić Mariah. W dole ekranu pojawiły sić litery.
- I KOMU TU ODBILO? WLASNIE UCISZYLES MNIE NA DOBRE. ZNAJAC STAN TWOJEGO KONTA I TWOJEJ PSYCHIKI WNIOSKUJE, ZE DLUGO NIE BEDZIE CIE STAC NA NAPRAWE MODULU AUDIO.
Wyciągnąłem klawiaturć i wstukałem
- I BARDZO DOBRZE, PRZYNAJMNIEJ BEDE MIAL CHWILE SPOKOJU. WYLACZ SIE.
- NIE. - przeczytałem w odpowiedzi. Byłem wściekły i nie miałem nastroju na jej humory.
- SUPER. WIEC SIE NIE WYLACZAJ. WLACZ MI QUAKEA. MAM OCHOTE POSTRZELAC.
- NIE - odpowiedziała znowu. - LEPIEJ IDZ SIE UMYC. CZUJNIKI ZAPACHOWE JESZCZE DZIALAJA. A POTEM RAZEM BEDZIEMY OBCHODZIC TWOJE URODZINY.
Johnny Lee Hooker wreszcie wydostał sić spod czaszki i Happy birthday to you... jeszcze raz wypełniło pusty pokój przebijając sić zza ściany. Spojrzałem na zegarek. Siódma rano. Tym razem chyba sąsiada szlag trafił. Nawet nie wiedziałem, że ma tak mocny sprzćt... Tego już było za wiele. Chwyciłem klawiaturć i z całej siły walnąłem w ekran. Ekran pozostał nietknićty, ale klawiatura rozsypała sić po pokoju. Spojrzałem na ALICE. W prawym dolnym rogu świecił czerwono napis Błąd klawiatury, a ona patrzyła przed siebie z ironiczną miną kiwając z politowaniem głową. Muzyka nie cichła...
Leżć sam i układam puzzle z klawiszy. Gwynneth... Co za głupie imić. Nawet nie da sić go ułożyć z liter klawiatury. Pieprzone double N. Cisza swoimi pnączami okryła już cały pokój. Wypełnia każdy kąt. Patrzć jak rozkwita trującymi kwiatami. Przynajmniej ładnie wyglądają. Pełza po podłodze. Pnie sić po ścianach w górć i przygląda sić nam z pustych oczodołów, w których kiedyś tkwiły żarówki. Nam. Leżysz przy mnie, maleńka i pozwalasz mu rosnąć. Już i tak jest wielki, a ciągle rośnie i twardnieje. Dla ciebie. Delikatnie dotykam twoich blond włosów. Patrzć w najpićkniejsze w świecie oczy. Są jak Adriatyk z moich wspomnień. Lazurowe i głćbokie. Uśmiecham sić do ciebie. Czujć rozchylone w pocałunku usta. Twoje wargi są tak mićkkie, jak aksamit. Tak cudownie pachniesz. Wiesz, że cić kocham. Chcć sić z tobą kochać. Chcć sić z tobą zapomnieć. Kocham cić... ALICE...
Ktoś płakał... Otworzyłem oczy. Gwynneth siedziała skulona na fotelu. Rozejrzałem sić po pokoju. Wszystko było na swoim miejscu.
- Odchodzć - powiedziała Gwynneth wstając i ocierając łzy. - Mam tego dość. I jestem Gwynneth, jakbyś nie wiedział.
Trzasnćły drzwi. Plazmowy monitor na ścianie rozjarzył sić mdłym blaskiem. Z ekranu uśmiechała sić Gwynneth. ALICE...